Informacje

  • Wszystkie kilometry: 82353.99 km
  • Km w terenie: 1630.90 km (1.98%)
  • Czas na rowerze: 108d 23h 10m
  • Prędkość średnia: 20.38 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy waxmund.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

>200

Dystans całkowity:21481.44 km (w terenie 25.10 km; 0.12%)
Czas w ruchu:762:45
Średnia prędkość:23.99 km/h
Maksymalna prędkość:80.49 km/h
Suma podjazdów:123742 m
Liczba aktywności:71
Średnio na aktywność:302.56 km i 13h 37m
Więcej statystyk
Czwartek, 30 października 2014 | Uczestnicy Kategoria >200

Tyniec + Kraków - Starachowice



Z rana skoczyliśmy razem z Adamem i Grześkiem do Tyńca. Tempo spacerowe, więc przy temperaturze 1°C nieźle wymarzliśmy. Do księgarni w Tyńcu dojeżdżamy 5min po otwarciu, książki którą chciałem kupić brak :P Kawiarnia zamknięta, ale Grzesiek zaczął zagadywać babkę z księgarni:

- czy można się tu gdzieś napić czegoś ciepłego?
- tak był się napił czegoś ciepłego...
- tak mi zimno...
- królestwo za coś ciepłego!

I się babka zlitowała i zrobiła nam po kawie ;)

Później pokręciłem się chwilę po mieście.

Tak dobrze rowerowe zaczęty dzień, trzeba było w podobny sposób zakończyć, więc zamiast jechać jakimś busem i stać w korkach, stwierdziłem że pojadę do domu rowerem.
Trochę mi zeszło z przygotowaniami i ruszyłem dopiero tuż przed 16.

W Krakowie na Nowohuckiej potężny korek. Szczęśliwie dla mnie, jechała akurat karetka, więc wszystkie auta rozjechały się na boki, i jechałem między nimi niczym Mojżesz przez rozstąpione Morze Czerwone :D Średnia prędkość karetki to ~34km/h... Jaka więc była średnia aut stojących w korku? 5km/h? ;)

Z racji późnego wyjazdu, bardzo szybko robi się ciemno. Tuż za Krakowem włączam już lampki.

W rejonie Buska-Zdroju tradycyjnie kryzys. Na 10km odcinku jest tam delikatnie pod górkę i zawsze tam z sił opadam :P

Pierwszy postój na 63km na ławkach przy stacji benzynowej. Szybko łykam herbatę z termosu i dwie kanapki i zwijam się w dalszą drogę bo zimno jak się siądzie.
W trakcie jazdy znowu jest trochę za ciepło, i ciągle rozsuwam i zasuwam windstopperową bluzę.

Trasa bez większych przygód, fotek brak bo ciemno... Trochę się poganiałem z psami po wsiach - niektóre nawet nieźle uparte były i potrafiły dobre 500m mnie gonić ;) Stracha mi napędziły dwa duże bezpańskie wilczury. Takie bydle to już trochę szybsze może być od wiejskich burków...

Po drodze zaczepiło mnie jeszcze jakichś dwóch gości. Jeden kompletnie pijany, drugi trzeźwy. Pytali czy nie widziałem gdzieś wałęsającego się owczarka niemieckiego...

Drugi i ostatni postój w Szydłowie, na 117km, gdzie po 2min siedzenia na ławce na rynku, zaczynam się trząść z zimna, więc nie ma rady, trzeba się zbierać i jechać dalej.

Bez przygód docieram do sennych i bezludnych Starachowic, i o 23:20 dzwonię do Mamy która zaskoczona wpuszcza mnie do domu ;)

Hopek na trasie było całkiem dużo. Było bezwietrznie, więc licznikowi można raczej wierzyć. Równe 1800m podjazdu na 175km jazdy ;)
Profil w linku poniżej.

Całą trasę spokojnym tempem żeby się nie zgrzać za bardzo i później nie zamarzać.


  • DST 229.72km
  • Czas 09:06
  • VAVG 25.24km/h
  • VMAX 57.97km/h
  • Podjazdy 1800m
  • Sprzęt Szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 24 września 2014 Kategoria >100, >200

Leniwe choć długie przywitanie jesieni

Leń totalny ;) Opis we wtorek 30.09.2014 ;)

Mieliśmy jechać razem z Adamem, ale ten zauważył poważną usterkę roweru wieczorem przeddzień wyjazdu, więc pozostało mi jechać samemu. A że dawno sam nigdzie nie byłem, to nawet z chęcią się wybrałem samotnie.

Pobudka koło 4:30. Nikt na mnie nie czeka, więc leniwie się zbieram, pakuję i startuje dopiero o 5:50.



Na dworze już się dość mocno przejaśniło, ale jadę z powłączanymi lampkami bo ciągle wokół mnie gęste mgły mocno ograniczające wilgotność.

