Informacje

  • Wszystkie kilometry: 82353.99 km
  • Km w terenie: 1630.90 km (1.98%)
  • Czas na rowerze: 108d 23h 10m
  • Prędkość średnia: 20.38 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy waxmund.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2015

Dystans całkowity:1090.38 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:33:58
Średnia prędkość:25.76 km/h
Maksymalna prędkość:64.20 km/h
Suma podjazdów:5214 m
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:90.86 km i 4h 51m
Więcej statystyk
Niedziela, 31 maja 2015 Kategoria >30km/h

Mój pierwszy raz ;) - Cichy Kącik

W Krakowie mieszkam od lat wielu, ale jakoś nigdy nie było mi po drodze z Cichym Kącikiem. Naszła mnie ostatnio ochota żeby się wybrać.
Już na ustawce na Błoniach widać luźniejszą niż na IC atmosferę, gdy ruszamy tempo jak po bułki do sklepu :P I takie też się utrzymuje przez długi czas.
Nawet na krótkich podjazdach, zbierających się na jeden duży (najwyższy punkt na Jurze) bardzo spokojnie. Dopiero na końcówce podjazdu do Jerzmanowic poszło konkretniejsze tempo, ale że się podjazd skończył to i tempo siadło :P Na górkach czekanie na wszystkich. Ogólnie - miło, przyjemnie, turystyka panie!

Po 37km jazdy, na jednym z małych zjazdów nagle mój GPS dostał świra i zaczął lecieć dobre ze 2m nade mną :P Ostro po hamulcach, i zaczynam poszukiwania. Nawet nie wołałem żeby ktoś stawał (wszyscy pojechali :P), żeby głowy nie zawracać.
Jako jedyny z kolarzy miałem nogawki. Oj, jak bardzo się cieszyłem że je mam, gdy brodziłem w pokrzywach po pas w poszukiwaniu GPSa... Po dobrych 10min szukania, już mocno zrezygnowany cudem zauważam go wśród pokrzyw. Jest!

Nie mając pojęcia jaka jest trasa, niemożliwe było jakiekolwiek gonienie. Jadę sobie więc samemu do Skały i dalej do Krakowa, podciągając tym samym średnią z 29 do 31,5. Tego jeszcze nie było, żebym sam jechał szybciej niż w grupie :P Tak czy inaczej miło było i jeszcze na pewno się kiedyś wybiorę.
Grupę prowadziło kilku koksów, więc jest się z kim ścigać (tzn za kim zostawać z tyłu :P).



  • DST 86.57km
  • Czas 02:46
  • VAVG 31.29km/h
  • VMAX 64.11km/h
  • Podjazdy 837m
  • Sprzęt Szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 22 maja 2015 Kategoria >100, >200

Nie zawsze wybieram najkrótszą drogę - Vol.2, cz. 2

Po spokojnej nocy, czas na dalsze gminienie :)
Z rana żona Borafu zrobiła specjalnie dla mnie makaron. Dzięki!
W miarę sprawnie się zbieram, za to mniej sprawnie jadę. Coś się rozkręcić nie mogłem (tempo nadal spokojne, ale bez przesady... :P).
Męczy też trochę wiatr - wczoraj prawie cały dzień miałem w pysk, a dziś już tylko połowę, więc nie tak źle :)



Po przyjemnych kilometrach na krajówce, zjeżdżam na jakieś boczne dróżki gdzie od razu mnie wytrzęsło porządnie. Do tego szwankuje coś GPS który się wyłącza. Wcisnąłem do baterii jakieś sreberko z batona i pomogło. Wreszcie można spokojnie jechać. Choć po takim 'asfalcie' to łatwo nie idzie:



Dobrze że mam Brooksa Flyera to jakoś da się na tym nawet żyć, ale o jakiejś szybszej jeździe to nie ma co mówić.
Po pewnym czasie walki skręcam w jakąś leśną dróżkę, na której jest tarka a z boku piaszczyste pobocze. Jak na Gobi się poczułem znowu... ;)
Miejscami atakuje jeszcze jakiś bruk.


Nie ma to jak szosowa wycieczka :) Za każdym razem po takiej przeprawie obiecuję sobie nie wytyczać więcej takich tras, a po jakimś czasie sytuacja i tak się powtarza. Ma to jednak swój (wątpliwy) urok.

Z dużą ulgą wskakuje na drogę techniczną wzdłuż 8'mki. Idealny asfalt, wiatr w plecy... kusiło żeby lecieć tą drogą dalej, choćby i do Wrocka ;) 4km kawałek jednak szybko mija i zaczyna się region pełen wszelakiej maści sadów.



Łatosiówka - zdecydowanie mniej od swojego imiennika wymowna


W Nowym Mieście nad Pilicą robię sobie zasłużony 20-25min postój. Licznik pokazuje 130km. Gdy wyleguje się na ławce, zaczepia mnie jakiś przechodzień życząc szerokiej drogi, błogosławieństwa Bożego i pomyślności. Pełna kultura.
130km bez postoju - dobry wynik. Nie wiem co było w tym porannym makaronie, ale ja chce więcej! :)

Pilica:


Wszędzie te dopalacze teraz reklamują...


Bez większych ciekawostek docieram do Szydłowca, z którego szybko przeganiają mnie nadciągające ciemne chmury.



Szklane domy w Szydłowcu:


Night cluby też nie najlepsze ;)



Wszędzie żarnowiec. Co roku toto kwitnie? Jakoś nie kojarzę takich ilości...


Żółto


Już w samych Starachowicach zaliczam najtrudniejszy podjeździk na trasie. Jakieś 2km od domu mam taką ściankę 11%... ;) Jest to zarazem najwyższy punkt wycieczki.

Na koniec jeszcze tryumfalny przejazd przez osiedle i wreszcie w domu. Zamiast 170km wyszło kilometrów 510 :) Jest radość.

Plan udany - mimo sporej ilości kilometrów kolana nie bolą :) Do tego przy spokojnym tempie prawie nie czuję potrzeby postojów. Na 230km trasy raptem jedna przerwa to całkiem niezły wynik :)

Na BS'ie łapie podwójne okienko. Dawno już mnie tam nie było...


Zaliczone gminy:
Głuchów, Rawa Mazowiecka Wiejska, Nowy Kawęczyn, Kowiesy, Mogielnica, Nowe Miasto nad Pilicą, Rusinów
(jak ciul ominąłem Rawę Mazowiecką nie wiedząc że miasto jest osobną gminą eh...)




  • DST 229.33km
  • Czas 09:07
  • VAVG 25.16km/h
  • VMAX 64.20km/h
  • Podjazdy 1394m
  • Sprzęt Szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 21 maja 2015 Kategoria >100, >200

Nie zawsze wybieram najkrótszą drogę - Vol.2, cz. 1

Na weekend znowu mi wypadł wyjazd do Starachowic. Czas był, wybór więc prosty - rower. Pogoda co prawda nie najlepsza, przez co mój kompan podróży stwierdził że nie jedzie... Oj, kusiło żeby też zostać w domu jak ten deszcz za oknem widziałem...

Do Starachowic można jechać np tak:
http://waxmund.bikestats.pl/448370,204km-bez-zatrz...

Ale to nudy jechać tak najprostszą drogą (najkrótszą jest 170km), o czym wiem już od dawna. Efektem tego była 400'ka kilka lat temu:
http://waxmund.bikestats.pl/468091,Nie-zawsze-wybi...

Ja sobie wyznaczyłem trasę, która ma 510km...:) Do tego pierwsze ~300 cięgiem pod wiatr w twarz. Kto to te rowery wymyślił i po co? :P

Pomimo że wstałem o 6:30, to na rower wsiadłem dopiero po 10, jak już całe mieszkanie posprzątałem :P Tak mi się nie chciało w tym deszczu... ;)

Już od początku coś nie szło. A to siodełko trzeba poprawić, a to lampka z kieszeni wypadła (jakim cudem? chyba pierwszy raz w życiu mi coś tych rozmiarów z kieszeni bluzy rowerowej wypadło...). Pozbierałem każdą część lampki osobno z drogi, złożyłem w kupę i działa dalej. A tak ludzie narzekają że wyłamują te zatrzaski w Wall-e..

Przez miasto bardzo spokojnie bo kałuż dużo. Za Krakowem wreszcie zaczynają się jakieś góreczki i wszędobylski rzepak.



Plan na ten wyjazd, to tradycyjnie w tym roku, nie zajechać sobie kolan :) Więc od początku tempo spokojne, bez żadnego dyszenia. Czyli turystyka, widoczki itp.

Skrajem Jury dojeżdżam do Przyrowa, gdzie na 110km robię sobie pierwszy postój. Wcinam jakąś kanapkę, pogadałem chwilę przez telefon, trochę rozciągania i po kilku (zapewne nastu) minutach jadę dalej.



Jak na porządną wycieczkę na szosówce, nie mogło oczywiście się obyć bez kilku kilometrów w terenie :)






Warta i urocza barierka:


Dojeżdżam w końcu do popularnej Gierkówki, na której jest zakaz jazdy rowerem, którego oczywiście przy planowaniu trasy nie uwzględniłem :) Próbuję ją minąć a to z lewej, stoję na światłach, a to z prawej, znowu światła. Nie ma to większego sensu. Podumałem chwilę nad pączkiem pod lokalnym sklepem, i zdecydowałem się pojechać te niecałe 20km po zakazie.

Gmina Mykanów - będzie mykanie razem z tirami.


Z tirami za plecami od razu inna jazda. Co jakiś czas mocne podmuchy w plecy, które przyspieszają o dobre 5km/h. Szybko i przyjemnie minął ten kawałek. Ja to jednak lubię ekspresówkami czasem pojeździć... Szerokie pobocze tylko dla mnie, czuję się bezpieczniej na takiej drodze niż na niejednej wąskiej drodze wojewódzkiej.

W końcu odbijam w jakąś boczną dróżkę na której szybko tęsknię za krajówką, bo asfalt beznadziejny, trzęsie strasznie. Zza rzepakowego horyzontu wyłania się bełchatowska elektrownia:



Objeżdżam ją jej obwodnicą mocno zarośniętą żarnowcem



Ścieszką oczywiście nie da się zbytnio jechać bo pełno na niej szyszek.

Wreszcie wyłania się kopalnia. Trzeba przyznać, że robi wrażenie. Taką dziurę wykopać...



Transport węgla:


Gdy stoję i focę przy moim porzuconym przy drodze rowerze z piskiem opon zatrzymuje się jakieś auto, po czym żwawo wyskakuje z niego jakiś gość. Moja reakcja była jeszcze żwawsza i po sekundzie stoję już koło roweru :)

Dalsze kawałki gruntówek okazały się o dziwo świetnymi drogami. Zwykle mam przeciwnie zaskakujące sytuacje.



Nic się nie paliło



Na 210km zatrzymuje się na obiad. Zamawiam normalną 45cm pizzę, a pani najpierw mi ją na wynos chce wcisnąć, a później się pyta dla ilu osób talerze ;)



Pojadłem zdrowo, i nawet ostały się dwa kawałki na wynos.
Wpadłem też tutaj na genialny pomysł dociśnięcia trasy do końca, tj zrobienia tych 510km non-stop, ale prognoza pokazywała że pół nocy ma padać, a za dnia ma być suchutko, więc wybór był prosty. Ciepłe suche łóżko i taki sam asfalt dnia następnego przeważyły :)

Nosił wilk razy wiele, oj wiele... ponieśli i wilka.

Dojeżdżam do skrzyżowania z DK74. Z lewej pusto, z prawej pusto, czerwone się świeci. Nie będę stać jak głupi. Jadę.
Już będąc w połowie skrzyżowania miałem jakieś złe przeczucia...
Kawałek dalej dogania mnie policja....
ehh....
Próbowałem się wykpić
podlizać
wziąć na litość
na bolące kolano
na kocie oczy rodem ze Shreka (wyszło mi to mniej więcej tak:)

No nic nie podziałało. Nic!
Z mandatem na II Jagiełłę w ręku pożegnałem parkę policjantów (pewnie będą bardzo z siebie dumni, dzieciom opowiedzą jakiego przestępce dziś złapali :P).

Cóż zrobić, kiedyś musiało mnie trafić ;) Dobrze że na jednym Władku się skończyło, bo widełki i do pięciu dochodzą... A takich czerwonych świateł to ja w życiu trochę...

Szybko się zmierzcha, w Łasku uzupełniam po raz kolejny puste już bidony. Zajeżdżam jeszcze zawieźć w Łodzi przesyłkę (celem zaoszczędzenia 5,9zł na poczcie. W porównaniu do mandatu, kiepsko to wyszło :P), i jak po sznurku docieram do Borafu który mimo późnej godziny (23:30) podejmuje mnie chlebem i solą (Emską - bo ja tak w ogóle chory jestem trochę :P).
Posiedzieliśmy chwilę przy herbacie, ale ja zmęczony, obaj chorzy, więc nie było co długo siedzieć i szybko wskoczyłem do łóżka.




Zaliczone gminy:
Przyrów, Rędziny, Ładzice, Lgota Wielka, Sulmierzyce Kleszczów, Szczerców, Kluki, Zelów, Widawa, Sędziejowice, Buczek


  • DST 287.56km
  • Czas 10:54
  • VAVG 26.38km/h
  • VMAX 63.25km/h
  • Podjazdy 1714m
  • Sprzęt Szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 19 maja 2015 Kategoria <100, >30km/h

Kopiec

Nie wiem w którą stronę wiało, bo i do toru i z powrotem jechałem z tą samą prędkością :P Albo były takie zawirowania, albo byłem zmęczony przy powrocie, albo w którąś stronę mocniej cisnąłem. A wiało, bo się drzewa ruszały... ;)
  • DST 48.06km
  • Czas 01:33
  • VAVG 31.01km/h
  • VMAX 62.34km/h
  • Podjazdy 367m
  • Sprzęt Szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 18 maja 2015 Kategoria <100, Po mieście

miasto

Sobota, 16 maja 2015 Kategoria <100

Zlot - dzień 1

Piątek, 15 maja 2015 Kategoria <100

Zlot - dzień 0

Wtorek, 12 maja 2015

miasto

Sobota, 9 maja 2015 | Uczestnicy Kategoria <100

Dzień lenia



Co jest najlepszego na zakwasy? Rower! :)

Ten tydzień dość intensywnie spędziłem poza rowerem, czego wynikiem są zakwasy niemalże na całym ciele (z dłońmi włącznie :P).
Ale że pogoda ładna i wreszcie nam się udało umówić z Adamem, to trzeba było jechać.
Już po ruszeniu z domu (pod górkę mam), miałem ochotę zawrócić bo tak nogi piekły, ale jakoś się przemogłem i pojechałem :)

U Adama miałem okazję przejechać się na Kellysie Reyon. Niezły przeskok po jeździe na szosie ;)


Wycieczka z racji mojego stanu miała być leniwa i taka w większości była. Długo płasko i spokojnie, później sprawnie na podjazd pod Prymasówkę (3 miejsce na segmencie :p), i znowu spokojnie do Lanckorony.
Zjazd w stronę Kalwarii po beznadziejnym asfalcie, na którym nawet 1600 lumenów z lampki Adama nie pozwoliło komfortowo omijać dziur - było ich za dużo :)

Do Przytkowic jeszcze spokojnie, a później Adam powiedział że do Skawiny już nic ciekawego nie ma, i że wszystkie podjazdy można z rozpędu wziąć - i tak też było. Średnia z tego ~14km odcinka wyszła >40km/h :)
Później już spokojnie do domu.

Chyba Adam miał gorszy dzień, bo coś na podjazdach trochę odstawał, a ja chyba w formie specjalnej też nie byłem. Nogi na każdej górce strasznie piekły :)

Climb avg/max: 3/15%


  • DST 86.82km
  • Czas 03:07
  • VAVG 27.86km/h
  • VMAX 63.68km/h
  • Podjazdy 902m
  • Sprzęt Szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 8 maja 2015 Kategoria <100, Po mieście

miasto

  • DST 16.04km
  • Sprzęt Wyprawowy
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl