Kokotek - Poznań
z sakwami i przygodami ;) opis po weekendzie (prawdopodobnie we wtorek)
Pobudka o 3:50. No jakaś tragedia przecież. Tak wcześnie to chyba nigdy jeszcze nie wstawałem na rower :p
Zaliczamy mszę, i o tej 5:30 już gotowi do boju odsłuchujemy dwóch piosenek zespołu, który zerwał się z rana specjalnie po to żeby nas pożegnać :)
Jadę z grupą N. Team, z którą to już za 2,5 miesiące wybieram się z Polski nad Bajkał, raptem ~8000km :)
Jest nas około 20 osób, w tym bodajże 6 dziewczyn. Tak, te dziewczyny też zrobiły tę trasę... :)
Około 6 ruszamy. Założenia mamy bardzo proste - 50km jazdy, 0,5h postoju, i tak aż do Poznania. W międzyczasie żadnych postojów, nawet na siku.
Jest to mój pierwszy wyjazd z grupą, więc trochę nie wiedziałem czego się spodziewać. A tu okazuje się, że tempo całkiem dobre, średnia koło 25km/h (trasa bardzo płaska), a jadąc z tyłu za całą grupą to można prawie w ogóle nie pedałować i się jedzie :P Dobre jak ktoś ma gorszy dzień czy jakieś kontuzje.
Sprawnie docieramy w okolice Kluczborka, gdzie robimy pierwszy postój. W takiej temperaturze zawsze fajnie zjeść/napić się czegoś ciepłego na postoju. W ruch idzie żurek i herbata z termosu od B.
0,5h minęło szybciej niż by się człowiek spodziewał, i już jedziemy dalej.
Bez większych wrażeń dojeżdżamy do Kępna, gdzie robimy popas w McDonaldsie. Znowu ciepłe żarło, i masa zdziwionych spojrzeń ludzi :) Lecim dalej, aby do Ostrowa!
Mając świadomość że dogonię solo grupę, staję sobie drugi raz po drodze na sikustop ;)
Prawie cały czas jedziemy podwójną kolumną, przy czym schodzimy pojedynczo w stronę pobocza. Zmiany rzadkie, a właściwie to ponad połowę tego odcinka (po tym jak z ostatniej pozycji wyszedłem na przód bez pedałowania na zjeździe :P) jadę z przodu gdzie urzeka mnie swoimi opowieściami Suisseit.
Za nami tworzy się potężny korek samochodów :) Zjeżdżamy łaskawie na kilka minut na pobocze umożliwiając jego rozładowanie, ale po wjechaniu na drogę, korek szybko rośnie na nowo.
Przebijamy się po dziadowych drogach przez Ostrów, i tylko raz się zapominam i wciskam się między samochody gubiąc resztę :p
Kolejny postój w restauracji, gdzie dostajemy michę dobrego gulaszu.
Pedał? Po co to komu...
Ruszam jako ostatni, więc przycisnąłem kilka razy mocniej na pedały i niestety mój rower odmówił posłuszeństwa :)
Czuję mocno luzy na prawym pedale, więc staje próbując go dokręcić, ale niestety kręci się w kółko... Doganiam grupę i informuję o tym, że prawdopodobnie zostanę z tyłu :) W międzyczasie odwiedzam mechanika samochodowego, który bezradnie wzrusza ramionami widząc mój problem.
W końcu pedał odpada :P Nie ma szans dokręcić, bo w korbie dziura na pedał już solidnie się powiększyła. Próbuję wsadzić w miejsce pedału starannie dobrany patyk, który łamie się po pierwszym lekkim nań nadepnięciu. No naprawdę, genialny to był pomysł :p
(gwint w korbie uszkodziłem jakoś w październiku próbując odkręcić mocno zapieczony pedał. Ale od tamtej pory jeździłem i nic się nie działo... :p)
Cóż zrobić, 10km do Ostrowa, może tam coś poradzą. Bardzo pokracznie toczę się używając lewej nogi, i z trudem przepychając prawą korbę. Eh, przydałyby się noski albo spd'y... :p
Nasz peleton:
Powolutku docieram do Ostrowa, gdzie poinstruowany przez autochtonów jadę do dużego sklepu rowerowego, w którym sprzedawca bezradnie wzrusza ramionami. Naprawić nie ma szans, nowej korby brak...