W połączeniu z temperaturą która wynosiła równe 3 stopnie było to dość trudne połączenie, bo wilgoć osiadała na wszystkich ciuchach i butach, po czym z racji temperatury bardzo wyziębiała. Raz mnie już stopy zaczęły boleć, więc musiałem stanąć żeby je jakoś rozgrzać ;)
Stanąłem więc przy jakiejś leśnej dróżce, która jak widać poniżej, jest dość popularna. O 7 rano nikogo poza mną nie było ;)
Tempo od początku spokojne, bo się spocić nie chciałem żeby później nie zamarznąć. Później planowałem przyspieszyć, ale nigdzie mi się nie spieszyło i tempo spokojnym pozostało już do końca ;)



Zdarzały się pojedyncze miejsca gdzie mgły nie było.




Większość porannej trasy wyglądała jednak tak jak na obrazku poniżej:


Po ~80km robię 2 minutowy postój na wyciągnięcie kanapek z podsiodłówki i jem je już w trakcie jazdy żeby się nie wyziębić na postoju.

Kawałek dalej zaczynam pierwszy krótki, ale łapiący pod 10% podjazd.



Później kilka bardzo małych hopek i kolejne wypłaszczenie w rejonie Dębicy.
W Ostrowie mijam cukrownie, która pięknie wpasowała się w osiedle. Przynajmniej blisko do pracy ludzie mają.





Takie cuda ludzie przed domem mają :D

Na ~140km kolejny postój na przystanku autobusowym, tym razem trochę dłuższy, jakieś 10min. Jak widać, na przystankach też się dzieje.... :P






Przed Wielopolem Strzyżewskim zaliczam jeden z 3 'dużych' podjazdów tego dnia. Na końcówce trafiam tradycyjnie na kiepski szuter, ale wcześniej droga prowadzi spokojną wiejską dróżką więc jedzie się super mimo sporego nachylenia (~10%).
Przewyższeń na mojej trasie niby nie wyszło dużo, ale większość była jednak dość stroma i dała trochę w kość.



Zdjęcia robię baaardzo marnym aparatem z komórki, więc wiele na nich nie widać, ale widoczki były świetne ;) Chyba zacznę jednak wozić ze sobą normalny aparat, bo aż szkoda czasem normalnej fotki nie zrobić.



Prze Wiśniową kolejna ściana, po czym łapie mnie porządny leń (który trzymał i tak cały czas, tempo miałem bardzo spokojne ;)), i robię sobie dłuugi postój pod sklepem. Słonko wreszcie porządnie świeci, można się zagrzać i trochę wyschnąć. Niestety w trakcie jazdy cały czas zimno, więc jadę poubierany. Na podjazdach gorąco, na zjazdach marznę, czego efektem są przepocone ciągle ciuchy :P

Ze (zbyt) pełnym żołądkiem, już w rezerwacie Prządki, atakuje najwyższy punkt wycieczki tj ~460m. Myślałem, że podjazd był stromy bo złapał 11%, ale dopiero na zjeździe się zaczęło ciekawie. 10-17% po bardzo wąskiej i jeszcze bardziej krętej drodze było męczące, szczególnie przy moich kiepsko hamujących obręczach :P




Drogi jakością niespecjalnie mnie rozpieszczały.



Prawie jak Św. Krzyż.


Ruiny zamku Kamieniec

W Brzostku (~250km) robię kolejny długi postój, który próbuje mi umilać lokalny... ćpun :D
~18 letni gość, który był wybitnie nadpobudliwy i odrobinę agresywny wobec otoczenia dosiadł się do mnie na przystanku i opowiadał mi historię swojego życia. Chciał mi nawet dać jakieś wspomagacze żeby mi się lepiej jechało... odmówiłem jednak i pozostałem przy swoich specyfikach, tj kanapkach i soku :P
 
Zauważam też tutaj błąd w wyznaczaniu trasy. W jednym miejscu zawinąłem ją w tą i z powrotem, przez co zamiast 415km, miałem realnie 380km. Łamałem się chwilę nad ew wydłużaniem do 400km, ale ani rekord to żaden by nie był, ani gminy bym żadnej nie zaliczył... a rozum trzeba nie tylko mieć, ale też czasem używać, więc pojechałem już najkrótszą drogą do domu :P



Większość trasy jechałem bocznymi dróżkami, które mi się już trochę nudziły (szczególnie obijanie po dziurawych asfaltach), więc z przyjemnością wskoczyłem na krajową drogę nr 4, licząc na popychające podmuchy spod TIRów i inne atrakcje, a tam jak na złość strasznie spokojnie. Momentami to co 10min mnie auto mijało...
Mijam tutaj też kilku zupełnie nieoświetlonych rowerzystów. Co za idioci... jeden z nich co chwilę dzwoni dzwonkiem, żeby ewentualni nieoświetleni piesi zeszli mu z drogi. Patologia :)

40km przed domem ostatni postój na Orlenie na dużą herbatę z olbrzymią ilością cukru ;)
W domu melduje się o 23, czyli po 17h od startu. Mimo kolejnego obniżenia siodełka, dojechałem znowu z nadciągnietym ścięgnem achillesa. Muszę jednak odpuścić dłuższe trasy na jakiś czas, bo w ten sposób to się nigdy tej kontuzji nie pozbędę.

Wieczorem znowu chłodno, jak pod prysznic wlazłem to całe ciało miałem lodowate :P A w trakcie jazdy niby mi ciepło było.

