Wpisy archiwalne w miesiącu
Luty, 2013
Dystans całkowity: | 717.36 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 30:38 |
Średnia prędkość: | 22.69 km/h |
Maksymalna prędkość: | 65.62 km/h |
Suma podjazdów: | 3825 m |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 143.47 km i 7h 39m |
Więcej statystyk |
na szybko z sakwami
Po pysznej (i dużej) porcji makaronu, wrzucam na siebie brudne ciuchy (już 4 dzień jazdy :P) i ruszam przed siebie :)
Najpierw jakieś 200m zjazdu ze Szczyrku w dół, dokręcałem na tyle, że się upociłem trochę :p
Całą trasę fajne hopki, w tym kilka 8% (średnie nachylenie 4%), ale wiatr dmucha z grubsza w plecy to jedzie się świetnie :)
Kolano praktycznie nie boli, biodra w ogóle, więc prawie całą trasę leżę sobie na lemondce cisnąc do przodu, i ścigając się okazyjnie z tirami :)
Kawałek za Sułkowicami zaczyna się śnieżyca. Mokro, okulary cały brudne, zimno... trzeba cisnąć do domu czym prędzej, a tu kolejna hopka na zakopiance [;
Cały przemoczony przebijam się przez Kraków, w którym wysiada VDO 2.0 (już 4 raz chyba w deszczu zwariowało), zatrzymując się na 104km i średniej 30,5km/h.
Eh, gdyby zawsze tak w plecy dmuchało jak dziś...
W Krakowie jak to w Krakowie. A tu jakieś czerwone światło, a tu lewym pasem autobus się wyprzedzi... Dzięki temu zawsze rozgrzany przyjeżdżam do domu [;
Całą trasę bez postoju ;p
Trasa:
Gpsies wyliczył 5 000m przewyższenia :D szaleństwo ;)
Najpierw jakieś 200m zjazdu ze Szczyrku w dół, dokręcałem na tyle, że się upociłem trochę :p
Całą trasę fajne hopki, w tym kilka 8% (średnie nachylenie 4%), ale wiatr dmucha z grubsza w plecy to jedzie się świetnie :)
Kolano praktycznie nie boli, biodra w ogóle, więc prawie całą trasę leżę sobie na lemondce cisnąc do przodu, i ścigając się okazyjnie z tirami :)
Kawałek za Sułkowicami zaczyna się śnieżyca. Mokro, okulary cały brudne, zimno... trzeba cisnąć do domu czym prędzej, a tu kolejna hopka na zakopiance [;
Cały przemoczony przebijam się przez Kraków, w którym wysiada VDO 2.0 (już 4 raz chyba w deszczu zwariowało), zatrzymując się na 104km i średniej 30,5km/h.
Eh, gdyby zawsze tak w plecy dmuchało jak dziś...
W Krakowie jak to w Krakowie. A tu jakieś czerwone światło, a tu lewym pasem autobus się wyprzedzi... Dzięki temu zawsze rozgrzany przyjeżdżam do domu [;
Całą trasę bez postoju ;p
Trasa:
Gpsies wyliczył 5 000m przewyższenia :D szaleństwo ;)
- DST 107.40km
- Czas 03:32
- VAVG 30.40km/h
- VMAX 65.62km/h
- Podjazdy 980m
- Sprzęt Szosówka - pęknięta rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 17 lutego 2013
Kategoria >100
Katowice - Tychy - Szczyrk
~6km po Poznaniu, reszta na trasie. Start o 4:30 z Katowic po wyjściu z pociągu.
W pociągu nie obyło się bez wrażeń ;) opis we wtorek
Edit:
Dojeżdżamy spokojnie 0,5h przed odjazdem na dworzec w Poznaniu. Kupujemy biletu dla siebie, miejscówki, bilety na rowery. Wszystko super.
Obczajamy tabliczkę Kazimierza Nowaka, którą trochę lepiej sobie wyobrażałem. A przynajmniej nie sądziłem, że będzie osrana przez gołębie...
Przyjeżdża pociąg, ładujemy się kulturalnie do ostatniego wagonu, a tu zonk. Przychodzi kierowniczka pociągu i mówi że w tym pociągu nie można z rowerem :)
Oj, była dyskusja zacięta...
Poszła po SOKistów, którzy niespecjalnie się garnęli do tego żeby nas z pociągu wyrzucić.
Jakaś głupia BABA powiedziała, że zatarasowaliśmy rowerami łazienkę. Skąd się biorą tacy głupi ludzie? Taki problem ruszyć dupę do łazienki na drugim końcu wagonu?