Obdzwaniam kilka sklepów rowerowych w mieście, wszędzie słysząc to samo.
Jadę jeszcze do sklepu obok, gdzie cudem trafiam na 3 rzędową korbę Sory, pod 8rz. Cóż, lepsze to niż nic :)
Niestety nie pomógł sposób 'na babę', tj maślane oczy i 'ja jadę tak daleko', i swoje musiałem za korbę zapłacić ;) Ale i tak pełen energii wsiadam na rower, i cisnę ile wlezie goniąc grupę.
Cała sytuacja (tj powrót i wymiana korby) zajęła mi jakieś 2,5h, do tego 10km które wróciłem... hmmm... chyba ich jednak nie dogonię.
ja
W międzyczasie zgłodniałem, więc robię szybki postój na poboczu na wcinanie ciastek z lodowatą wodą z bidonu. Jest dobrze, jedziem dalej :)
Trochę się obawiam dziurawych wiejskich dróg, więc w Raszkowie szukam najkrótszej drogi z powrotem na 11'kę, trafiając na jakieś tragiczne dziury i nieodśnieżony asfalt. Na szosie z bagażem, zimą, niezbyt dobrze się po czymś takim jeździ :p
Na 11'tce łapię drugi oddech, i cisnę jak nowy do Jarocina. Mijam McDonaldsa w którym wiem że grupa robiła postój, i pędzę dalej przed siebie. Wiele nie upędziłem, i sam opadłem z sił :p
Hot-dog z herbatą pomógł, a jakiś bzdurny serial wygonił mnie dość szybko z zajazdu.
Pogoda trochę kiepska, czołówka nie jest zbyt dobra przy mgle, ale szczęśliwie droga dobra więc można jechać swoje.
Nużą mnie już tir'y, z którymi jedziemy od samego początku (cały czas droga nr 11), więc w Kórniku próbuję z niej zjechać, oglądając fajny rynek, ale po chwili znów na 11'kę wracam, by w kolejnej miejscowości zjechać na boczną drogę.
Oj, szybko za 11'ką zatęskniłem... Płyty betonowe i nieodśnieżona droga, a później dziura na dziurze niezbyt mi przypadły do gustu.
Do samego Poznania toczę się powolutku żeby roweru nie rozwalić, do tego zmęczenie robi swoje...
Na sikustopie wrzucam wycieczkę na Bikestats, i po szybkim przebiciu się przez Poznań docieram na miejsce. Nadrobiłem raptem godzinę z hakiem do grupy, która już zagrzana i najedzona siedziała w noclegowni ;)
Ponoć B. odłożyła mi jakieś pierogi, ale nawet brudny talerz po nich nie został :p na kolację zupka chińska. Wystarczyło [;
Jak jechaliśmy grupą, to kierowcy na nas trąbili, a mnie bez problemowo wszyscy wyprzedzali, a nawet 2 razy podziękowali awaryjnymi (podejrzewam, że za kamizelkę i mocną lampkę :p).