Max/śr nachylenie: 11/3% w górę, 17/2% w dół.



Zaliczone gminy:
Dębica wiejska i miejska, Ropczyce, Ostrów, Sędziszów Małopolski, WIelopole Skrzyńskie, Wiśniowa, Strzyżów, Krosno, Jedlicze, Wojaszówka, Frysztak, Kołaczyce, Brzyska, Brzostek, Jodłowa

Łącznie 1080 zaliczonych:

  • DST 374.99km
  • Czas 14:53
  • VAVG 25.20km/h
  • VMAX 68.51km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 2593m
  • Sprzęt Szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 16 września 2014 | Uczestnicy Kategoria >100, >200

Na obiad do Teściowej


Startujemy późno bo dopiero koło 9.
Początek bardzo ciężki... po 20-30km czułem że nie dam rady przejechać całego dystansu. Później szczęśliwie się rozkręciłem, a za to Adam opadł trochę z sił więc się wyrównało :P

Większość trasy 'do' jedziemy spokojnymi drogami, mijając po drodze nowo wybudowaną zaporę (jeszcze nie zalaną) w Świnnej.



Wycieczka bez pośpiechu, bo na obiad mieliśmy być dopiero na 15 co udało nam się prawie idealnie, bo byliśmy 14:50 ;)
Po drodze sporo górek, kilka ścianek po 10-13%.









Obiad pyszny (dziękujemy!) - dużo makaronu, pierogi, szarlotka... ;) Jak już się mieliśmy zbierać to zaczęło padać, więc posiedzieliśmy dłużej. Zeszło nam w Szczyrku ponad 2,5 ;) Ciężko nam się było zebrać w ten deszcz, szczególnie że świetnie nas ugoszczono, ale trzeba było jednak do domu jakoś wrócić.







W trakcie powrotu około 50km w deszczu. Jakieś 40km przed Krakowem coś mi się osłabło, ale po przyjęciu kanapki i coca-coli (dziękuje ponownie!) rozkręciłem się i cisnąłem jak nowy, gubiąc po drodze kilka razy Adama, choć i tak bardzo mało sobie na trasie siedzieliśmy na kole.





Trasa:



(GPS coś wariował więc sporo krótszy ślad wyszedł)
  • DST 244.28km
  • Czas 08:48
  • VAVG 27.76km/h
  • VMAX 68.51km/h
  • Podjazdy 2437m
  • Sprzęt Szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 23 sierpnia 2014 Kategoria >200, >400km

Bałtyk - Bieszczady Tour - 1008km non-stop



Bałtyk-Bieszczady 2014 zakończony. 1008km przejechane w 50h 6minut

Na ~530km kontuzja prawego kolana i lewego ścięgna achillesa i od tamtej pory niezła walka z samym sobą żeby dotrwać do mety

Warunki kiepskie, ponad 12h jazdy w ciągłym deszczu, cały czas dość zimno.
Mimo to zabawa przednia i na pewno wystartuje za 2 lata po raz czwarty

Dzięki wszystkim za trzymanie kciuków i doping. Na trasie dostałem ponad 100 smsów Relacja i galeria pojawi się pewnie po weekendzie.

Ps.: Fuksem bo fuksem, ale zakład z Wilkiem wygrany ;) Wilk zgolił wąsy! :P
  • DST 1008.00km
  • Czas 40:16
  • VAVG 25.03km/h
  • VMAX 72.00km/h
  • Podjazdy 5191m
  • Sprzęt Szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 7 czerwca 2014 Kategoria >400km, >100, >200

Maraton Podróżnika - 510km/24h

Po zrobieniu 470km w 2 dni (dzień 1, dzień 2) dojeżdżając do bazy Maratonu Podróżnika, przyszedł czas na danie główne, czyli sam maraton :)

Maraton – 500km/24 – był organizowany przez forumowiczów z internetowego forum www.podrozerowerowe.info, w tym też przeze mnie ;) Nie był on dla mnie wyzwaniem, gdyż mam na koncie sporo szybsze maratony, a raczej towarzyskim przejazdem. W końcu znałem osobiście większą część startujących.

Zapraszam do relacji:

http://www.waxmund.pl/maraton-podroznika-500km24h/
  • DST 518.24km
  • Czas 19:03
  • VAVG 27.20km/h
  • VMAX 61.21km/h
  • Podjazdy 2398m
  • Sprzęt Szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 6 czerwca 2014 | Uczestnicy Kategoria >30km/h, >200, >100

Dojazd na MP - Starachowice - Skrzeszew



Obudziła mnie burza. Hmm, a miało w ogóle nie być żadnych opadów wg prognoz z przed 2 dni. Jak ja lubię takie zaskoczenia...

Spokojnie zjadamy śniadanie i sprawdzamy sobie pociągi do Warszawy i dalej do Siedlec ;)

Po 2h od naszego wstania przestaje padać i delikatnie się rozpogadza. Próbujemy na rowerach. Trasa wiedzie niedaleko od Radomia w którym ew możemy wskoczyć w pociąg.

Ze Starachowic nawet dobrze nie wyjechaliśmy i zaczęło znowu padać. Buty w moment przemoczone, ciuchy bez tragedii bo jest jednak dość ciepło.

