Wpisy archiwalne w miesiącu
Październik, 2013
Dystans całkowity: | 551.39 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 02:23 |
Średnia prędkość: | 23.40 km/h |
Suma podjazdów: | 1775 m |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 32.43 km i 1h 11m |
Więcej statystyk |
Środa, 30 października 2013
Kategoria <100, Po mieście
miasto
- DST 50.00km
- Sprzęt Gary Fisher Marlin 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 27 października 2013
Kategoria <100, Po mieście
miasto
- DST 50.00km
- Sprzęt Gary Fisher Marlin 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 26 października 2013
Kategoria Po mieście
miasto
- DST 61.00km
- Sprzęt Wyprawowy
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 26 października 2013
Kategoria <100, Po mieście
miasto
- DST 50.00km
- Sprzęt Gary Fisher Marlin 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 25 października 2013
Kategoria <100, Po mieście
miasto
- DST 8.00km
- Sprzęt Gary Fisher Marlin 2009
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 24 października 2013
Kategoria <100, Po mieście
miasto
- DST 16.00km
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 23 października 2013
Kategoria <100, Po mieście
miasto
- DST 27.00km
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 22 października 2013
Kategoria <100, Po mieście
miasto
- DST 18.00km
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 20 października 2013
Gorce na piechotę ;)
Sesja zakończona (!), więc wymyśliłem sobie, że pójdę w góry - dawno mnie tam nie było.
Darmowe żarcie (jabłka)
Startuje z Klikuszowej. Na pierwszym wzniesieniu okazuje się, że nie wziąłem karty pamięci do aparatu, dlatego zdjęcia z komórki, na której na dodatek ustawiłem przypadkiem najgorszą możliwą jakość :D
W połowie drogi na Turbacz spotykam grupę której śladami cały czas idę. Jakieś 15-20 osób z okolic Łodzi. Tego się nie spodziewałem :P
15min przed szczytem spotykam Sławka, który idzie na bosaka... Dzień wcześniej był w Dolinie Pięciu Stawów idąc po śniegu. Też na bosaka. Kompletny świr :)
Jest zimno, i pół dnia pada deszcz. Kilka razy słońce na kilka minut wyszło raptem...
Gadając dochodzimy na szczyt, gdzie planuje przerwę. Kolejna cywilizacja dopiero za jakieś 30km. Zupa, hertbata, gadka ze świrem. Po 2h z małym hakiem 12km podejścia za mną, zmęczenia zero, nic nie boli. Super.
Cisnę dalej nie spotykając już po drodze nikogo. Droga optycznie się zwęża z racji olbrzymich ilości liści. Boje się ciągle że sobie coś zrobię, i w końcu stało się... Rozwalona kostka... I to nie na zejściu z Turbacza, a na podejściu pod Lubań...
Nie boli bardzo, więc olewam skręty na Ochotnicę Górną, i dochodzę do zamkniętej zresztą Bazy Namiotowej na Lubaniu.
Pytam 2 napotkane osoby o bandaż, ale nikt (ze mną na czele) najwyraźniej takich rzeczy nie nosi :p
Na początku zejścia okazuje się, że idzie mi to dużo gorzej niż włażenie pod górę. Ledwo idę, a przede mną 700m w pionie w dół. Skracam możliwie trasę odbijając na Tylmanową. Później odbiłem ze szlaku idąc wzdłuż potoku (drogą), byleby tylko szybciej być na dole... Idę drogą zamieniającą się często w strumień, walcząc w wciągającym błotem.
Coś się w międzyczasie skisiło z lewą stopą, i już mi było obojętne na którą staję... Po postoju nie mogłem ruszyć, idąc jęczałem z bólu :P I tak przez jakieś 2h... nawet numerr GOPRu raz wybrałem, ale po sekundzie zerwałem połączenie. Co ja im powiem, 'nóżka mnie boli'? Trzeba być twardkim ;)
Pójście spać nie wchodziło w grę. Bałem się, że rano nie byłbym w stanie się ruszyć.
Ubłocony maksymalnie dotaczam się do cywilizacji, gdzie proszę w pierwszym napotkanym domu o podwózkę na przystanek. Uczynny gospodarz bez chwili zawahania odpala samochód :)
Niestety połączenia do Krakowa brak. Otumaniony bólem łapię w 3 minuty stopa. Do Nowego Sącza, zamiast do Nowego Targu... Tyle tych busów jeździ, byłem pewien że o tej godzinie (20) spokojnie jeszcze się coś znajdzie stamtąd do Krakowa.
Nie mogłem wyjść z samochodu, bo mi nogi zesztywniały ;) Stopa za stopą, byle do przodu ;p
Dworzec PKS mieli niedługo zamykać (do Krakowa połączeń brak...), jadę na PKP, gdzie też nic nie ma, a dworzec zamknięty bo w remoncie.