Oj, kłótnia była ostra ;) Mery mówiła później, że miała już płakać na zawołanie, mówiliśmy że na policję zadzwonimy, ja sobie kazałem jakieś oświadczenia pisać...
W końcu kierowniczka machnęła ręką, powiedziała że to 'ostatni raz', i pozwoliła nam zostać :)
Przyszli jeszcze SOKiści wypisać nam upomnienia, a po 20min przyszła ta sama kierowniczka, przegoniła jakiegoś typa z przedziału (cały pociąg z miejscówkami), i zaprosiła naszą czwórkę do wolnego przedziału.
Ludzie są dziiiiwni :)
Spaliśmy i śmierdzieliśmy sobie w przedziale te 6h, a w Katowicach ruszyliśmy z B. w stronę Szczyrku, do którego odprowadził nas kilka kilometrów K.
Ruszyliśmy o 4:30, więc znowu wymęczeni, ale w przyzwoitym tempie toczyliśmy się do przodu.
Do czasu ;)
Spadł mi bagażnik :D Niestety nie miałem klucza do dokręcenia go, więc B. dostała moje sakwy, i ja sobie na lekko jechałem dalej, a B. z 4 sakwami. Trzeba się umieć ustawić [;
Na postoju na stacji gdzie kupiliśmy sobie gorącą czekoladę, która się cała wylała bo kubka nie podłożyłem, dokręciłem bagażnik i dojeżdżamy chwilę później wreszcie do gór.
Ależ mi się tęskniło za takim widokiem, po brzydkim śląsku i płaskiej wielkopolsce :p
Fajne hopki przed Żywcem, i bardzo lekki ale 12km podjazd do Szczyrku. Na miejscu byliśmy koło 13. Kolano całą drogę pobolewało, ale dziś (3 dni później) już wszystko ok ;)
Trasa:
W pociągu nie obyło się bez wrażeń ;) opis we wtorek
Edit:
Dojeżdżamy spokojnie 0,5h przed odjazdem na dworzec w Poznaniu. Kupujemy biletu dla siebie, miejscówki, bilety na rowery. Wszystko super.
Obczajamy tabliczkę Kazimierza Nowaka, którą trochę lepiej sobie wyobrażałem. A przynajmniej nie sądziłem, że będzie osrana przez gołębie...
Przyjeżdża pociąg, ładujemy się kulturalnie do ostatniego wagonu, a tu zonk. Przychodzi kierowniczka pociągu i mówi że w tym pociągu nie można z rowerem :)
Oj, była dyskusja zacięta...
Poszła po SOKistów, którzy niespecjalnie się garnęli do tego żeby nas z pociągu wyrzucić.
Jakaś głupia BABA powiedziała, że zatarasowaliśmy rowerami łazienkę. Skąd się biorą tacy głupi ludzie? Taki problem ruszyć dupę do łazienki na drugim końcu wagonu?
Oj, kłótnia była ostra ;) Mery mówiła później, że miała już płakać na zawołanie, mówiliśmy że na policję zadzwonimy, ja sobie kazałem jakieś oświadczenia pisać...
W końcu kierowniczka machnęła ręką, powiedziała że to 'ostatni raz', i pozwoliła nam zostać :)
Przyszli jeszcze SOKiści wypisać nam upomnienia, a po 20min przyszła ta sama kierowniczka, przegoniła jakiegoś typa z przedziału (cały pociąg z miejscówkami), i zaprosiła naszą czwórkę do wolnego przedziału.
Ludzie są dziiiiwni :)
Spaliśmy i śmierdzieliśmy sobie w przedziale te 6h, a w Katowicach ruszyliśmy z B. w stronę Szczyrku, do którego odprowadził nas kilka kilometrów K.
Ruszyliśmy o 4:30, więc znowu wymęczeni, ale w przyzwoitym tempie toczyliśmy się do przodu.
Do czasu ;)
Spadł mi bagażnik :D Niestety nie miałem klucza do dokręcenia go, więc B. dostała moje sakwy, i ja sobie na lekko jechałem dalej, a B. z 4 sakwami. Trzeba się umieć ustawić [;
Na postoju na stacji gdzie kupiliśmy sobie gorącą czekoladę, która się cała wylała bo kubka nie podłożyłem, dokręciłem bagażnik i dojeżdżamy chwilę później wreszcie do gór.