W Skaryszewie decydujemy się jechać jednak dalej na rowerach. W końcu w mokrych butach do pociągu wsiadać... Jak jedziemy to przynajmniej ciśniemy i jest ciepło.

Wczorajszego wieczora Kurier opowiadał jak na mecie ostatniej edycji BBT jeden z kolarzy którzy ustanowili rekord trasy opowiadał jak jechali:

BYŁA TAKA DZIDA OD STARTU DO METY!!!

Kurier widać wziął sobie to do serca i też nieźle cisnął. Licznik mu szwankował, więc tylko pytał:

K: Ile jedziemy?
Ja: 38
K: O, to za szybko.

Staraliśmy się trzymać te 30-35, zależnie od tego jak mocno wiało. Czasem z 30 robiło się i 45 jak nas kilka mijających tirów zapraszało swoimi podmuchami do szybszej jazdy ;)

Całą trasę jechaliśmy pod wiatr, więc tempo jak na te warunki było dość mocne. Kurier mówił zresztą, że pod taki wiatr to pociśnie i później zwolni.

Na dość częstych (co ~50km) postojach się mocno ociągaliśmy siedząc po pół godziny i dłużej. Czasu mamy dużo, a liczyłem na odwiedziny w Siedlcach (nieudane) więc trzeba było jakoś przyhamować, a przecież nie powiem chłopu żeby zwolnił tempa... :p

Jakiś kapeć, wyprzedzania aut na zjeździe, trochę deszczu w Puławach z których rano mieliśmy informację o pięknym słońcu które nas zachęciło do jazdy...



Kurier mówił że trochę pociśnie i zwolni tak? Tak. Po 195km się na chwilę uspokoił. Wyszedłem więc wreszcie na całe ~5km na zmianę :D Oj, ciężko mi się tego dnia jechało. Chyba dalszy ciąg kryzysu z przed Buska z poprzedniego dnia :p

Na przejechanych 250km dwa (słownie: DWA) razy przestał też pedałować na jakieś 3 sekundy. Poza tymi niechlubnymi momentami cały czas równo kręcił. Cyborg.

W Siedlcach straszne korki i w ogóle brzydko i nieprzyjemnie. Kręcimy się chwilę w poszukiwaniu jakiegoś baru, który znajdujemy w końcu dopiero kilka kilometrów dalej. Przyzwoity obiad i ostatnie 50km przed nami.

Buty suche (ciuchy mimo niewysokiej temperatury i wiatru w twarz upocone :P) więc oczywiście musiało nas zlać jeszcze na koniec. Fontanny spod kół samochodów, rzeki na drogach, wszystko mokre. A miało być tak pięknie... ;)

Robimy zakupy pierwszej potrzeby w sklepie tuż przed bazą Maratonu i jedziemy na miejsce gdzie nie ma jeszcze zapowiadanego krowiego mleka, więc spożywamy produkty zdecydowanie niemleczne.



  • DST 253.09km
  • Czas 07:49
  • VAVG 32.38km/h
  • VMAX 63.00km/h
  • Podjazdy 1157m
  • Sprzęt Szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 5 czerwca 2014 | Uczestnicy Kategoria >100, >200

Dojazd na MP - Kraków - Starachowice



Dojazd pociągiem do bazy Maratonu Podróżnika niby zły nie był, ale wybrałem jednak rower ;)

Ruszam z Krakowa koło 13:15. Pierwsze pagórki idą bez problemowo. To pierwsza dłuższa trasa w SPD'ach i na nowym rowerze, więc nie szarżuję. Prawie całkowicie bezwietrznie, słońce przyjemnie grzeje. Idealnie ;)

Jadę dobrze znaną mi trasą do Buska. Jechałem tędy wiele razy jadąc do moich rodzimych Starachowic. Okazuje się przy okazji, że trasa ta jednak wiedzie przez gminę Złota, którą miałem niezaliczoną, więc decyduje się jechać w miarę główną i bardzo porządną drogą zamiast się tłuc po dziurach.

Przed Buskiem, na ~80km, robię sobie postój. Wcinam kilka kanapek i po postoju coś się we mnie psuje :P Mocno spada tempo i w ogóle się ciężko jedzie.

Odbijam po drodze zaliczyć ze dwie gminy, dzięki czemu robię jakieś 3km w terenie :p

Kryzys trwa aż do Kielc, gdzie staję na obiad u Kuriera i Moniki. Posiedzieliśmy trochę, pogadaliśmy i wskoczyliśmy już we dwóch na rowery.
Kurier od razu podkręcił mocno tempo a mi dalej dość ciężko się jedzie. Szczęśliwie na podjazdach trochę się uspokajał i mogłem odpocząć :p Chcieliśmy zrobić zakupy w sklepie niedaleko mojego rodzinnego domu co by ich nie wozić w siatce na kierownicy na trasie, więc trochę musieliśmy pogonić.

