Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2012
Dystans całkowity: | 897.07 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 27:05 |
Średnia prędkość: | 23.05 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.48 km/h |
Liczba aktywności: | 18 |
Średnio na aktywność: | 49.84 km i 3h 52m |
Więcej statystyk |
Poniedziałek, 30 kwietnia 2012
Kategoria Po mieście
miasto
- DST 6.78km
- Sprzęt Szosówka - pęknięta rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 29 kwietnia 2012
Kategoria >100
Druga setka na singlu :D
O 7 rano słońce już tak dawało, że mnie obudziło...
Godzina opalania przed namiotem, i w końcu i M. wstała.
Powoli pakujemy rzeczy i ruszamy w poszukiwaniu sklepu. Dowiadujemy się, że sklep zaraz otwierają, tzn już za 3h :)
Ratują nas ludzie których o sklep wcześniej pytaliśmy, dając nam 3 butelki wody i tabletkę przeciwbólową.
Jest sporo cieplej niż wczoraj, do tego drogą którą mieliśmy jechać okazuje się być szutrówką, więc zmieniamy trasę jadąc zamiast przez Kampinos, na około niego. Czyli przez wioski bez żadnego schronienia przed słońcem.
M. głowa oblana zimną wodą i zakryta chustką wysycha całkowicie w ciągu 15min... Postój + drzemka w lesie, za darmo. Położenie się spalonymi plecami na igłach i szyszkach - bezcenne.
Jedzie się przez wiochy ciężko i nudnawo z racji na dłuuugie proste. Po jakimś czasie skręcamy znowu w las i tu jest już dużo lepiej i ciekawiej.
Koło tej 15 już tak mnie pieką plecy, że aż koszulkę muszę założyć. Będzie się dobrze spało (:
Wjeżdżamy w końcu (na szosowych oponach) w las, stając przy leśnym cmentarzu uwieczniającym Kampinowską Rzeczpospolitą, i jedziemy ~8km przez las. Na końcówce trafiamy ciekawe na pomosty prowadzące przez bagna.
Do 100km niewiele brakuje, więc przez Warszawę jedziemy trochę naokoło, i w domu lądujemy bijąc wczorajszy rekord M, ze stanem licznika 106,28km :)
więcej zdjęć:
https://picasaweb.google.com/113355242078790491964/2830IV2012
Godzina opalania przed namiotem, i w końcu i M. wstała.
Powoli pakujemy rzeczy i ruszamy w poszukiwaniu sklepu. Dowiadujemy się, że sklep zaraz otwierają, tzn już za 3h :)
Ratują nas ludzie których o sklep wcześniej pytaliśmy, dając nam 3 butelki wody i tabletkę przeciwbólową.
Jest sporo cieplej niż wczoraj, do tego drogą którą mieliśmy jechać okazuje się być szutrówką, więc zmieniamy trasę jadąc zamiast przez Kampinos, na około niego. Czyli przez wioski bez żadnego schronienia przed słońcem.
M. głowa oblana zimną wodą i zakryta chustką wysycha całkowicie w ciągu 15min... Postój + drzemka w lesie, za darmo. Położenie się spalonymi plecami na igłach i szyszkach - bezcenne.
Jedzie się przez wiochy ciężko i nudnawo z racji na dłuuugie proste. Po jakimś czasie skręcamy znowu w las i tu jest już dużo lepiej i ciekawiej.
Koło tej 15 już tak mnie pieką plecy, że aż koszulkę muszę założyć. Będzie się dobrze spało (:
Wjeżdżamy w końcu (na szosowych oponach) w las, stając przy leśnym cmentarzu uwieczniającym Kampinowską Rzeczpospolitą, i jedziemy ~8km przez las. Na końcówce trafiamy ciekawe na pomosty prowadzące przez bagna.