Takiej trasy zimą to jeszcze nie jechałem. Nie podejrzewałem że mi (nam) się to uda, ale jak widać nie było wcale tak źle :D Ważne żeby na postoju mieć się gdzie zatrzymać, nie upocić się w trakcie jazdy, i jedzie się nawet całkiem przyjemnie :)
Do tego jechałem na praktycznie nowym siodełku Brooks B17 Imperial Narrow. Do szosy nijak ono pasuje wyglądem, ale okazało się całkiem wygodne :)
Na końcu coraz bardziej bolało mnie prawe kolano, ale to raczej nic poważnego ;) Szczególnie biorąc pod uwagę to, że kilka dni później zrobiłem 100'kę z sakwami ze średnią 30km/h :p
Dzięki za wypad! :)
Zaliczone gminy - łącznie 668, w tym 40 w tym roku:
ciasna, olesno, lasowice wielkie, kluczbork, byczyna, łęka opatowska, baranów, kępno, ostrzeszów, przygodzice, ostrów wielkopolski (miejska i wiejska), raszków, dobrzyca, kotlin, jarocin, nowe miasto nad wartą, krzykosy, środa wielkopolska, kórnik, mosina, poznań
(zainteresowanych zbieraniem zapraszam na www.zaliczgmine.pl oraz Klub Zdobywców Gmin)
Jak komuś się nudzi, to www.waxmund.pl
Pierwsze okienko na bs'ie od dawna :P
Pobudka o 3:50. No jakaś tragedia przecież. Tak wcześnie to chyba nigdy jeszcze nie wstawałem na rower :p
Zaliczamy mszę, i o tej 5:30 już gotowi do boju odsłuchujemy dwóch piosenek zespołu, który zerwał się z rana specjalnie po to żeby nas pożegnać :)
Jadę z grupą N. Team, z którą to już za 2,5 miesiące wybieram się z Polski nad Bajkał, raptem ~8000km :)
Jest nas około 20 osób, w tym bodajże 6 dziewczyn. Tak, te dziewczyny też zrobiły tę trasę... :)
Około 6 ruszamy. Założenia mamy bardzo proste - 50km jazdy, 0,5h postoju, i tak aż do Poznania. W międzyczasie żadnych postojów, nawet na siku.
Jest to mój pierwszy wyjazd z grupą, więc trochę nie wiedziałem czego się spodziewać. A tu okazuje się, że tempo całkiem dobre, średnia koło 25km/h (trasa bardzo płaska), a jadąc z tyłu za całą grupą to można prawie w ogóle nie pedałować i się jedzie :P Dobre jak ktoś ma gorszy dzień czy jakieś kontuzje.
Sprawnie docieramy w okolice Kluczborka, gdzie robimy pierwszy postój. W takiej temperaturze zawsze fajnie zjeść/napić się czegoś ciepłego na postoju. W ruch idzie żurek i herbata z termosu od B.
0,5h minęło szybciej niż by się człowiek spodziewał, i już jedziemy dalej.
Bez większych wrażeń dojeżdżamy do Kępna, gdzie robimy popas w McDonaldsie. Znowu ciepłe żarło, i masa zdziwionych spojrzeń ludzi :) Lecim dalej, aby do Ostrowa!
Mając świadomość że dogonię solo grupę, staję sobie drugi raz po drodze na sikustop ;)
Prawie cały czas jedziemy podwójną kolumną, przy czym schodzimy pojedynczo w stronę pobocza. Zmiany rzadkie, a właściwie to ponad połowę tego odcinka (po tym jak z ostatniej pozycji wyszedłem na przód bez pedałowania na zjeździe :P) jadę z przodu gdzie urzeka mnie swoimi opowieściami Suisseit.
Za nami tworzy się potężny korek samochodów :) Zjeżdżamy łaskawie na kilka minut na pobocze umożliwiając jego rozładowanie, ale po wjechaniu na drogę, korek szybko rośnie na nowo.
Przebijamy się po dziadowych drogach przez Ostrów, i tylko raz się zapominam i wciskam się między samochody gubiąc resztę :p
Kolejny postój w restauracji, gdzie dostajemy michę dobrego gulaszu.
Pedał? Po co to komu...
Ruszam jako ostatni, więc przycisnąłem kilka razy mocniej na pedały i niestety mój rower odmówił posłuszeństwa :)
Czuję mocno luzy na prawym pedale, więc staje próbując go dokręcić, ale niestety kręci się w kółko... Doganiam grupę i informuję o tym, że prawdopodobnie zostanę z tyłu :) W międzyczasie odwiedzam mechanika samochodowego, który bezradnie wzrusza ramionami widząc mój problem.