Przy średniej 33,5 spokojnie się wyrobiliśmy ;)

Zakupy, wieczorne piwo (no dobra, kilka) i koło 0:30 spać.

http://www.strava.com/activities/151441674


Do dystansu dorzucone 15km po mieście i wycięte kawałki z pod domów ;)

Coś na Stravie brak segmentów żadnych z trasy :/
http://www.strava.com/activities/151315032
  • DST 215.30km
  • Czas 07:17
  • VAVG 29.56km/h
  • VMAX 69.60km/h
  • Podjazdy 1703m
  • Sprzęt Szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 21 marca 2014 Kategoria >100, >200

Kraków - Warszawa. Z przygodami ;)

Miała być pętelka po okolicy, ale miało mocno wiać z południa i aż żal było tego nie wykorzystać, więc zamiast gór tak jak tydzień temu, pojechaliśmy do Warszawy ;)

Miał z nami jechać jeszcze Wilk, ale coś mu wypadło i nie mógł niestety dołączyć.



Pobudka o 4:30, szybkie zapychanie makaronem i po spotkaniu na rynku o 6 rano ruszamy w trasę. Po ostrych podjazdach tydzień temu podjazdów się nie boję, bo na naszej trasie nic wielkiego nie będzie. Tymczasem na wyjeździe z Krakowa Adam wychodzi na przód, i ledwo daję radę utrzymać koło na tych pagóreczkach. Całkowicie zastane nogi, nie idzie zupełnie.

Po kilku takich podjazdach rozkręcam się, i sam zaczynam czasem uciekać ;) Na zjazdach udaje się kilka razy wyciągnąć ~70km/h, ale na tylko na moment i licznik ledwo załapał jako Vmax 70.

Na naszym 70 kilometrze, na zjeździe do Wodzisławia jak na każdym innym dokręcamy wjeżdżając na skrzyżowanie przy ~50-60km/h.
Adam był trochę z przodu i przejeżdża skrzyżowanie, a gdy tylko przejechał, z podporządkowanej rusza auto próbując przeciąć w poprzek drogę...



Chcąc przeżyć wcisnąłem obie klamki na maksa, rower wpadł w lekki poślizg i wywróciłem się razem z nim szorując bokiem po asfalcie.
Szczęśliwie wyhamować mi się udało.

Kierowca który wymuszał pierwszeństwo spojrzał na mnie jak na rozjechanego psa, i pojechał dalej ;) Wychyliłem głowę żeby zapamiętać rejestrację, i leżę dalej na środku pasa powtarzając ją sobie w głowie.

Auta wokół stoją, ktoś wychodzi pytać czy żyję. Żyję.
Adam zapisuje rejestracje i pomaga mi się zebrać z drogi.
Straszliwie boli prawa noga, która jest dziwnie wykręcona i nie mogę nią zbytnio ruszyć. Kość żadna nie wystaje, więc w sumie i tak dobrze :P

Jakiś kierowca dzwoni po karetkę i policję, ale gdy jeszcze jest na linii (trochę to zajęło) staram się rozruszać nogę i wydaje mi się, że poza mocnym stłuczeniem wszystko ok, więc mówię żeby odwołał karetkę, ale ta już jedzie i zawrócić ponoć nie może.

Na facebooku dowiedziałem się już, że 'Przodujesz w statystyce "najczęściej wzywana karetka do cyklisty (Polska)"'. Coś w tym jest...

Pierwszy przyjeżdża na sygnale (świetlnym) nieoznakowany radiowóz na rejestracji z moi rodzimych Starachowic, później karetka. Sanitariusz podpytuje o stan, ale widzi że noga cała, więc tylko wypisuje papier pod którym się muszę podpisać oświadczając że na własną odpowiedzialność na pogotowie nie pojechałem.
W sumie to nie wiem co by było gdyby później coś wyszło... Swego czasu wypuszczono mnie ze szpitala po wypadku ze złamaną szczęką... Teraz też na pewno byłem w szoku...

Wyciągam z sakwy Voltaren Max który wziąłem na wypadek problemów z kolanami i smaruje mocno obitą nogę, co sanitariusz skwitował 'o, widzę że pan przygotowany' :P



Policja tymczasem po zebraniu moich zeznań (nie obyło się bez dmuchania do alkomatu :P już chyba z 5 raz na rowerze...), jedzie szukać sprawcy. Schodzi im ze sprawą prawie godzinę. Kierowca się przyznał do wymuszenia, ponoć nie widział. Eh... Dostał jakiś mandat i tyle.
Na koniec sam sobie wypisuje notatkę o zdarzeniu na jakimś świstku papieru, którego nawet mi policjant nie chciał podpisać :P
Całkiem podartego buta (przy okazji też dwie skarpetki i stopę) naprawiam tymczasowo zipem żeby jakoś trzymał ;)

Z akcją zeszło ~1h 40min. Noga dzięki maści przeciwbólowej prawie nie boli, więc wskakujemy na rowery. Pechowo spodnie obcierają się nie tylko na kolanach, ale też na tyłku, i to w dość hmm newralgicznym miejscu :P Z tej okazji Adam prowadzi a ja siedzę grzecznie na kole ;)
Zaszyć taką lycrę z moimi zdolnościami manualnymi będzie ciężko, jakbym bieliznę jakąś zakupił może być gorąco... Zakładam w końcu krótkie spodenki (typu plażowego :P), które wziąłem żeby przy planowanym powrocie pociągiem się trochę mniej rzucać w oczy ;)
Ciepło, ale przynajmniej można jechać bez wstydu :P



W Jędrzejowie odbijamy jadąc na kolejnych ~50km odcinkami z niesprzyjającym wiatrem, z którym i tak mocno walczymy (30 musi być!).
Miło się odbija po takim kawałku walki z wiatrem, z powrotem na drogę na której wieje w plecy. Sama przyjemność taka jazda :)

Na 120km postój pod sklepem. Południa jeszcze nie ma, a my już w krótkim rękawku...