Do 100km niewiele brakuje, więc przez Warszawę jedziemy trochę naokoło, i w domu lądujemy bijąc wczorajszy rekord M, ze stanem licznika 106,28km :)
więcej zdjęć:
https://picasaweb.google.com/113355242078790491964/2830IV2012
- DST 106.28km
- Czas 06:48
- VAVG 15.63km/h
- Sprzęt Szosówka - pęknięta rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 28 kwietnia 2012
Kategoria >100
Setka na singlu :)
Ja jechałem szosówką, ale M. miejskim rowerem bez przerzutek. Do tego to jej pierwsza setka w życiu... ogólnie, hardcore (:
edit:
Wstajemy chwilę przed 8 rano, i po pożywnym śniadaniu (tak, tradycyjnie - makaron) ruszamy w trasę.
Ruszamy najpierw przejeżdżając przez kilkanaście torowisk, i przenosząc rowery przez dziurę w płocie :P warszawa...
Kawałek główną, i szybko lądujemy na bocznej uliczce.
Wiatr dmucha lekko w plecy, spokojnie jedziemy te 20km/h, i bez postoju dojeżdżamy do Żelazowej Woli. 12 godzina, 60km na liczniku.
Zostawiamy rowery z sakwami na strzeżonym parkingu i już piechotą idziemy zwiedzać miejsce urodzin Chopina.
Pasztet zwiedza Żelazową Wolę:
Recepcja na wypasie, dostajemy audio przewodnik, i po krótkim filmie wchodzimy do parku.
W domie narodzin Chopina żadnych eksponatów, ogólnie trochę kiepścizna, przechadzamy się po parku gdzie audio przewodnik uracza nas bardzo szczegółowymi i jakże nieekscytującymi informacjami o ponoć niesamowitych okazach przyrody rosnących w parku.
Więcej pasztetu:
Po 2h spędzonych na cały postój, wsiadamy z powrotem i jedziemy do Sohaczewa żeby tam osiąść i wymoczyć się w fontannie na rynku. Jest nadal bardzo wcześnie, a my już jesteśmy prawie na końcu zaplanowanej trasy, więc wydłużamy trasę o jakieś 30km jadąc dalej na zachód przez urokliwe wiochy.
Finalne ujęcie:
Wpadamy w końcu na leśną drogę gdzie trochę musimy pchać, bo na szosowych oponach jechać się nie da, kolejny postój na makaron z pesto w lesie, i jedziemy z powrotem nad Bzurę w poszukiwaniu miejsca na namiot.
Żelazowa:
Spotykamy sakwiarza, który zagaduje na chwilę podprowadzając nas pod ciekawy kościół w Brochowie.
Szybkie zakupy, i lądujemy nad Bzurą z namiotem. Wieczór spędzamy zajadając kiełbasę z ogniska popijając piwem schłodzonym w rzece. Jest świetnie.
Stan licznika: 102,4km. M. pierwszy raz przejechała ponad 100km, i dokonała tego na miejskim rowerze bez przerzutek, zwanym
Turkusową Strzałą:
więcej zdjęć:
https://picasaweb.google.com/113355242078790491964/2830IV2012
edit:
Wstajemy chwilę przed 8 rano, i po pożywnym śniadaniu (tak, tradycyjnie - makaron) ruszamy w trasę.
Ruszamy najpierw przejeżdżając przez kilkanaście torowisk, i przenosząc rowery przez dziurę w płocie :P warszawa...
Kawałek główną, i szybko lądujemy na bocznej uliczce.
Wiatr dmucha lekko w plecy, spokojnie jedziemy te 20km/h, i bez postoju dojeżdżamy do Żelazowej Woli. 12 godzina, 60km na liczniku.
Zostawiamy rowery z sakwami na strzeżonym parkingu i już piechotą idziemy zwiedzać miejsce urodzin Chopina.
Pasztet zwiedza Żelazową Wolę:
Recepcja na wypasie, dostajemy audio przewodnik, i po krótkim filmie wchodzimy do parku.
W domie narodzin Chopina żadnych eksponatów, ogólnie trochę kiepścizna, przechadzamy się po parku gdzie audio przewodnik uracza nas bardzo szczegółowymi i jakże nieekscytującymi informacjami o ponoć niesamowitych okazach przyrody rosnących w parku.
Więcej pasztetu:
Po 2h spędzonych na cały postój, wsiadamy z powrotem i jedziemy do Sohaczewa żeby tam osiąść i wymoczyć się w fontannie na rynku. Jest nadal bardzo wcześnie, a my już jesteśmy prawie na końcu zaplanowanej trasy, więc wydłużamy trasę o jakieś 30km jadąc dalej na zachód przez urokliwe wiochy.
Finalne ujęcie:
Wpadamy w końcu na leśną drogę gdzie trochę musimy pchać, bo na szosowych oponach jechać się nie da, kolejny postój na makaron z pesto w lesie, i jedziemy z powrotem nad Bzurę w poszukiwaniu miejsca na namiot.
Żelazowa:
Spotykamy sakwiarza, który zagaduje na chwilę podprowadzając nas pod ciekawy kościół w Brochowie.
Szybkie zakupy, i lądujemy nad Bzurą z namiotem. Wieczór spędzamy zajadając kiełbasę z ogniska popijając piwem schłodzonym w rzece. Jest świetnie.
Stan licznika: 102,4km. M. pierwszy raz przejechała ponad 100km, i dokonała tego na miejskim rowerze bez przerzutek, zwanym
Turkusową Strzałą:
więcej zdjęć:
https://picasaweb.google.com/113355242078790491964/2830IV2012
- DST 102.40km
- Czas 05:32
- VAVG 18.51km/h
- Sprzęt Szosówka - pęknięta rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 27 kwietnia 2012
Kategoria Po mieście
miasto
- DST 43.10km
- Sprzęt Szosówka - pęknięta rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 24 kwietnia 2012
Kategoria >100
setka z Cimanem
jutro coś więcej napiszę, ale obiecuję że nie tyle co ostatnio :p
Warszawa - Leszno - Truskawka - Czosnów - Łomianki - Warszawa.
edit:
Startujemy tuż przed 18, i lecimy w kierunku Leszna. Wiatr dmucha w plecy, na początku jedziemy 40km/h, później trzymamy koło 30-35km/h.
Marcin załatwia sprawę w Borzęcinie, łapie nas deszcz. Po chwili zastanowienia jedziemy dalej i to trochę dłuższą trasą. W Lesznie skręcamy na północ, pokonując kawałek dalej jakieś małe wzniesienie, a później skręcamy na Truskawkę i dalej na Czosnów. Po drodze stajemy na chwilę na postój.
Kawałek przed Łomiankami kolejny postój, i dalej już po ciemku do Warszawy. Musiałem jechać bez tylnej lampki bo Marcina oślepiała całkowicie :p
Po rozstaniu w Wawie, będąc 2km od domu skręcam jadąc te 10km do centrum żeby dokręcić do 100km, podciągając przy okazji średnią, co przy jeździe przez miasto i częstych skrzyżowaniach łatwe nie jest, bo średnia i tak niewiele poniżej 28 była...
Wracając Alejami do domu, doganiam autobus jadący do mnie, i po pewnym czasie przeganiam go cisnąc drogą przez wiaduky na alejach olewając ścieżkę rowerową :) na miejscu jestem sporo przed autobusem, chwilę przed 22.
Ogólnie poza przemoczeniem butów na samym początku, całkowicie omijał nas deszcz, choć na drodze przed Łomiankami sporo kluczymy omijając olbrzymie kałuże (:
Trasa:
Warszawa - Leszno - Truskawka - Czosnów - Łomianki - Warszawa.
edit:
Startujemy tuż przed 18, i lecimy w kierunku Leszna. Wiatr dmucha w plecy, na początku jedziemy 40km/h, później trzymamy koło 30-35km/h.
Marcin załatwia sprawę w Borzęcinie, łapie nas deszcz. Po chwili zastanowienia jedziemy dalej i to trochę dłuższą trasą. W Lesznie skręcamy na północ, pokonując kawałek dalej jakieś małe wzniesienie, a później skręcamy na Truskawkę i dalej na Czosnów. Po drodze stajemy na chwilę na postój.
Kawałek przed Łomiankami kolejny postój, i dalej już po ciemku do Warszawy. Musiałem jechać bez tylnej lampki bo Marcina oślepiała całkowicie :p
Po rozstaniu w Wawie, będąc 2km od domu skręcam jadąc te 10km do centrum żeby dokręcić do 100km, podciągając przy okazji średnią, co przy jeździe przez miasto i częstych skrzyżowaniach łatwe nie jest, bo średnia i tak niewiele poniżej 28 była...
Wracając Alejami do domu, doganiam autobus jadący do mnie, i po pewnym czasie przeganiam go cisnąc drogą przez wiaduky na alejach olewając ścieżkę rowerową :) na miejscu jestem sporo przed autobusem, chwilę przed 22.
Ogólnie poza przemoczeniem butów na samym początku, całkowicie omijał nas deszcz, choć na drodze przed Łomiankami sporo kluczymy omijając olbrzymie kałuże (:
Trasa:
- DST 105.50km
- Czas 03:44
- VAVG 28.26km/h
- VMAX 45.63km/h
- Sprzęt Szosówka - pęknięta rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 23 kwietnia 2012
Kategoria Po mieście
miasto
- DST 26.15km
- Sprzęt Szosówka - pęknięta rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 20 kwietnia 2012
Kategoria Po mieście
Les Miserables
fajny musical, polecam ;)
- DST 23.40km
- Sprzęt Szosówka - pęknięta rama
- Aktywność Jazda na rowerze
150km po pracy ;)
nie, nie zjadłem paczki makaronu przed wyjazdem. napiszę więcej jutro ;)
edit:
Pracę kończę ~17 więc wydawałoby się że nie ma zbytnio kiedy jeździć, ale udało się wykrzesać trochę czasu :)
Szybki powrót do domu (mam całe 2km do pracy :p), ostatnie poprawki i biegnę już z rowerem przez ~20 torowisk nad remontem ulicy Dźwigowej.
Przez Wawę duży ruch, światła która mocno zwalniają, ale tuż za Wawą zaczyna lekko wiać w plecy i lecę te 35-40km/h.
W pewnym momencie doganiam autobus, i podłączam się do niego. Nie wchodzi mi z przodu blat, ale autobus jedzie ~50km/h (max przez moment 60km/h) więc i tak spokojnie za nim wyrabiam. Jadę za nim jeden przystanek, jak autobus staje to go wyprzedzam, na kolejnym przystanku znowu doganiam ten sam autobus i się za nim podłączam...
I tak z 6-8 przystanków się ganialiśmy aż w końcu dojechaliśmy do Leszna gdzie autobus zjechał na pętle :D
Średnia podskoczyła na 34km/h, i jadąc sam dalej nadal ją lekko podwyższam.
W Woli Pasikońskiej zapominam skręcić w bok, później znowu zapominam, ale w końcu trafiam na właściwą drogę :)
Po przekroczeniu kanału Łasice widzę jakże kuszący drogowskaz na 'Górki'. Skręcam z nadzieją natrafienia na jakikolwiek podjazd. Po pewnym czasie droga kończy się ślepo, a ja po liczbie podjazdów jakie są na drodze dochodzę do wniosku, że drogowskaz miał być na 'Ogórki' ale ktoś ukradł literę O.
W Śladowie zatrzymuje się kupić picie i jakieś jedzenie. Zapomniałem wziąć bidonów i już mocno mnie suszy. Sprzedawca informuje mnie o rozebranym moście na bzurze... Na wszelki wypadek podjeżdżam do niego, ale poza wystającymi słupami z wody nie ma nic, więc przeprawa niemożliwa.
Robi się już całkowicie ciemno, i do tego dość dziurawo. Na kawałkach lepszego asfaltu od razu wzrasta prędkość, na dziurach się obijam. Skręcam w końcu na Nowy Dwór Mazowiecki żeby jechać lepszą drogą, i po dłuuuugiej prostej, na której zaskakują mnie malutkie podjazdy, skręcam, i po kolejnych dłuuugich prostych wjeżdżam do Wawy.
Już tu ledwo jadę, bo jestem głodny i pić się chce strasznie, a wszystko pozamykane po drodze :) Cisnę resztkami sił żeby średnią utrzymać. Na podjazdach przyspieszam, na długich prostych odechciewa mi się żyć.
Jadę tak jak GPS prowadzi, tzn ląduje na ekspresówce :P Zjazdu koło domu brak, więc przebijam się między ekranami na właściwą drogę. Dojeżdżam znowu do remontu Dźwigowej, z tym że tym razem nie mam motywacji żeby podnieść rower, więc skutecznie szukam objazdu torowiska :)
Całą drogę omijał mnie deszcz, wyjazd udany choć męczący z racji braków prowiantowych :p
Trasa:
edit:
Pracę kończę ~17 więc wydawałoby się że nie ma zbytnio kiedy jeździć, ale udało się wykrzesać trochę czasu :)
Szybki powrót do domu (mam całe 2km do pracy :p), ostatnie poprawki i biegnę już z rowerem przez ~20 torowisk nad remontem ulicy Dźwigowej.
Przez Wawę duży ruch, światła która mocno zwalniają, ale tuż za Wawą zaczyna lekko wiać w plecy i lecę te 35-40km/h.
W pewnym momencie doganiam autobus, i podłączam się do niego. Nie wchodzi mi z przodu blat, ale autobus jedzie ~50km/h (max przez moment 60km/h) więc i tak spokojnie za nim wyrabiam. Jadę za nim jeden przystanek, jak autobus staje to go wyprzedzam, na kolejnym przystanku znowu doganiam ten sam autobus i się za nim podłączam...
I tak z 6-8 przystanków się ganialiśmy aż w końcu dojechaliśmy do Leszna gdzie autobus zjechał na pętle :D
Średnia podskoczyła na 34km/h, i jadąc sam dalej nadal ją lekko podwyższam.
W Woli Pasikońskiej zapominam skręcić w bok, później znowu zapominam, ale w końcu trafiam na właściwą drogę :)
Po przekroczeniu kanału Łasice widzę jakże kuszący drogowskaz na 'Górki'. Skręcam z nadzieją natrafienia na jakikolwiek podjazd. Po pewnym czasie droga kończy się ślepo, a ja po liczbie podjazdów jakie są na drodze dochodzę do wniosku, że drogowskaz miał być na 'Ogórki' ale ktoś ukradł literę O.
W Śladowie zatrzymuje się kupić picie i jakieś jedzenie. Zapomniałem wziąć bidonów i już mocno mnie suszy. Sprzedawca informuje mnie o rozebranym moście na bzurze... Na wszelki wypadek podjeżdżam do niego, ale poza wystającymi słupami z wody nie ma nic, więc przeprawa niemożliwa.
Robi się już całkowicie ciemno, i do tego dość dziurawo. Na kawałkach lepszego asfaltu od razu wzrasta prędkość, na dziurach się obijam. Skręcam w końcu na Nowy Dwór Mazowiecki żeby jechać lepszą drogą, i po dłuuuugiej prostej, na której zaskakują mnie malutkie podjazdy, skręcam, i po kolejnych dłuuugich prostych wjeżdżam do Wawy.
Już tu ledwo jadę, bo jestem głodny i pić się chce strasznie, a wszystko pozamykane po drodze :) Cisnę resztkami sił żeby średnią utrzymać. Na podjazdach przyspieszam, na długich prostych odechciewa mi się żyć.
Jadę tak jak GPS prowadzi, tzn ląduje na ekspresówce :P Zjazdu koło domu brak, więc przebijam się między ekranami na właściwą drogę. Dojeżdżam znowu do remontu Dźwigowej, z tym że tym razem nie mam motywacji żeby podnieść rower, więc skutecznie szukam objazdu torowiska :)
Całą drogę omijał mnie deszcz, wyjazd udany choć męczący z racji braków prowiantowych :p
Trasa:
- DST 155.83km
- Czas 05:10
- VAVG 30.16km/h
- VMAX 62.48km/h
- Sprzęt Szosówka - pęknięta rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 18 kwietnia 2012
Kategoria Po mieście
miasto
- DST 17.50km
- Sprzęt Szosówka - pęknięta rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 17 kwietnia 2012
Kategoria Po mieście
miasto
- DST 30.00km
- Sprzęt Szosówka - pęknięta rama
- Aktywność Jazda na rowerze