W końcu pedał odpada :P Nie ma szans dokręcić, bo w korbie dziura na pedał już solidnie się powiększyła. Próbuję wsadzić w miejsce pedału starannie dobrany patyk, który łamie się po pierwszym lekkim nań nadepnięciu. No naprawdę, genialny to był pomysł :p
(gwint w korbie uszkodziłem jakoś w październiku próbując odkręcić mocno zapieczony pedał. Ale od tamtej pory jeździłem i nic się nie działo... :p)
Cóż zrobić, 10km do Ostrowa, może tam coś poradzą. Bardzo pokracznie toczę się używając lewej nogi, i z trudem przepychając prawą korbę. Eh, przydałyby się noski albo spd'y... :p
Nasz peleton:
Powolutku docieram do Ostrowa, gdzie poinstruowany przez autochtonów jadę do dużego sklepu rowerowego, w którym sprzedawca bezradnie wzrusza ramionami. Naprawić nie ma szans, nowej korby brak...
Obdzwaniam kilka sklepów rowerowych w mieście, wszędzie słysząc to samo.
Jadę jeszcze do sklepu obok, gdzie cudem trafiam na 3 rzędową korbę Sory, pod 8rz. Cóż, lepsze to niż nic :)
Niestety nie pomógł sposób 'na babę', tj maślane oczy i 'ja jadę tak daleko', i swoje musiałem za korbę zapłacić ;) Ale i tak pełen energii wsiadam na rower, i cisnę ile wlezie goniąc grupę.
Cała sytuacja (tj powrót i wymiana korby) zajęła mi jakieś 2,5h, do tego 10km które wróciłem... hmmm... chyba ich jednak nie dogonię.
ja
W międzyczasie zgłodniałem, więc robię szybki postój na poboczu na wcinanie ciastek z lodowatą wodą z bidonu. Jest dobrze, jedziem dalej :)
Trochę się obawiam dziurawych wiejskich dróg, więc w Raszkowie szukam najkrótszej drogi z powrotem na 11'kę, trafiając na jakieś tragiczne dziury i nieodśnieżony asfalt. Na szosie z bagażem, zimą, niezbyt dobrze się po czymś takim jeździ :p
Na 11'tce łapię drugi oddech, i cisnę jak nowy do Jarocina. Mijam McDonaldsa w którym wiem że grupa robiła postój, i pędzę dalej przed siebie. Wiele nie upędziłem, i sam opadłem z sił :p
Hot-dog z herbatą pomógł, a jakiś bzdurny serial wygonił mnie dość szybko z zajazdu.
Pogoda trochę kiepska, czołówka nie jest zbyt dobra przy mgle, ale szczęśliwie droga dobra więc można jechać swoje.
Nużą mnie już tir'y, z którymi jedziemy od samego początku (cały czas droga nr 11), więc w Kórniku próbuję z niej zjechać, oglądając fajny rynek, ale po chwili znów na 11'kę wracam, by w kolejnej miejscowości zjechać na boczną drogę.
Oj, szybko za 11'ką zatęskniłem... Płyty betonowe i nieodśnieżona droga, a później dziura na dziurze niezbyt mi przypadły do gustu.
Do samego Poznania toczę się powolutku żeby roweru nie rozwalić, do tego zmęczenie robi swoje...
Na sikustopie wrzucam wycieczkę na Bikestats, i po szybkim przebiciu się przez Poznań docieram na miejsce. Nadrobiłem raptem godzinę z hakiem do grupy, która już zagrzana i najedzona siedziała w noclegowni ;)
Ponoć B. odłożyła mi jakieś pierogi, ale nawet brudny talerz po nich nie został :p na kolację zupka chińska. Wystarczyło [;
Jak jechaliśmy grupą, to kierowcy na nas trąbili, a mnie bez problemowo wszyscy wyprzedzali, a nawet 2 razy podziękowali awaryjnymi (podejrzewam, że za kamizelkę i mocną lampkę :p).
Takiej trasy zimą to jeszcze nie jechałem. Nie podejrzewałem że mi (nam) się to uda, ale jak widać nie było wcale tak źle :D Ważne żeby na postoju mieć się gdzie zatrzymać, nie upocić się w trakcie jazdy, i jedzie się nawet całkiem przyjemnie :)
Do tego jechałem na praktycznie nowym siodełku Brooks B17 Imperial Narrow. Do szosy nijak ono pasuje wyglądem, ale okazało się całkiem wygodne :)
Na końcu coraz bardziej bolało mnie prawe kolano, ale to raczej nic poważnego ;) Szczególnie biorąc pod uwagę to, że kilka dni później zrobiłem 100'kę z sakwami ze średnią 30km/h :p
Dzięki za wypad! :)
Zaliczone gminy - łącznie 668, w tym 40 w tym roku:
ciasna, olesno, lasowice wielkie, kluczbork, byczyna, łęka opatowska, baranów, kępno, ostrzeszów, przygodzice, ostrów wielkopolski (miejska i wiejska), raszków, dobrzyca, kotlin, jarocin, nowe miasto nad wartą, krzykosy, środa wielkopolska, kórnik, mosina, poznań
(zainteresowanych zbieraniem zapraszam na www.zaliczgmine.pl oraz Klub Zdobywców Gmin)
Jak komuś się nudzi, to www.waxmund.pl
Pierwsze okienko na bs'ie od dawna :P
- DST 307.46km
- Czas 13:43
- VAVG 22.42km/h
- VMAX 54.26km/h
- Podjazdy 984m
- Sprzęt Szosówka - pęknięta rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Fajna relacja, dopiero teraz przeczytałem, przygody po drodze też niczego sobie, widzę, że wykorzystujesz sprzęt maksymalnie jak się da :). A wydawało by się, że takie sprawy jak wymiana zużytych części, zainteresowanie się stanem roweru, czy wszystko jest dokręcone, przed dłuższą trasą jest czymś naturalnym ;).
offensivetomato - 12:35 sobota, 9 marca 2013 | linkuj
Hej Waxmund! Jeszcze dwóch województw nie odwiedziłeś! :)
mswiety10 - 18:46 czwartek, 7 marca 2013 | linkuj
gratuluję dystansu. W takich warunkach powinien chyba liczyć się podwójnie? Co do kamizelek to mam mieszane uczucia. Kiedyś próbowałem w tym jeździć, ale było niewygodnie. Poza tym często używam plecaka, który zasłaniał kamizelkę. Dlatego kamizelka została pocięta i jej tylna część naszyta na plecak. Oprócz tego używam masę odblasków i to zdaje egzamin. Czuję się bezpieczniej jadąc w nocy niż w ciągu dnia...
4gotten - 20:16 sobota, 23 lutego 2013 | linkuj
Brawo :) Jak zwykle z przyjemnością przeczytałam Twoją relację i czekam na kolejne...ja kręcę póki co małe pętelki do końca lutego, ale mam nadzieję zabrać się wreszcie do prawdziwych tras od marca.Pozdrawiam
jagoda79 - 20:59 czwartek, 21 lutego 2013 | linkuj
Doczekałem się opisu! Ha! Super Wax - czyli też na Syberię uderzasz z Cimanem? No to powodzenia wam życzę. A wyjazd zacny!
Ksiegowy - 15:18 środa, 20 lutego 2013 | linkuj
Samo to, że jedzie się w jaskrawych kolorach już coś daje w porównaniu do jazdy na czarno, w sensie kolorystyki :)
Wadą kamizelek jest to, że w nocy nie widać rąk (jeśli nie ma na nich odblasków) przez co sygnalizowanie jest utrudnione.
Pochylona sylwetka znacznie ograniczy widoczną "powierzchnię" ale tylko z tyłu i przodu. Na bokach jest nadal OK.
Dobra latarka na przód, Walle na tył i moim zdaniem taki zestaw jest wystarczający :) adriano88 - 08:41 środa, 20 lutego 2013 | linkuj
Wadą kamizelek jest to, że w nocy nie widać rąk (jeśli nie ma na nich odblasków) przez co sygnalizowanie jest utrudnione.
Pochylona sylwetka znacznie ograniczy widoczną "powierzchnię" ale tylko z tyłu i przodu. Na bokach jest nadal OK.
Dobra latarka na przód, Walle na tył i moim zdaniem taki zestaw jest wystarczający :) adriano88 - 08:41 środa, 20 lutego 2013 | linkuj
Pozwól że nie uwierzę w Twoje "fakty", jeździłem z grupami szosowców ubranych we wszelkie możliwe odblaski, widziałem ich w światłach samochodów i nie uważam by kamizelka przy sylwetce kolarza szosowego była najskuteczniejsza, lepiej rzucają się w oczy elementy poruszające się.
Ale co do mnie dopiero teraz dotarło - Ty przecież jedziesz w tej kamizelce w biały dzień!!! Zgroza!!!
Jeszcze trochę i zobaczymy Cię w policyjnych akcjach rozdawania kamizelek ;))) wilk - 00:21 środa, 20 lutego 2013 | linkuj
Ale co do mnie dopiero teraz dotarło - Ty przecież jedziesz w tej kamizelce w biały dzień!!! Zgroza!!!
Jeszcze trochę i zobaczymy Cię w policyjnych akcjach rozdawania kamizelek ;))) wilk - 00:21 środa, 20 lutego 2013 | linkuj
Fajna relacja. Też mnie trochę rozczarowałeś z tą kamizelką, no i niby 300 km ale w takim peletonie to się nie liczy :P
@Jeżdżę, choć jest troszkę twardo. Nie mam 4 najlżejszych przełożeń, a przecież już wcześniej wyraźnie brakowało ;) worekfoliowy - 22:23 wtorek, 19 lutego 2013 | linkuj
@Jeżdżę, choć jest troszkę twardo. Nie mam 4 najlżejszych przełożeń, a przecież już wcześniej wyraźnie brakowało ;) worekfoliowy - 22:23 wtorek, 19 lutego 2013 | linkuj
Nie zapędzaj się z tym 100 razy. Akurat przy jeździe szosowej i mocno pochylonej sylwetce to IMO więcej niż kamizelka dadzą odblaski na nogach czy pedałach, migająca mocna lampka itd.; elementy przyciągające wzrok kierowcy
wilk - 22:22 wtorek, 19 lutego 2013 | linkuj
Całe szczęście nie :P
Muszę chyba olać sklep, w którym zamówiłem kasetę i przeciągają realizację w nieskończoność :||| worekfoliowy - 21:32 niedziela, 17 lutego 2013 | linkuj
Muszę chyba olać sklep, w którym zamówiłem kasetę i przeciągają realizację w nieskończoność :||| worekfoliowy - 21:32 niedziela, 17 lutego 2013 | linkuj
Fajnie że znowu jesteś obecny na BS,panie inżynierze!:))
funio - 14:16 sobota, 16 lutego 2013 | linkuj
No nie. trzy razy wyszedł na rower i prawie mnie dogonił :/
Niech no tylko dorwę nową kasetę :P worekfoliowy - 13:33 sobota, 16 lutego 2013 | linkuj
Niech no tylko dorwę nową kasetę :P worekfoliowy - 13:33 sobota, 16 lutego 2013 | linkuj
Ładna liczba. Takie dystanse na BS oznaczają tylko jedno: wiosna już za chwilę :)
Czekam na opis, Twoje wpisy bardzo dobrze się czyta :) adriano88 - 23:32 piątek, 15 lutego 2013 | linkuj
Komentuj
Czekam na opis, Twoje wpisy bardzo dobrze się czyta :) adriano88 - 23:32 piątek, 15 lutego 2013 | linkuj