Za Łopusznem (~140km) opuszczają mnie chyba wreszcie emocje związane z wcześniejszą wywrotką (myślałem że mnie zabije to auto...), i coraz bardziej opadam z sił. Jeszcze przed chwilą prowadziłem na prostym ~40km/h, a teraz ciężko mi koło trzymać przy 35. Siedzę więc dużo więcej na kole, tylko czasem wychodząc na trochę na zmiany.



W Końskich kolejny postój na którym już całkiem opadam z sił. Raptem 170km w nogach, a ja usypiam :p Coca cola i jakieś batony trochę pomogły,  i po odwiedzeniu jednej gminy w łódzkim, robimy kolejny postój po 70km w - jeśli wierzyć tabliczce - najmniejszym mieście Polski - w Wyśmierzycach.
Tu już całkiem padam. Styrany niesamowicie, ubrałem się, trzęsę się z zimna, tymczasem Adam siedzi obok w krótkim i mu ciepło. W końcu 21 stopni, więc nic dziwnego... :P Stan powypadkowy jednak nie sprzyja długim trasom.

Już po ciemku dojeżdżamy do Warki, za którą zauważam świecącą jasnym światłem lampkę rowerową. No lepszej motywacji do jazdy nie może być ;)
Zapominam o zmęczeniu i wychodzę na zmianę będąc z początku przekonanym, że to jakiś miejscowy dziadek i że go szybko dogonimy. Kręcimy te ~32km/h na prostych ale coś nam się ta lampka oddala. Na płaskim to jednak ciężko kogoś dogonić :p Szczęśliwie trafia się podjazd, na którym mocniej dokręcam, później odchodzę na wypłaszczeniu, i już mijam na swoim MTB z wypchaną ciuchami sakwą, w hawajskich spodenkach, przy prawie 40km/h  jakiegoś gościa na szosie :P
Szybko nas dogania i trochę nie dowierza temu że jedziemy z Krakowa i mamy prawie 300km w nogach, kwitując to czymś w stylu:
- ta, jasne.

Wychodzi na prowadzenie chcąc nas chyba pogonić, i tak sobie kręcimy po ~40-45km/h za nim na koniec trasy :P
Dołącza się do nas w międzyczasie Wallace z forum który zostaje z początku trochę z tyłu, więc muszę jeszcze wyprzedzić kompanie z prośbą o krótki postój. Po minucie ruszamy już razem, chłopaki zmieniają się we trzech na przedzie, a mnie po 30km takiego gonienia całkowicie odcina i musimy odpuścić ;)
Wcinam jakiegoś batona i bułkę, i kręcimy kolejne 5km do Konstancina gdzie czeka na nas Biker1990. Posiedzieliśmy trochę pod sklepem (na postoju znowu umieram i zasypiam :P), i po kawałku wspólnej trasy Biker odłącza się w stronę Powsina.



Dojeżdżamy we trzech koło 21 do Warszawy gdzie przy moście łazienkowskim żegnamy się z Wallacem (dzięki za siodełko! :)), a my szukamy znajomych Adama.
Wypasiony hamburger na ulicy Zwycięzców (a jak!), później na plażę, krótka rundka po starym mieście, i wsiadamy w pociąg do domu.



W pociągu wiadomo jak się śpi. Rano zjadłem w domu śniadanie i po dosłownie minucie drzemania dostałem telefon, wzywający z powrotem na rower.... Oj, nie chciało się, ale jak się człowiek umówił, to trzeba jechać :D Wysmarowałem nogę maścią, a że już spóźniony byłem, to znowu ciśnięcie na maksa ;) Przejechaliśmy się na tandemach do Tyńca.



Do Warszawy jechało się super. Chyba pierwszy raz jechałem dłuższą trasę z tak sprzyjającym wiatrem (po południu mocno osłabł, ale i tak pomagał). Taka jazda to sama przyjemność, choć po prawie-wypadku, od połowy trasy mocno musiałem ze sobą walczyć żeby dotrwać do końca :P Gdyby nie Adam, dla którego swoją drogą było to pierwsze 300km na koncie, chyba bym odpuścił :p

Miłym akcentem było też to, że rower MTB (opony 26x1,5") nie miał nic przeciwko szybkiej jeździe i dobrej średniej, która od początku utrzymywała się praktycznie na tym samym przyzwoitym - 31,6km/h poziomie :P

Zaliczone gminy:
Oksa, małogoszcz, Krasocin, łopuszno, radoszyce, gielniów, drzewica, odrzywół, klwów, potworów, radzanów, wyśmierzyce, warka, góra kalwaria, konstancin-jeziorna.
Łącznie 957, 70 w tym roku (na niebiesko):




Trasa gminnie nie była zbytnio zoptymalizowana. Raczej nastawiona na to co przy okazji może wpaść ;)

  • DST 344.00km
  • Czas 10:52
  • VAVG 31.66km/h
  • VMAX 70.53km/h
  • Podjazdy 2200m
  • Sprzęt Wyprawowy
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 14 marca 2014 | Uczestnicy Kategoria >100, >200, Górki

Góry. Dużo gór ;)




Zima się powoli kończy, więc trzeba korzystać z dobrej pogody, bo na sobotę już śnieg z deszczem zapowiadali...