Ależ mi się tęskniło za takim widokiem, po brzydkim śląsku i płaskiej wielkopolsce :p
Fajne hopki przed Żywcem, i bardzo lekki ale 12km podjazd do Szczyrku. Na miejscu byliśmy koło 13. Kolano całą drogę pobolewało, ale dziś (3 dni później) już wszystko ok ;)
Trasa:
- DST 109.20km
- Czas 05:31
- VAVG 19.79km/h
- VMAX 56.85km/h
- Podjazdy 882m
- Sprzęt Szosówka - pęknięta rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Kokotek - Poznań
z sakwami i przygodami ;) opis po weekendzie (prawdopodobnie we wtorek)
Pobudka o 3:50. No jakaś tragedia przecież. Tak wcześnie to chyba nigdy jeszcze nie wstawałem na rower :p
![](https://lh6.googleusercontent.com/-XIuKzl00nfw/USPYuTPdcnI/AAAAAAAAFrE/MRUV-WsZJF4/s512/pobudka.jpg)
Zaliczamy mszę, i o tej 5:30 już gotowi do boju odsłuchujemy dwóch piosenek zespołu, który zerwał się z rana specjalnie po to żeby nas pożegnać :)
Jadę z grupą N. Team, z którą to już za 2,5 miesiące wybieram się z Polski nad Bajkał, raptem ~8000km :)
Jest nas około 20 osób, w tym bodajże 6 dziewczyn. Tak, te dziewczyny też zrobiły tę trasę... :)
Około 6 ruszamy. Założenia mamy bardzo proste - 50km jazdy, 0,5h postoju, i tak aż do Poznania. W międzyczasie żadnych postojów, nawet na siku.
Jest to mój pierwszy wyjazd z grupą, więc trochę nie wiedziałem czego się spodziewać. A tu okazuje się, że tempo całkiem dobre, średnia koło 25km/h (trasa bardzo płaska), a jadąc z tyłu za całą grupą to można prawie w ogóle nie pedałować i się jedzie :P Dobre jak ktoś ma gorszy dzień czy jakieś kontuzje.
![](https://lh4.googleusercontent.com/-2I-RwtmsMvE/USPYtI3gcQI/AAAAAAAAFqk/PDhFcmNmLys/s512/2.jpg)
Sprawnie docieramy w okolice Kluczborka, gdzie robimy pierwszy postój. W takiej temperaturze zawsze fajnie zjeść/napić się czegoś ciepłego na postoju. W ruch idzie żurek i herbata z termosu od B.
0,5h minęło szybciej niż by się człowiek spodziewał, i już jedziemy dalej.
Bez większych wrażeń dojeżdżamy do Kępna, gdzie robimy popas w McDonaldsie. Znowu ciepłe żarło, i masa zdziwionych spojrzeń ludzi :) Lecim dalej, aby do Ostrowa!
Mając świadomość że dogonię solo grupę, staję sobie drugi raz po drodze na sikustop ;)
Prawie cały czas jedziemy podwójną kolumną, przy czym schodzimy pojedynczo w stronę pobocza. Zmiany rzadkie, a właściwie to ponad połowę tego odcinka (po tym jak z ostatniej pozycji wyszedłem na przód bez pedałowania na zjeździe :P) jadę z przodu gdzie urzeka mnie swoimi opowieściami Suisseit.
Za nami tworzy się potężny korek samochodów :) Zjeżdżamy łaskawie na kilka minut na pobocze umożliwiając jego rozładowanie, ale po wjechaniu na drogę, korek szybko rośnie na nowo.
![](https://lh6.googleusercontent.com/-IduPBz1l2Rg/USPYtd_9IhI/AAAAAAAAFqo/IKGpb73PL18/s512/1.jpg)
Przebijamy się po dziadowych drogach przez Ostrów, i tylko raz się zapominam i wciskam się między samochody gubiąc resztę :p
Kolejny postój w restauracji, gdzie dostajemy michę dobrego gulaszu.
Pedał? Po co to komu...
Ruszam jako ostatni, więc przycisnąłem kilka razy mocniej na pedały i niestety mój rower odmówił posłuszeństwa :)
Czuję mocno luzy na prawym pedale, więc staje próbując go dokręcić, ale niestety kręci się w kółko... Doganiam grupę i informuję o tym, że prawdopodobnie zostanę z tyłu :) W międzyczasie odwiedzam mechanika samochodowego, który bezradnie wzrusza ramionami widząc mój problem.
W końcu pedał odpada :P Nie ma szans dokręcić, bo w korbie dziura na pedał już solidnie się powiększyła. Próbuję wsadzić w miejsce pedału starannie dobrany patyk, który łamie się po pierwszym lekkim nań nadepnięciu. No naprawdę, genialny to był pomysł :p
(gwint w korbie uszkodziłem jakoś w październiku próbując odkręcić mocno zapieczony pedał. Ale od tamtej pory jeździłem i nic się nie działo... :p)
Cóż zrobić, 10km do Ostrowa, może tam coś poradzą. Bardzo pokracznie toczę się używając lewej nogi, i z trudem przepychając prawą korbę. Eh, przydałyby się noski albo spd'y... :p
Nasz peleton:
![](https://lh3.googleusercontent.com/-E0le8lhmwgA/USPYuG2DmqI/AAAAAAAAFq0/aoOhEYx1b7c/s640/peleton.jpg)
Powolutku docieram do Ostrowa, gdzie poinstruowany przez autochtonów jadę do dużego sklepu rowerowego, w którym sprzedawca bezradnie wzrusza ramionami. Naprawić nie ma szans, nowej korby brak...
Obdzwaniam kilka sklepów rowerowych w mieście, wszędzie słysząc to samo.
Jadę jeszcze do sklepu obok, gdzie cudem trafiam na 3 rzędową korbę Sory, pod 8rz. Cóż, lepsze to niż nic :)
Niestety nie pomógł sposób 'na babę', tj maślane oczy i 'ja jadę tak daleko', i swoje musiałem za korbę zapłacić ;) Ale i tak pełen energii wsiadam na rower, i cisnę ile wlezie goniąc grupę.
Cała sytuacja (tj powrót i wymiana korby) zajęła mi jakieś 2,5h, do tego 10km które wróciłem... hmmm... chyba ich jednak nie dogonię.
ja
![](https://lh4.googleusercontent.com/-rVPnYKakRxQ/USPYtOAIwjI/AAAAAAAAFqs/j6fBPKHUMHA/s512/obrobic.jpg)
W międzyczasie zgłodniałem, więc robię szybki postój na poboczu na wcinanie ciastek z lodowatą wodą z bidonu. Jest dobrze, jedziem dalej :)
Trochę się obawiam dziurawych wiejskich dróg, więc w Raszkowie szukam najkrótszej drogi z powrotem na 11'kę, trafiając na jakieś tragiczne dziury i nieodśnieżony asfalt. Na szosie z bagażem, zimą, niezbyt dobrze się po czymś takim jeździ :p
Na 11'tce łapię drugi oddech, i cisnę jak nowy do Jarocina. Mijam McDonaldsa w którym wiem że grupa robiła postój, i pędzę dalej przed siebie. Wiele nie upędziłem, i sam opadłem z sił :p
Hot-dog z herbatą pomógł, a jakiś bzdurny serial wygonił mnie dość szybko z zajazdu.
Pogoda trochę kiepska, czołówka nie jest zbyt dobra przy mgle, ale szczęśliwie droga dobra więc można jechać swoje.
Nużą mnie już tir'y, z którymi jedziemy od samego początku (cały czas droga nr 11), więc w Kórniku próbuję z niej zjechać, oglądając fajny rynek, ale po chwili znów na 11'kę wracam, by w kolejnej miejscowości zjechać na boczną drogę.
Oj, szybko za 11'ką zatęskniłem... Płyty betonowe i nieodśnieżona droga, a później dziura na dziurze niezbyt mi przypadły do gustu.
Do samego Poznania toczę się powolutku żeby roweru nie rozwalić, do tego zmęczenie robi swoje...
Na sikustopie wrzucam wycieczkę na Bikestats, i po szybkim przebiciu się przez Poznań docieram na miejsce. Nadrobiłem raptem godzinę z hakiem do grupy, która już zagrzana i najedzona siedziała w noclegowni ;)
Ponoć B. odłożyła mi jakieś pierogi, ale nawet brudny talerz po nich nie został :p na kolację zupka chińska. Wystarczyło [;
Jak jechaliśmy grupą, to kierowcy na nas trąbili, a mnie bez problemowo wszyscy wyprzedzali, a nawet 2 razy podziękowali awaryjnymi (podejrzewam, że za kamizelkę i mocną lampkę :p).
Takiej trasy zimą to jeszcze nie jechałem. Nie podejrzewałem że mi (nam) się to uda, ale jak widać nie było wcale tak źle :D Ważne żeby na postoju mieć się gdzie zatrzymać, nie upocić się w trakcie jazdy, i jedzie się nawet całkiem przyjemnie :)
Do tego jechałem na praktycznie nowym siodełku Brooks B17 Imperial Narrow. Do szosy nijak ono pasuje wyglądem, ale okazało się całkiem wygodne :)
Na końcu coraz bardziej bolało mnie prawe kolano, ale to raczej nic poważnego ;) Szczególnie biorąc pod uwagę to, że kilka dni później zrobiłem 100'kę z sakwami ze średnią 30km/h :p
Dzięki za wypad! :)
Zaliczone gminy - łącznie 668, w tym 40 w tym roku:
ciasna, olesno, lasowice wielkie, kluczbork, byczyna, łęka opatowska, baranów, kępno, ostrzeszów, przygodzice, ostrów wielkopolski (miejska i wiejska), raszków, dobrzyca, kotlin, jarocin, nowe miasto nad wartą, krzykosy, środa wielkopolska, kórnik, mosina, poznań
![](https://lh5.googleusercontent.com/-WM17bpKOZ44/USPLdmNncHI/AAAAAAAAFqU/1YuV4OIlnf8/s512/32%20-%2020%20lutego.png)
(zainteresowanych zbieraniem zapraszam na www.zaliczgmine.pl oraz Klub Zdobywców Gmin)
Jak komuś się nudzi, to www.waxmund.pl
Pierwsze okienko na bs'ie od dawna :P
Pobudka o 3:50. No jakaś tragedia przecież. Tak wcześnie to chyba nigdy jeszcze nie wstawałem na rower :p
![](https://lh6.googleusercontent.com/-XIuKzl00nfw/USPYuTPdcnI/AAAAAAAAFrE/MRUV-WsZJF4/s512/pobudka.jpg)
Zaliczamy mszę, i o tej 5:30 już gotowi do boju odsłuchujemy dwóch piosenek zespołu, który zerwał się z rana specjalnie po to żeby nas pożegnać :)
Jadę z grupą N. Team, z którą to już za 2,5 miesiące wybieram się z Polski nad Bajkał, raptem ~8000km :)
Jest nas około 20 osób, w tym bodajże 6 dziewczyn. Tak, te dziewczyny też zrobiły tę trasę... :)
Około 6 ruszamy. Założenia mamy bardzo proste - 50km jazdy, 0,5h postoju, i tak aż do Poznania. W międzyczasie żadnych postojów, nawet na siku.
Jest to mój pierwszy wyjazd z grupą, więc trochę nie wiedziałem czego się spodziewać. A tu okazuje się, że tempo całkiem dobre, średnia koło 25km/h (trasa bardzo płaska), a jadąc z tyłu za całą grupą to można prawie w ogóle nie pedałować i się jedzie :P Dobre jak ktoś ma gorszy dzień czy jakieś kontuzje.
![](https://lh4.googleusercontent.com/-2I-RwtmsMvE/USPYtI3gcQI/AAAAAAAAFqk/PDhFcmNmLys/s512/2.jpg)
Sprawnie docieramy w okolice Kluczborka, gdzie robimy pierwszy postój. W takiej temperaturze zawsze fajnie zjeść/napić się czegoś ciepłego na postoju. W ruch idzie żurek i herbata z termosu od B.
0,5h minęło szybciej niż by się człowiek spodziewał, i już jedziemy dalej.
Bez większych wrażeń dojeżdżamy do Kępna, gdzie robimy popas w McDonaldsie. Znowu ciepłe żarło, i masa zdziwionych spojrzeń ludzi :) Lecim dalej, aby do Ostrowa!
Mając świadomość że dogonię solo grupę, staję sobie drugi raz po drodze na sikustop ;)
Prawie cały czas jedziemy podwójną kolumną, przy czym schodzimy pojedynczo w stronę pobocza. Zmiany rzadkie, a właściwie to ponad połowę tego odcinka (po tym jak z ostatniej pozycji wyszedłem na przód bez pedałowania na zjeździe :P) jadę z przodu gdzie urzeka mnie swoimi opowieściami Suisseit.
Za nami tworzy się potężny korek samochodów :) Zjeżdżamy łaskawie na kilka minut na pobocze umożliwiając jego rozładowanie, ale po wjechaniu na drogę, korek szybko rośnie na nowo.
![](https://lh6.googleusercontent.com/-IduPBz1l2Rg/USPYtd_9IhI/AAAAAAAAFqo/IKGpb73PL18/s512/1.jpg)
Przebijamy się po dziadowych drogach przez Ostrów, i tylko raz się zapominam i wciskam się między samochody gubiąc resztę :p
Kolejny postój w restauracji, gdzie dostajemy michę dobrego gulaszu.
Pedał? Po co to komu...
Ruszam jako ostatni, więc przycisnąłem kilka razy mocniej na pedały i niestety mój rower odmówił posłuszeństwa :)
Czuję mocno luzy na prawym pedale, więc staje próbując go dokręcić, ale niestety kręci się w kółko... Doganiam grupę i informuję o tym, że prawdopodobnie zostanę z tyłu :) W międzyczasie odwiedzam mechanika samochodowego, który bezradnie wzrusza ramionami widząc mój problem.
W końcu pedał odpada :P Nie ma szans dokręcić, bo w korbie dziura na pedał już solidnie się powiększyła. Próbuję wsadzić w miejsce pedału starannie dobrany patyk, który łamie się po pierwszym lekkim nań nadepnięciu. No naprawdę, genialny to był pomysł :p
(gwint w korbie uszkodziłem jakoś w październiku próbując odkręcić mocno zapieczony pedał. Ale od tamtej pory jeździłem i nic się nie działo... :p)
Cóż zrobić, 10km do Ostrowa, może tam coś poradzą. Bardzo pokracznie toczę się używając lewej nogi, i z trudem przepychając prawą korbę. Eh, przydałyby się noski albo spd'y... :p
Nasz peleton:
![](https://lh3.googleusercontent.com/-E0le8lhmwgA/USPYuG2DmqI/AAAAAAAAFq0/aoOhEYx1b7c/s640/peleton.jpg)
Powolutku docieram do Ostrowa, gdzie poinstruowany przez autochtonów jadę do dużego sklepu rowerowego, w którym sprzedawca bezradnie wzrusza ramionami. Naprawić nie ma szans, nowej korby brak...
Obdzwaniam kilka sklepów rowerowych w mieście, wszędzie słysząc to samo.
Jadę jeszcze do sklepu obok, gdzie cudem trafiam na 3 rzędową korbę Sory, pod 8rz. Cóż, lepsze to niż nic :)
Niestety nie pomógł sposób 'na babę', tj maślane oczy i 'ja jadę tak daleko', i swoje musiałem za korbę zapłacić ;) Ale i tak pełen energii wsiadam na rower, i cisnę ile wlezie goniąc grupę.
Cała sytuacja (tj powrót i wymiana korby) zajęła mi jakieś 2,5h, do tego 10km które wróciłem... hmmm... chyba ich jednak nie dogonię.
ja
![](https://lh4.googleusercontent.com/-rVPnYKakRxQ/USPYtOAIwjI/AAAAAAAAFqs/j6fBPKHUMHA/s512/obrobic.jpg)
W międzyczasie zgłodniałem, więc robię szybki postój na poboczu na wcinanie ciastek z lodowatą wodą z bidonu. Jest dobrze, jedziem dalej :)
Trochę się obawiam dziurawych wiejskich dróg, więc w Raszkowie szukam najkrótszej drogi z powrotem na 11'kę, trafiając na jakieś tragiczne dziury i nieodśnieżony asfalt. Na szosie z bagażem, zimą, niezbyt dobrze się po czymś takim jeździ :p
Na 11'tce łapię drugi oddech, i cisnę jak nowy do Jarocina. Mijam McDonaldsa w którym wiem że grupa robiła postój, i pędzę dalej przed siebie. Wiele nie upędziłem, i sam opadłem z sił :p
Hot-dog z herbatą pomógł, a jakiś bzdurny serial wygonił mnie dość szybko z zajazdu.
Pogoda trochę kiepska, czołówka nie jest zbyt dobra przy mgle, ale szczęśliwie droga dobra więc można jechać swoje.
Nużą mnie już tir'y, z którymi jedziemy od samego początku (cały czas droga nr 11), więc w Kórniku próbuję z niej zjechać, oglądając fajny rynek, ale po chwili znów na 11'kę wracam, by w kolejnej miejscowości zjechać na boczną drogę.
Oj, szybko za 11'ką zatęskniłem... Płyty betonowe i nieodśnieżona droga, a później dziura na dziurze niezbyt mi przypadły do gustu.
Do samego Poznania toczę się powolutku żeby roweru nie rozwalić, do tego zmęczenie robi swoje...
Na sikustopie wrzucam wycieczkę na Bikestats, i po szybkim przebiciu się przez Poznań docieram na miejsce. Nadrobiłem raptem godzinę z hakiem do grupy, która już zagrzana i najedzona siedziała w noclegowni ;)
Ponoć B. odłożyła mi jakieś pierogi, ale nawet brudny talerz po nich nie został :p na kolację zupka chińska. Wystarczyło [;
Jak jechaliśmy grupą, to kierowcy na nas trąbili, a mnie bez problemowo wszyscy wyprzedzali, a nawet 2 razy podziękowali awaryjnymi (podejrzewam, że za kamizelkę i mocną lampkę :p).
Takiej trasy zimą to jeszcze nie jechałem. Nie podejrzewałem że mi (nam) się to uda, ale jak widać nie było wcale tak źle :D Ważne żeby na postoju mieć się gdzie zatrzymać, nie upocić się w trakcie jazdy, i jedzie się nawet całkiem przyjemnie :)
Do tego jechałem na praktycznie nowym siodełku Brooks B17 Imperial Narrow. Do szosy nijak ono pasuje wyglądem, ale okazało się całkiem wygodne :)
Na końcu coraz bardziej bolało mnie prawe kolano, ale to raczej nic poważnego ;) Szczególnie biorąc pod uwagę to, że kilka dni później zrobiłem 100'kę z sakwami ze średnią 30km/h :p
Dzięki za wypad! :)
Zaliczone gminy - łącznie 668, w tym 40 w tym roku:
ciasna, olesno, lasowice wielkie, kluczbork, byczyna, łęka opatowska, baranów, kępno, ostrzeszów, przygodzice, ostrów wielkopolski (miejska i wiejska), raszków, dobrzyca, kotlin, jarocin, nowe miasto nad wartą, krzykosy, środa wielkopolska, kórnik, mosina, poznań
![](https://lh5.googleusercontent.com/-WM17bpKOZ44/USPLdmNncHI/AAAAAAAAFqU/1YuV4OIlnf8/s512/32%20-%2020%20lutego.png)
(zainteresowanych zbieraniem zapraszam na www.zaliczgmine.pl oraz Klub Zdobywców Gmin)
Jak komuś się nudzi, to www.waxmund.pl
Pierwsze okienko na bs'ie od dawna :P
- DST 307.46km
- Czas 13:43
- VAVG 22.42km/h
- VMAX 54.26km/h
- Podjazdy 984m
- Sprzęt Szosówka - pęknięta rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 14 lutego 2013
Kategoria >100
krk-gostyn-kokotek
opis po weekendzie ;)
Jutro atak na 280 ;)
edit:
Studia skończone (szanowny pan inżynier pozdrawia), to można się wreszcie gdzieś ruszyć :) Zamiast pociągiem wybrałem rower, zaliczając przy okazji brakującą ostatnią gminę w małopolskim na zachód od Krakowa, i kilka gmin z Górnego Śląska.
Leniwa pobudka o 8, śniadanie (raptem 3/4 paczki makaronu, coś nie miałem apetytu :P), i dopiero koło 10 ruszam w trasę. Dawno nie jeździłem, więc cisnę na początku jak głupi, co szybko objawia się bólem biodra :p
Jednak średnia 30km/h z sakwami na rozgrzewke to trochę za dużo.
Zdecydowanie spokojniej toczę się dalej, zaliczając nieszczęsny Libiąż (brakująca gmina), i robię pierwszy postój w restauracji niedaleko Tychów (Tych?).
Po wejściu trafiam na duży stół, przy którym siedzi grupa ludzi w garniturach itp. Ja oczywiście cały brudny i w obcisłych gatkach :) kelner przegonił mnie na górę, gdzie spokojnie wypiłem herbatę (zapłaciłem to wymagam - 7 łyżeczek cukru do dwóch filiżanek :D) i zżeram kanapki.
Po wyjściu z restauracji trochę zimno, więc tempo w górę. Na ekspresówce straszna lipa, bo pobocze upaćkane, a pasem trochę strach jechać.
Zjeżdżam w obiecująco wyglądającą drogę w las, który z czasem zmienia się w całkowicie oblodzoną i wyślizganą dróżkę.
Kilka wywrotek, ciężko się było podnieść z ziemi przez ten lód... czym prędzej wracam na ekspresówkę skrótem przez las, i po chwili skręcam na boczną drogę w stronę Kobióra.
Za Gostyniem zaczynają się miasta - jedno za drugim. Do tego światła, dużo skrzyżowań, wymuszeń pierwszeństwa itp. Próbuję się umówić z Mery, która okazuje się, że dojedzie dopiero wieczorem.
Kolejny postój pod jakimś zajazdem, ale nie chciało mi się wchodzić, więc wszamałem kanapki na zewnątrz. Trochę się przez to wyziębiłem, i zaczęły mi marznąć ręce (jadę w samych krótkich rowerowych rękawiczkach).
Zjeżdżam do sklepu żeby się zagrzać i kupić coś na kolację.
Jadę dalej.
Walentynki:
Dostaje od dziewczyny sms'a o treści:
"Boże miej w opiece tych wszystkich facetów, którzy jutro powiedzą "kochanie, mówiłaś że nie lubisz walentynek"".
Kurde, to dziś? Już po ciemku odnajduję kwiaciarnie w Tarnowskich Górach, i ku przerażeniu kwiaciarki wsadzam kwiatka do sakwy :)
Do Kokotka dojeżdżam 18:30, wskakując czym prędzej pod prysznic ;) Kwiotek przeżył jazdę w sakwie :)
Jak na tak długą przerwę od roweru, to jechało się całkiem nieźle, choć cały czas obawiam się o pobolewające biodra... :/
Jutro atak na 280 ;)
edit:
Studia skończone (szanowny pan inżynier pozdrawia), to można się wreszcie gdzieś ruszyć :) Zamiast pociągiem wybrałem rower, zaliczając przy okazji brakującą ostatnią gminę w małopolskim na zachód od Krakowa, i kilka gmin z Górnego Śląska.
Leniwa pobudka o 8, śniadanie (raptem 3/4 paczki makaronu, coś nie miałem apetytu :P), i dopiero koło 10 ruszam w trasę. Dawno nie jeździłem, więc cisnę na początku jak głupi, co szybko objawia się bólem biodra :p
Jednak średnia 30km/h z sakwami na rozgrzewke to trochę za dużo.
Zdecydowanie spokojniej toczę się dalej, zaliczając nieszczęsny Libiąż (brakująca gmina), i robię pierwszy postój w restauracji niedaleko Tychów (Tych?).
Po wejściu trafiam na duży stół, przy którym siedzi grupa ludzi w garniturach itp. Ja oczywiście cały brudny i w obcisłych gatkach :) kelner przegonił mnie na górę, gdzie spokojnie wypiłem herbatę (zapłaciłem to wymagam - 7 łyżeczek cukru do dwóch filiżanek :D) i zżeram kanapki.
Po wyjściu z restauracji trochę zimno, więc tempo w górę. Na ekspresówce straszna lipa, bo pobocze upaćkane, a pasem trochę strach jechać.
Zjeżdżam w obiecująco wyglądającą drogę w las, który z czasem zmienia się w całkowicie oblodzoną i wyślizganą dróżkę.
Kilka wywrotek, ciężko się było podnieść z ziemi przez ten lód... czym prędzej wracam na ekspresówkę skrótem przez las, i po chwili skręcam na boczną drogę w stronę Kobióra.
Za Gostyniem zaczynają się miasta - jedno za drugim. Do tego światła, dużo skrzyżowań, wymuszeń pierwszeństwa itp. Próbuję się umówić z Mery, która okazuje się, że dojedzie dopiero wieczorem.
Kolejny postój pod jakimś zajazdem, ale nie chciało mi się wchodzić, więc wszamałem kanapki na zewnątrz. Trochę się przez to wyziębiłem, i zaczęły mi marznąć ręce (jadę w samych krótkich rowerowych rękawiczkach).
Zjeżdżam do sklepu żeby się zagrzać i kupić coś na kolację.
Jadę dalej.
Walentynki:
Dostaje od dziewczyny sms'a o treści:
"Boże miej w opiece tych wszystkich facetów, którzy jutro powiedzą "kochanie, mówiłaś że nie lubisz walentynek"".
Kurde, to dziś? Już po ciemku odnajduję kwiaciarnie w Tarnowskich Górach, i ku przerażeniu kwiaciarki wsadzam kwiatka do sakwy :)
Do Kokotka dojeżdżam 18:30, wskakując czym prędzej pod prysznic ;) Kwiotek przeżył jazdę w sakwie :)
Jak na tak długą przerwę od roweru, to jechało się całkiem nieźle, choć cały czas obawiam się o pobolewające biodra... :/
- DST 171.00km
- Czas 07:52
- VAVG 21.74km/h
- Podjazdy 979m
- Sprzęt Szosówka - pęknięta rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 1 lutego 2013
Kategoria Po mieście
pierwszy raz w tym roku ;)
ufff, dużo roboty w tym roku, do tego szkoda mi nowe koła szarpać po mieście, a mieszczucha coś mi się nie chce robić... i wyszło na to, że cały styczeń ani razu na rowerze nie byłem :)
Ale dziś chyba skończyłem studia, pogoda ładna, to aż żal było się nie ruszyć. Spadek formy chyba jest, bo pod kopiec (Kościuszki) się ciężkawo wjeżdżało :P Za to kółka fajnie się toczą. Zrzuciłem jakieś 0,6kg na samych kołach :D
Ale dziś chyba skończyłem studia, pogoda ładna, to aż żal było się nie ruszyć. Spadek formy chyba jest, bo pod kopiec (Kościuszki) się ciężkawo wjeżdżało :P Za to kółka fajnie się toczą. Zrzuciłem jakieś 0,6kg na samych kołach :D
- DST 22.30km
- Sprzęt Szosówka - pęknięta rama
- Aktywność Jazda na rowerze