Siadam podłamany na murku, gdzie zagaduje mnie policja. No tego jeszcze brakowało ;)
Popularna w Gorcach salamandra plamista (dwie spotkałem)
Układam się do spania na końcu peronu na ławce. Paprykarz na sen z resztką chleba, wskakuje w mój ulubiony ciepły śpiwór i usnąłem jeszcze przed 21 jak zabity ;) O 4:51 rano pociąg do domu.
Bardzo boli lewa stopa (po bokach, nie w kostce), i skręcona wielokrotnie prawa kostka (stopa też). Eh, to się wybrałem... :P Chciałem się styrać to mam za swoje. Tyle łażenia po górach i nigdy mi nic nie było, raz się samemu wybrałem i od razu tyle przygód :P
Darmowe żarcie (jabłka)
Startuje z Klikuszowej. Na pierwszym wzniesieniu okazuje się, że nie wziąłem karty pamięci do aparatu, dlatego zdjęcia z komórki, na której na dodatek ustawiłem przypadkiem najgorszą możliwą jakość :D
W połowie drogi na Turbacz spotykam grupę której śladami cały czas idę. Jakieś 15-20 osób z okolic Łodzi. Tego się nie spodziewałem :P
15min przed szczytem spotykam Sławka, który idzie na bosaka... Dzień wcześniej był w Dolinie Pięciu Stawów idąc po śniegu. Też na bosaka. Kompletny świr :)
Jest zimno, i pół dnia pada deszcz. Kilka razy słońce na kilka minut wyszło raptem...
Gadając dochodzimy na szczyt, gdzie planuje przerwę. Kolejna cywilizacja dopiero za jakieś 30km. Zupa, hertbata, gadka ze świrem. Po 2h z małym hakiem 12km podejścia za mną, zmęczenia zero, nic nie boli. Super.
Cisnę dalej nie spotykając już po drodze nikogo. Droga optycznie się zwęża z racji olbrzymich ilości liści. Boje się ciągle że sobie coś zrobię, i w końcu stało się... Rozwalona kostka... I to nie na zejściu z Turbacza, a na podejściu pod Lubań...
Nie boli bardzo, więc olewam skręty na Ochotnicę Górną, i dochodzę do zamkniętej zresztą Bazy Namiotowej na Lubaniu.
Pytam 2 napotkane osoby o bandaż, ale nikt (ze mną na czele) najwyraźniej takich rzeczy nie nosi :p
Na początku zejścia okazuje się, że idzie mi to dużo gorzej niż włażenie pod górę. Ledwo idę, a przede mną 700m w pionie w dół. Skracam możliwie trasę odbijając na Tylmanową. Później odbiłem ze szlaku idąc wzdłuż potoku (drogą), byleby tylko szybciej być na dole... Idę drogą zamieniającą się często w strumień, walcząc w wciągającym błotem.
Coś się w międzyczasie skisiło z lewą stopą, i już mi było obojętne na którą staję... Po postoju nie mogłem ruszyć, idąc jęczałem z bólu :P I tak przez jakieś 2h... nawet numerr GOPRu raz wybrałem, ale po sekundzie zerwałem połączenie. Co ja im powiem, 'nóżka mnie boli'? Trzeba być twardkim ;)
Pójście spać nie wchodziło w grę. Bałem się, że rano nie byłbym w stanie się ruszyć.
Ubłocony maksymalnie dotaczam się do cywilizacji, gdzie proszę w pierwszym napotkanym domu o podwózkę na przystanek. Uczynny gospodarz bez chwili zawahania odpala samochód :)
Niestety połączenia do Krakowa brak. Otumaniony bólem łapię w 3 minuty stopa. Do Nowego Sącza, zamiast do Nowego Targu... Tyle tych busów jeździ, byłem pewien że o tej godzinie (20) spokojnie jeszcze się coś znajdzie stamtąd do Krakowa.
Nie mogłem wyjść z samochodu, bo mi nogi zesztywniały ;) Stopa za stopą, byle do przodu ;p
Dworzec PKS mieli niedługo zamykać (do Krakowa połączeń brak...), jadę na PKP, gdzie też nic nie ma, a dworzec zamknięty bo w remoncie.
Siadam podłamany na murku, gdzie zagaduje mnie policja. No tego jeszcze brakowało ;)
Popularna w Gorcach salamandra plamista (dwie spotkałem)
Układam się do spania na końcu peronu na ławce. Paprykarz na sen z resztką chleba, wskakuje w mój ulubiony ciepły śpiwór i usnąłem jeszcze przed 21 jak zabity ;) O 4:51 rano pociąg do domu.
Bardzo boli lewa stopa (po bokach, nie w kostce), i skręcona wielokrotnie prawa kostka (stopa też). Eh, to się wybrałem... :P Chciałem się styrać to mam za swoje. Tyle łażenia po górach i nigdy mi nic nie było, raz się samemu wybrałem i od razu tyle przygód :P
- DST 40.35km
- Podjazdy 1775m
- Aktywność Wędrówka
Sobota, 12 października 2013
Kategoria <100, Po mieście
miasto
- DST 14.00km
- Sprzęt Szosówka - pęknięta rama
- Aktywność Jazda na rowerze