Piątek, 25 marca 2011
Kategoria >200, Rekordy i hardkory, >100
204km bez zatrzymania - Kraków - Busko Zdrój - Łagów - Starachowice
Obudziłem się prawie godzinę później niż chciałem i w ogóle coś nie miałem motywacji żeby się zebrać z łóżka.... w końcu nie musiałem jechać do Starachowic rowerem, mogłem pociągiem...
Po dość pożywnym śniadaniu (paczka makaronu) ruszyłem jednak w trasę o 6:55. Planowo miałem jechać przez wioski żeby pozaliczać gminy, ale nie miałem ochoty na błądzenie po bocznych drogach, szczególnie że od Proszowic była w sporej części świeżo wyremontowana droga po której się świetnie jechało. Miejscami jeszcze były remonty i ruch wahadłowy, ale oczywiście nie czekałem na czerwonym i uciekłem samochodom na prawie 15km! (charakterystyczna mini ciężarówka mnie dogoniła dopiero po ok ~20km).
Koło 90km zacząłem się zastanawiać czy by sobie postoju nie zrobić, ale w sumie głodny jeszcze nie byłem, jeden bidon pełny, to nie było po co stawać.
Przypomniało mi się w tym momencie jak gadałem z Transatlantykiem o najdłuższym przejechanym dystansie bez dotknięcia nogą asfaltu. Rekord wśród moich znajomych (podejrzewam że za wyjątkiem Wilka :p) wynosił ok 120km co postanowiłem przebić.
Przez Busko Zdrój szybko przeleciałem i do Stopnicy jechałem szerokim poboczem krajówki i do tego idealnie z wiatrem. Tu padła maxymalna prędkość - 58km/h (próbowałem tira dogonić pod górkę :D).
Od Stopnicy wiatr mocno przeszkadzał. Najniebezpieczniejsze były momentami bardzo mocne podmuchy przy większych prędkościach. Raz odciążyłem przednie koło bo coś tam sobie poprawiałem i dosłownie uciekło mi z 0,5m w bok. Szczęśliwie sytuację opanowałem.
Od 110km chciało mi się siku. Na 130km znalazłem fajną asfaltową drogę prowadzącą nad zalew Chańcza i na niej z wielkim trudem udało mi się wysikać z roweru :p robiłem to pierwszy raz i nawet nie było tak źle. Nic sobie nie osikałem :p gorzej że potem mi się jeszcze więcej zachciało... ale tego na rowerze to już sobie wole nawet nie wyobrażać ;p
Później wyciągnąłem jeszcze kilka ciastek z sakwy, jakimś cudem udało mi się ją nawet lekko zrolować i zamknąć.
Wiatr cały czas przeszkadzał, a ja wpadłem na pomysł że skoro i tak już pobiłem rekord, to spróbuje przejechać cały dystans bez zatrzymania.
W Górach Świętokrzyskich trochę dały w kość liczne górki. Na jednym z podjazdów autochton podpowiedział mi żebym zmienił przerzutkę to mi będzie łatwiej :) miałem młynek i 1'ke z tyłu.... podjazd 13%.
Znowu wyciągnąłem kilka ciastek z sakwy, lecz tym razem za cholerę nie mogłem jej zamknąć. Męczyłem się chyba ze 2 minuty :/
Za Nową Słupią wpadłem na jeszcze lepszy pomysł, tj żeby dokręcić do 200km bez zatrzymania. Nadłożyłem trochę drogi jadąc przez Kałków, ale i tak musiałem jeszcze dokręcać w okolicach Starachowic.
Ostatnie 20km już ledwo jechałem, ale nie chciało mi się znowu męczyć z szukaniem ciastek w sakwie a tym bardziej kanapek których miałem narobione z połowy chleba. Do domu dowiozłem też całą 2L coca-cole, ciężką zimową kurtkę, spodnie i bluzę [;
Udało się!
W sumie było łatwo. Największym problemem było sikanie :p od 160km znowu mi się chciało, ale już nie miałem ochoty znowu kombinować jak to zrobić... Na pewno przy takiej jeździe bez zatrzymania przydałaby się koszulka z kieszeniami, ew jakaś torba pod ramę/na kierownicę, bo wyciąganie z sakwy nie jest zbyt wygodne...
Tempo zgodnie z zaleceniami Wilka spokojne, i jutro się okaże czy coś to pomogło na kolana (: póki co nie bolą nic a nic, więc chyba jest dobrze! Dzięki za podpowiedź!
Do tego na sporej części trasy życie utrudniał silny boczny wiatr.
Mapka:
Chyba 1. raz dystans mi się zgadza z mapką z bikemap [; szkoda że przwyższenia jeszcze mocno odbiegają...
Po dość pożywnym śniadaniu (paczka makaronu) ruszyłem jednak w trasę o 6:55. Planowo miałem jechać przez wioski żeby pozaliczać gminy, ale nie miałem ochoty na błądzenie po bocznych drogach, szczególnie że od Proszowic była w sporej części świeżo wyremontowana droga po której się świetnie jechało. Miejscami jeszcze były remonty i ruch wahadłowy, ale oczywiście nie czekałem na czerwonym i uciekłem samochodom na prawie 15km! (charakterystyczna mini ciężarówka mnie dogoniła dopiero po ok ~20km).
Koło 90km zacząłem się zastanawiać czy by sobie postoju nie zrobić, ale w sumie głodny jeszcze nie byłem, jeden bidon pełny, to nie było po co stawać.
Przypomniało mi się w tym momencie jak gadałem z Transatlantykiem o najdłuższym przejechanym dystansie bez dotknięcia nogą asfaltu. Rekord wśród moich znajomych (podejrzewam że za wyjątkiem Wilka :p) wynosił ok 120km co postanowiłem przebić.
Przez Busko Zdrój szybko przeleciałem i do Stopnicy jechałem szerokim poboczem krajówki i do tego idealnie z wiatrem. Tu padła maxymalna prędkość - 58km/h (próbowałem tira dogonić pod górkę :D).
Od Stopnicy wiatr mocno przeszkadzał. Najniebezpieczniejsze były momentami bardzo mocne podmuchy przy większych prędkościach. Raz odciążyłem przednie koło bo coś tam sobie poprawiałem i dosłownie uciekło mi z 0,5m w bok. Szczęśliwie sytuację opanowałem.
Od 110km chciało mi się siku. Na 130km znalazłem fajną asfaltową drogę prowadzącą nad zalew Chańcza i na niej z wielkim trudem udało mi się wysikać z roweru :p robiłem to pierwszy raz i nawet nie było tak źle. Nic sobie nie osikałem :p gorzej że potem mi się jeszcze więcej zachciało... ale tego na rowerze to już sobie wole nawet nie wyobrażać ;p
Później wyciągnąłem jeszcze kilka ciastek z sakwy, jakimś cudem udało mi się ją nawet lekko zrolować i zamknąć.
Wiatr cały czas przeszkadzał, a ja wpadłem na pomysł że skoro i tak już pobiłem rekord, to spróbuje przejechać cały dystans bez zatrzymania.
W Górach Świętokrzyskich trochę dały w kość liczne górki. Na jednym z podjazdów autochton podpowiedział mi żebym zmienił przerzutkę to mi będzie łatwiej :) miałem młynek i 1'ke z tyłu.... podjazd 13%.
Znowu wyciągnąłem kilka ciastek z sakwy, lecz tym razem za cholerę nie mogłem jej zamknąć. Męczyłem się chyba ze 2 minuty :/
Za Nową Słupią wpadłem na jeszcze lepszy pomysł, tj żeby dokręcić do 200km bez zatrzymania. Nadłożyłem trochę drogi jadąc przez Kałków, ale i tak musiałem jeszcze dokręcać w okolicach Starachowic.
Ostatnie 20km już ledwo jechałem, ale nie chciało mi się znowu męczyć z szukaniem ciastek w sakwie a tym bardziej kanapek których miałem narobione z połowy chleba. Do domu dowiozłem też całą 2L coca-cole, ciężką zimową kurtkę, spodnie i bluzę [;
Udało się!
W sumie było łatwo. Największym problemem było sikanie :p od 160km znowu mi się chciało, ale już nie miałem ochoty znowu kombinować jak to zrobić... Na pewno przy takiej jeździe bez zatrzymania przydałaby się koszulka z kieszeniami, ew jakaś torba pod ramę/na kierownicę, bo wyciąganie z sakwy nie jest zbyt wygodne...
Tempo zgodnie z zaleceniami Wilka spokojne, i jutro się okaże czy coś to pomogło na kolana (: póki co nie bolą nic a nic, więc chyba jest dobrze! Dzięki za podpowiedź!
Do tego na sporej części trasy życie utrudniał silny boczny wiatr.
Mapka:
Chyba 1. raz dystans mi się zgadza z mapką z bikemap [; szkoda że przwyższenia jeszcze mocno odbiegają...
- DST 204.24km
- Czas 08:02
- VAVG 25.42km/h
- VMAX 58.00km/h
- Temperatura 12.0°C
- Podjazdy 1768m
- Sprzęt Szosówka - pęknięta rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
gratulacje Wax!!! ja jakos sie na 300 nie mogę zebrac w tym roku jeszcze;D
Ksiegowy - 07:53 poniedziałek, 2 maja 2011 | linkuj
Chcialem Ci sie pochwalic moim dzisiejszym dystansem 100 km bez postoju, ale widze , ze nie mam tu czego szukac. (; Gratulacje chlopie, duzy wyczyn! :D
mswiety10 - 20:31 wtorek, 29 marca 2011 | linkuj
No chyba nie pomyślałeś, żeby lać na zamknięte. Bez sensu ;)
cinek88 - 20:09 wtorek, 29 marca 2011 | linkuj
Nie ma lipy. Jak dojdziesz do wprawy to dasz radę nalać na szybę jakiemuś chamskiemu kierowcy, który ci drogę zajedzie albo coś :D
cinek88 - 11:09 niedziela, 27 marca 2011 | linkuj
Heh, dałeś czadu, Chłopie! :)
Podziwiam, ale NIE zazdroszczę i NIE będę naśladował ;) aard - 22:47 sobota, 26 marca 2011 | linkuj
Podziwiam, ale NIE zazdroszczę i NIE będę naśladował ;) aard - 22:47 sobota, 26 marca 2011 | linkuj
Chciałbym tylko dowiedzieć sie co to były za ciastka? ;)
yoshko - 21:48 piątek, 25 marca 2011 | linkuj
Ja nawet jak do sklepu jadę po ciastka to się zatrzymuję po drodze
MaciekPaciek101 - 20:34 piątek, 25 marca 2011 | linkuj
Nieźle, może kiedyś Ci się uda z tym drugim na rowerze :-)
Pozdrawiam robin - 20:18 piątek, 25 marca 2011 | linkuj
Pozdrawiam robin - 20:18 piątek, 25 marca 2011 | linkuj
Piękny wynik Waxmund. Wilk to chyba nigdy nie startował w tej kategorii. Pobiłeś zdecydowanie mnie(110), Remigiusza(sprawdź na stronce), ale chyba nie dałeś rady jego LIDEROWI :-)
transatlantyk - 18:48 piątek, 25 marca 2011 | linkuj
ten akapit o potrzebach fizjologicznych i sposobach ich załatwiania rozłożył mnie na łopatki ;] Nie no, przypadek nadający się do natychmiastowego leczenia... :D
gratulacje :P olo - 16:47 piątek, 25 marca 2011 | linkuj
gratulacje :P olo - 16:47 piątek, 25 marca 2011 | linkuj
to fantastycznie, że sobie nic nie osikałeś :D:D:D:D
Carmeliana - 16:17 piątek, 25 marca 2011 | linkuj
No brawo :)
Ja chyba najdłużej miałem z 50 km bez zsiadania :)
także trochę wstyd ;p kkkrajek18-remov - 15:58 piątek, 25 marca 2011 | linkuj
Komentuj
Ja chyba najdłużej miałem z 50 km bez zsiadania :)
także trochę wstyd ;p kkkrajek18-remov - 15:58 piątek, 25 marca 2011 | linkuj