A: Jakieś plany na jutro? Proponuje wyskoczyć jutro w jakąś dłuższą traskę...
Ja: Dłuższą, czyli ile?
A: Ambitnie myślę coś koło 200. Tak wiem, dla Ciebie to jak po bułki do sklepu...
Ja: 190km i 3700 przewyższenia. Dobre będzie?
A: Myślałem, że się lubimy, a tu widzę będzie wypluwanie płuc...

;)

Startujemy koło 7:30 i po 4km wciskamy się na pierwszą z wielu dzisiejszego dnia 14% ściankę.

Już na 3 podjeździe stajemy żeby się rozebrać, bo gorąco. Termometr pokazuje 7 stopni w cieniu.

Ścianka na dzień dobry:


Jedziemy dobrze mi znanymi drogami do Dobczyc, a później - chcąc ominąć nudny i płaski odcinek w kierunku Wiśniowej - odbijamy w okoliczne wioski.
Pakujemy się pechowo w brak asfaltu (Adam jedzie na szosie), ale szczęśliwie po ~1,5km się kończy.



Ścianka za ścianką, prawie na każdej licznik łapie ~10%, nie raz pokazując więcej.
Pierwszy 1000m przewyższeń był po 45km.

Za podjazdem w Kasinie trochę się wypłaszcza, dzięki czemu mimo że te 33-35 trzymaliśmy, trochę odpoczywamy od podjazdów.



Po 80km i prawie 2000m przewyższeń na koncie robimy zasłużony postój w Rabce. Ciepełko... można się rozebrać do krótkich spodni i koszulki... taką zimę to ja rozumiem :D

Ruszamy dalej 1-2% podjazdem, który kończy się piękną ścianką w Rdzawce:



Jechałem już tędy 2 razy. Raz na szosie - było ciężko. Drugi raz na MTB z 4 sakwami i przełożeniem 30/34. Też było ciężko...
Tym razem wrzuciłem młynek 22/34 i na spokojnie wjechałem sobie całą górkę, na której nachylenie praktycznie nie schodzi poniżej 10%.



Adam tymczasem mocno walczył na 39/25 :P I dał radę ;)

Później długi i zimny zjazd zakopianką (aż głowa bolała :p) do Chabówki i przed nami kolejne ścianki i ścianeczki...

Do tego kawałek pod wiatr, więc w Skomielnej stanęliśmy na odpoczynek. Siedząc pod sklepem kilka osób życzyło nam 'smacznego', ktoś zagadał... pełna kultura na wsi ;)

Za Makowem Podchalańskim wjeżdżamy na fajne serpentyny, a na zjeździe spotykamy Żubra który wyjechał nam na spotkanie.
Jedziemy dalej razem na ostatni większy podjazd za Budzowe, i do końca już po niemalże płaskim (jakieś małe hopki tylko) lecimy do Krakowa, z krótkim postojem w Kalwarii.



Przed Rabką kierowca busa chciał zabić mnie, już w samym Krakowie inny kierowca próbował zabić Adama. Szczęśliwie ani jednemu ani drugiemu się to nie udało i dojechaliśmy cali ;)

Wracając do domu dokręciłem jeszcze kilkaset metrów żeby 200 się pojawiło ;)

3000 przewyższenia pękło na 138 kilometrze ;) Na tym etapie średnie nachylenie na poziomie 8% :D Było super!

Chyba najcięższa jednodniowa trasa jaką w życiu zrobiłem. W domu padłem jak mucha :P



Dzień wcześniej zamontowałem tylny hamulec w MTB, bez którego jeżdżę od dobrych ~3 lat. Do tego porządny, tarczowy hydrauliczny Avid. Bardzo z niego byłem zadowolony... Montaż zajął mi ~3minuty, hamuje jak zły, nic nie ociera, klamkę wystarczy leciutko dotknąć... ciekaw jestem co będzie w razie awarii ;)

Na MTB z szerokimi (26x1,5") o dziwo dużo gorzej mi się wchodzi w zakręty niż na szosówce. Kwestia geometrii ramy? Środka ciężkości? Tak czy inaczej, na zakrętach musiałem hamować ):


Cudowny filmik ze zjazdu ;)

https://www.youtube.com/watch?v=Z-FTas9ZjKo

Zdjęcia i filmik z adamowego GoPro.

