Leniwe choć długie przywitanie jesieni
Leń totalny ;) Opis we wtorek 30.09.2014 ;)
Mieliśmy jechać razem z Adamem, ale ten zauważył poważną usterkę roweru wieczorem przeddzień wyjazdu, więc pozostało mi jechać samemu. A że dawno sam nigdzie nie byłem, to nawet z chęcią się wybrałem samotnie.
Pobudka koło 4:30. Nikt na mnie nie czeka, więc leniwie się zbieram, pakuję i startuje dopiero o 5:50.
Na dworze już się dość mocno przejaśniło, ale jadę z powłączanymi lampkami bo ciągle wokół mnie gęste mgły mocno ograniczające wilgotność.
W połączeniu z temperaturą która wynosiła równe 3 stopnie było to dość trudne połączenie, bo wilgoć osiadała na wszystkich ciuchach i butach, po czym z racji temperatury bardzo wyziębiała. Raz mnie już stopy zaczęły boleć, więc musiałem stanąć żeby je jakoś rozgrzać ;)
Stanąłem więc przy jakiejś leśnej dróżce, która jak widać poniżej, jest dość popularna. O 7 rano nikogo poza mną nie było ;)
Tempo od początku spokojne, bo się spocić nie chciałem żeby później nie zamarznąć. Później planowałem przyspieszyć, ale nigdzie mi się nie spieszyło i tempo spokojnym pozostało już do końca ;)
Zdarzały się pojedyncze miejsca gdzie mgły nie było.
Większość porannej trasy wyglądała jednak tak jak na obrazku poniżej:
Po ~80km robię 2 minutowy postój na wyciągnięcie kanapek z podsiodłówki i jem je już w trakcie jazdy żeby się nie wyziębić na postoju.
Kawałek dalej zaczynam pierwszy krótki, ale łapiący pod 10% podjazd.
Później kilka bardzo małych hopek i kolejne wypłaszczenie w rejonie Dębicy.
W Ostrowie mijam cukrownie, która pięknie wpasowała się w osiedle. Przynajmniej blisko do pracy ludzie mają.
Takie cuda ludzie przed domem mają :D
Na ~140km kolejny postój na przystanku autobusowym, tym razem trochę dłuższy, jakieś 10min. Jak widać, na przystankach też się dzieje.... :P
Przed Wielopolem Strzyżewskim zaliczam jeden z 3 'dużych' podjazdów tego dnia. Na końcówce trafiam tradycyjnie na kiepski szuter, ale wcześniej droga prowadzi spokojną wiejską dróżką więc jedzie się super mimo sporego nachylenia (~10%).
Przewyższeń na mojej trasie niby nie wyszło dużo, ale większość była jednak dość stroma i dała trochę w kość.
Zdjęcia robię baaardzo marnym aparatem z komórki, więc wiele na nich nie widać, ale widoczki były świetne ;) Chyba zacznę jednak wozić ze sobą normalny aparat, bo aż szkoda czasem normalnej fotki nie zrobić.
Prze Wiśniową kolejna ściana, po czym łapie mnie porządny leń (który trzymał i tak cały czas, tempo miałem bardzo spokojne ;)), i robię sobie dłuugi postój pod sklepem. Słonko wreszcie porządnie świeci, można się zagrzać i trochę wyschnąć. Niestety w trakcie jazdy cały czas zimno, więc jadę poubierany. Na podjazdach gorąco, na zjazdach marznę, czego efektem są przepocone ciągle ciuchy :P
Ze (zbyt) pełnym żołądkiem, już w rezerwacie Prządki, atakuje najwyższy punkt wycieczki tj ~460m. Myślałem, że podjazd był stromy bo złapał 11%, ale dopiero na zjeździe się zaczęło ciekawie. 10-17% po bardzo wąskiej i jeszcze bardziej krętej drodze było męczące, szczególnie przy moich kiepsko hamujących obręczach :P
Drogi jakością niespecjalnie mnie rozpieszczały.
Prawie jak Św. Krzyż.
Ruiny zamku Kamieniec
W Brzostku (~250km) robię kolejny długi postój, który próbuje mi umilać lokalny... ćpun :D
~18 letni gość, który był wybitnie nadpobudliwy i odrobinę agresywny wobec otoczenia dosiadł się do mnie na przystanku i opowiadał mi historię swojego życia. Chciał mi nawet dać jakieś wspomagacze żeby mi się lepiej jechało... odmówiłem jednak i pozostałem przy swoich specyfikach, tj kanapkach i soku :P
Zauważam też tutaj błąd w wyznaczaniu trasy. W jednym miejscu zawinąłem ją w tą i z powrotem, przez co zamiast 415km, miałem realnie 380km. Łamałem się chwilę nad ew wydłużaniem do 400km, ale ani rekord to żaden by nie był, ani gminy bym żadnej nie zaliczył... a rozum trzeba nie tylko mieć, ale też czasem używać, więc pojechałem już najkrótszą drogą do domu :P
Większość trasy jechałem bocznymi dróżkami, które mi się już trochę nudziły (szczególnie obijanie po dziurawych asfaltach), więc z przyjemnością wskoczyłem na krajową drogę nr 4, licząc na popychające podmuchy spod TIRów i inne atrakcje, a tam jak na złość strasznie spokojnie. Momentami to co 10min mnie auto mijało...
Mijam tutaj też kilku zupełnie nieoświetlonych rowerzystów. Co za idioci... jeden z nich co chwilę dzwoni dzwonkiem, żeby ewentualni nieoświetleni piesi zeszli mu z drogi. Patologia :)
40km przed domem ostatni postój na Orlenie na dużą herbatę z olbrzymią ilością cukru ;)
W domu melduje się o 23, czyli po 17h od startu. Mimo kolejnego obniżenia siodełka, dojechałem znowu z nadciągnietym ścięgnem achillesa. Muszę jednak odpuścić dłuższe trasy na jakiś czas, bo w ten sposób to się nigdy tej kontuzji nie pozbędę.
Wieczorem znowu chłodno, jak pod prysznic wlazłem to całe ciało miałem lodowate :P A w trakcie jazdy niby mi ciepło było.
Max/śr nachylenie: 11/3% w górę, 17/2% w dół.
Zaliczone gminy:
Dębica wiejska i miejska, Ropczyce, Ostrów, Sędziszów Małopolski, WIelopole Skrzyńskie, Wiśniowa, Strzyżów, Krosno, Jedlicze, Wojaszówka, Frysztak, Kołaczyce, Brzyska, Brzostek, Jodłowa
Łącznie 1080 zaliczonych:
Mieliśmy jechać razem z Adamem, ale ten zauważył poważną usterkę roweru wieczorem przeddzień wyjazdu, więc pozostało mi jechać samemu. A że dawno sam nigdzie nie byłem, to nawet z chęcią się wybrałem samotnie.
Pobudka koło 4:30. Nikt na mnie nie czeka, więc leniwie się zbieram, pakuję i startuje dopiero o 5:50.
Na dworze już się dość mocno przejaśniło, ale jadę z powłączanymi lampkami bo ciągle wokół mnie gęste mgły mocno ograniczające wilgotność.
W połączeniu z temperaturą która wynosiła równe 3 stopnie było to dość trudne połączenie, bo wilgoć osiadała na wszystkich ciuchach i butach, po czym z racji temperatury bardzo wyziębiała. Raz mnie już stopy zaczęły boleć, więc musiałem stanąć żeby je jakoś rozgrzać ;)
Stanąłem więc przy jakiejś leśnej dróżce, która jak widać poniżej, jest dość popularna. O 7 rano nikogo poza mną nie było ;)
Tempo od początku spokojne, bo się spocić nie chciałem żeby później nie zamarznąć. Później planowałem przyspieszyć, ale nigdzie mi się nie spieszyło i tempo spokojnym pozostało już do końca ;)
Zdarzały się pojedyncze miejsca gdzie mgły nie było.
Większość porannej trasy wyglądała jednak tak jak na obrazku poniżej:
Po ~80km robię 2 minutowy postój na wyciągnięcie kanapek z podsiodłówki i jem je już w trakcie jazdy żeby się nie wyziębić na postoju.
Kawałek dalej zaczynam pierwszy krótki, ale łapiący pod 10% podjazd.
Później kilka bardzo małych hopek i kolejne wypłaszczenie w rejonie Dębicy.
W Ostrowie mijam cukrownie, która pięknie wpasowała się w osiedle. Przynajmniej blisko do pracy ludzie mają.
Takie cuda ludzie przed domem mają :D
Na ~140km kolejny postój na przystanku autobusowym, tym razem trochę dłuższy, jakieś 10min. Jak widać, na przystankach też się dzieje.... :P
Przed Wielopolem Strzyżewskim zaliczam jeden z 3 'dużych' podjazdów tego dnia. Na końcówce trafiam tradycyjnie na kiepski szuter, ale wcześniej droga prowadzi spokojną wiejską dróżką więc jedzie się super mimo sporego nachylenia (~10%).
Przewyższeń na mojej trasie niby nie wyszło dużo, ale większość była jednak dość stroma i dała trochę w kość.
Zdjęcia robię baaardzo marnym aparatem z komórki, więc wiele na nich nie widać, ale widoczki były świetne ;) Chyba zacznę jednak wozić ze sobą normalny aparat, bo aż szkoda czasem normalnej fotki nie zrobić.
Prze Wiśniową kolejna ściana, po czym łapie mnie porządny leń (który trzymał i tak cały czas, tempo miałem bardzo spokojne ;)), i robię sobie dłuugi postój pod sklepem. Słonko wreszcie porządnie świeci, można się zagrzać i trochę wyschnąć. Niestety w trakcie jazdy cały czas zimno, więc jadę poubierany. Na podjazdach gorąco, na zjazdach marznę, czego efektem są przepocone ciągle ciuchy :P
Ze (zbyt) pełnym żołądkiem, już w rezerwacie Prządki, atakuje najwyższy punkt wycieczki tj ~460m. Myślałem, że podjazd był stromy bo złapał 11%, ale dopiero na zjeździe się zaczęło ciekawie. 10-17% po bardzo wąskiej i jeszcze bardziej krętej drodze było męczące, szczególnie przy moich kiepsko hamujących obręczach :P
Drogi jakością niespecjalnie mnie rozpieszczały.
Prawie jak Św. Krzyż.
Ruiny zamku Kamieniec
W Brzostku (~250km) robię kolejny długi postój, który próbuje mi umilać lokalny... ćpun :D
~18 letni gość, który był wybitnie nadpobudliwy i odrobinę agresywny wobec otoczenia dosiadł się do mnie na przystanku i opowiadał mi historię swojego życia. Chciał mi nawet dać jakieś wspomagacze żeby mi się lepiej jechało... odmówiłem jednak i pozostałem przy swoich specyfikach, tj kanapkach i soku :P
Zauważam też tutaj błąd w wyznaczaniu trasy. W jednym miejscu zawinąłem ją w tą i z powrotem, przez co zamiast 415km, miałem realnie 380km. Łamałem się chwilę nad ew wydłużaniem do 400km, ale ani rekord to żaden by nie był, ani gminy bym żadnej nie zaliczył... a rozum trzeba nie tylko mieć, ale też czasem używać, więc pojechałem już najkrótszą drogą do domu :P
Większość trasy jechałem bocznymi dróżkami, które mi się już trochę nudziły (szczególnie obijanie po dziurawych asfaltach), więc z przyjemnością wskoczyłem na krajową drogę nr 4, licząc na popychające podmuchy spod TIRów i inne atrakcje, a tam jak na złość strasznie spokojnie. Momentami to co 10min mnie auto mijało...
Mijam tutaj też kilku zupełnie nieoświetlonych rowerzystów. Co za idioci... jeden z nich co chwilę dzwoni dzwonkiem, żeby ewentualni nieoświetleni piesi zeszli mu z drogi. Patologia :)
40km przed domem ostatni postój na Orlenie na dużą herbatę z olbrzymią ilością cukru ;)
W domu melduje się o 23, czyli po 17h od startu. Mimo kolejnego obniżenia siodełka, dojechałem znowu z nadciągnietym ścięgnem achillesa. Muszę jednak odpuścić dłuższe trasy na jakiś czas, bo w ten sposób to się nigdy tej kontuzji nie pozbędę.
Wieczorem znowu chłodno, jak pod prysznic wlazłem to całe ciało miałem lodowate :P A w trakcie jazdy niby mi ciepło było.
Max/śr nachylenie: 11/3% w górę, 17/2% w dół.
Zaliczone gminy:
Dębica wiejska i miejska, Ropczyce, Ostrów, Sędziszów Małopolski, WIelopole Skrzyńskie, Wiśniowa, Strzyżów, Krosno, Jedlicze, Wojaszówka, Frysztak, Kołaczyce, Brzyska, Brzostek, Jodłowa
Łącznie 1080 zaliczonych:
- DST 374.99km
- Czas 14:53
- VAVG 25.20km/h
- VMAX 68.51km/h
- Temperatura 3.0°C
- Podjazdy 2593m
- Sprzęt Szosa
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Spróbuj na jedną-dwie dłuższe trasy wrócić do pedałów platformowych, SPD przez przesunięcie stopy do przodu nieco mocniej obciążają achillesy, może w Twoim przypadku ma to znaczenie? Spróbować nie zaszkodzi, rower musi być przede wszystkim wygodny, profi wygląd jest na dalszym miejscu ;)
wilk - 14:37 środa, 8 października 2014 | linkuj
Zazdroszczę. Mnie by się przydało pojeździć, ale jak już jest okazja, to się nie chce. Zwłaszcza w pojedynkę :P
aard - 20:51 wtorek, 30 września 2014 | linkuj
haha, przydałoby się odpocząć, ale ciężko się powstrzymać, co? :D Znam z autopsji ;]
tytan - 12:48 wtorek, 30 września 2014 | linkuj
Czwartek dopiero przed nami. W sumie całe multum czwartków ;-)
4gotten - 06:36 wtorek, 30 września 2014 | linkuj
Komentuj