Tu obszerniejsza galeria (całe 46 fotek):
https://picasaweb.google.com/113355242078790491964/Gorki#


  • DST 200.06km
  • Czas 08:55
  • VAVG 22.44km/h
  • VMAX 74.93km/h
  • Podjazdy 3724m
  • Sprzęt Wyprawowy
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 15 lutego 2014 Kategoria >100, >200

Gminne 230 ;)

Krk - Rybnik - Krapkowice - Strzelce Opolskie

Sesja zaliczona :P Więc od razu wskakuje na rower.

Ruszam dość lekko ubrany, ale na zewnątrz -4, więc po 1km już staję żeby się ubrać lepiej ;) W ruch idzie bluza z windstoperem.
Ruszam spokojnym tempem, żeby nie powtórzyła się sytuacja z przed tygodnia, gdzie już na 20km był ciężki kryzys :P
Tym razem jedzie się całkiem dobrze. Najpierw kawałek ścieżką rowerową wzdłuż wisły gdzie spotykam kilku biegaczy, a później wskakuję na główną drogę na Alwernię.
W Chełmku 100m przed miejscem gdzie miałem 2,5 miesiąca temu wypadek, w niemalże identyczny sposób wyjeżdża mi inny gość... Jakieś pechowa miasteczko :/ Udaje mi się wyhamować, gość w ostatnim momencie mnie zauważa, i obyło się bez krwi :P
10km identyczna sytuacja, przy czym gość otwarcie miał mnie w dupie i świadomie wymusił pierwszeństwo zmuszając mnie do odbicia w bok i ostrego hamowania... Co się z tymi ludźmi dzieje...

Po drodze muszę ubrać ochraniacze, bo jednak zimno w stopy :p

Po 70km robię postój na obrzeżach Bierunia w ogródku zamkniętej knajpy :p Ciuchy dobre, więc mimo niskiej temperatury jest mi ciepło. Do tego pierwszy raz jadę z termosem herbaty, która też znaczenia pomaga. Nawet sobie nie zdawałem sprawy, ile takie ciepłe picie daje ;)

Odbijam trochę na południe, wiatr też trochę obraca i zaczyna bardziej przeszkadzać.
Czas mam dobry (a i tak będę musiał czekać na prom na Odrze który czynny dopiero od 15), więc trochę sobie folguje, i zwiedzam z roweru bardzo ładną Pszczyną (ładny duży park zamkowy ze sporą ilością sadzawek), później Żory, i zaliczam niespodziewane wcześniej z obu stron odwiedziny u siostry ciotecznej Adrianny w Rybniku.

W międzyczasie wiatr jeszcze bardziej zawija i wzmaga się na sile. Ciężko się jedzie... Wlokę się te 20-22km/h na płaskim.

Prom na Odrze zajmuje około połowy szerokości rzeki ;) Na promie dwa rowery, dwóch panów, chyba obaj podpici, ciężko zgadnąć który jest odpowiedzialny za przeprawę ;) Chwilę czekam i po 30 sekundach jestem już po drugiej stronie rzeki. No, choroby morskiej to się na takim promie nie dostanie :p


(zdjęcie zapożyczone od Wilka)

W Opolskim straszą po wsiach dwujęzyczne nazwy miejscowości. Polacy nawet we własnym kraju nie potrafią zadbać o własne sprawy. Smutne to. Jakoś w innych krajach, gdzie Polonii jest dużo, nie ma polskich nazw...

Jeszcze kawałek męki pod wiatr i wreszcie odbijam na północ.

Na 10km z wiatrem, wyciągam średnią rzędu 35km/h :P Później się trochę uspokoiłem, ale i tak na godzinnym odcinku jazdy z wiatrem miałem średnią 32,5km/h... Na MTB, mając 180km w nogach :p Tak to można jechać ;)

W Krapkowicach kończy się rumakowanie, i znowu odbijam na wschód. Wiatr, który trochę ucichł przy zachodzie słońca, teraz wieje ze 2x szybciej. Dmucha mocno, rzuca mną trochę po drodze. Szybko kończy mi się motywacja do jazdy i chowam się na przystanku. Kanapki się skończyły, więc wciskam w siebie paczkę wafelków i termos herbaty. Lepiej :)
Mocno walczę na końcówce żeby utrzymać te 26km/h średniej :p
Na koniec jeszcze szybki objazd rynku w Strzelcach i chwilę później siedzę u Średniego i oglądam jak Stoch zdobywa złoto ;)

Dzięki za świetną gościnę! ;)

Ogólnie to super się jechało, choć ze 2/3 trasy z niesprzyjającym wiatrem było dość męczące. Jakoś brakuje mi motywacji żeby cisnąć pod wiatr :p
Podregulowałem trochę pozycję na rowerze, i dziś już było całkiem nieźle ;) Całą drogę mi ciepło było, a momentami nawet aż za ;)

Fotek trochę porobiłem, ale nie mam kabla żeby je zgrać ;)

Trasa:


Zaliczone gminy:
Pszczyna, Suszec, Żory, Kuźnica Raciborska, Nędza, Rudnik, Cisek, Polska Cerkiew, walce, krapkowice, gogolin, Izbicko, Strzelce Opolskie.

Łącznie 917:




  • DST 236.30km
  • Czas 09:01
  • VAVG 26.21km/h
  • VMAX 55.57km/h
  • Podjazdy 1652m
  • Sprzęt Wyprawowy
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl