Czwartek, 21 kwietnia 2011
Kategoria >200, Rekordy i hardkory, >100, >400km
Nie zawsze wybieram najkrótszą drogę..... [; Czyli pierwsza 400'tka.
http://www.youtube.com/watch?v=3YQ7UYxgXUM
400km chodziło mi po głowie właściwie od początku roku. W ostatni weekend już nawet prawie wyjechałem na trasę, ale pogoda trochę się popsuła a do tego miałem sporo ciekawsze zajęcia ;]
Wczoraj też nie wiedziałem czy dam radę, bo kładłem się spać mając gorączkę i całkiemniezły katar... Oczywiście spać nie mogłem bo już mnie adrenalina trzymała, w myślach przejechałem w nocy całą trasę [;
O 4:30 dzwoni budzik. Nie pamiętam żebym go wyłączał. 4:32 dzwoni drugi, ten już
wyłączyłem i przy okazji kolejny o 4:34 i poszedłem dalej spać :p po kilku minutach zebrałem się jednak. Za oknem powoli się już przejaśnia.
Szybkie, dość pożywne śniadanie (wg zaleceń mojego najnowszego prywatnego dietetyka żebym się nie przejadał, tylko pół paczki makaronu :p), ogarnięcie wszystkich rzeczy i wsiadam na rower.
Ostatnie przygotowania
za chwilę ruszam
Temperatura nie rozpieszcza. 3 stopnie. Ubrany jestem w długie spodnie rowerowe + niebieskie czaszki (tradycyjnie :p) + 3 warstwy na górę, buff, rękawiczki rowerowe + zwykłe rękawiczki.
W Krakowie pusto, do Gdowa jadę dobrze znaną mi trasą. Sporo górek, często trzymających ~8%. Dobrze, na rozgrzanie w sam raz. Kawałek za Wieliczką oglądam wschód słońca który ładnie podkreśla poranne mgły unoszące się w dolinkach.
Od Gdowa zaczynają się drogi których zupełnie nie znam, w tym jeden z dwóch największych dziś podjazdów. Trzyma w granicach 8-10% na dość długim odcinku. Dopiero koło 7:30 zaczyna się powoli robić cieplej, ale i tak nie rozbieram się jeszcze.
60km - pierwszy postój. Głodny już strasznie jestem, do tego w bidonach (0,5+0,7L) pusto. Ku uciesze panów pijących już raczej nie pierwsze tego dnia piwo, jem pół paczki delicji i 3 kanapki. Powinno na chwilę wystarczyć [; Schodzi mi jakieś ~15minut. Zdejmuje rękawiczki :p
Najedzonym, jedzie się świetnie. Kolejne 100km przez bardzo urokliwe pagórki. Pogórze Ciężkowickie odkrywa przede mną swoje uroki [; Minimalny ruch, jadę środkiem drogi rozglądając się na boki. Kawałek trasy po płaskim wzdłuż meandrującego Dunajca - tu trzymam równo 35klm/h. Przejeżdżam przez rodzinnne strony kolegi Karola K. Nie mówił że tak tu ładnie.
100km - zdejmuje z góry dwie warstwy. Zostaje sam t-shirt.
Przed Jasłem po moim zatrzymaniu dopada mnie 2 gości na MTB. Myślałem że powiozę się trochę za nimi, ale po 500m muszę odbić w stronę Nowego Żmigrodu, przed którym też w trakcie postoju przegania mnie jakiś kolarz, którego gonienia nie podejmuje się jednak. Wolę jechać swoim, dość wolnym tempem.
160km - drugi postój. Obkupiony w 2,5L picia zaczynam jeść [; Zjadłem drugie pół paczki delicji + 3 kanapki. Do tego trochę białej czekolady. Zapiłem litrem soku. Wio!
Po postoju coś mnie brzuch rozbolał :/ Do tego zaczynam mieć zachcianki na których spełnienie zupełnie nie jestem przygotowany :D zdejmuje spodenki w czaszki bo chyba trochę mnie uciskają, szczęśliwie trafiam na stację benzynową już na drodze nr 9. Wyciągam mp3 żeby zapomnieć o bólu brzucha :p
Od tego momentu, kolejne 200km jadę tą drogą. Wybrałem taki wariant, żeby będąc już zmęczonym nie kluczyć po wioskach i ich ew kiepskich asfaltach.
Oczywiście zfrajerzyłem się :/ Odcinek 9'tki od Dukli do Rzeszowa ma beznadziejny asfalt, sporo remontów, do tego mój ból brzucha... jedzie się kiepsko. Raz jak jechałem z góry przy ruchu wahadłowym goście puścili samochody z dołu prosto na mnie.... ledwo dałem radę zebrać się z lemondki i wjechać na pobocze.
O dziwo na 9'ce sporo górek, w tym nawet krótkie 10% ścianki. Na zjazdach często muszę hamować przez dziury i inne atrakcje typu 5cm nowego asfaltu i jego ostra krawędź.
Źródełko Św. Jana z Dukli
220km - kolejny postój na jedzenie. Znowu 3 kanapki + czekolada. Akurat zatrzymałem się na przystanku na którym podjeżdżało sporo busów. Czułem się jak w zoo :p
W Rzeszowie łapie drugi oddech. Ja to jednak lubię jeździć po mieście :D Zaczynam wyprzedzać samochody, sporo zakazów jazdy rowerem na mojej drodze, ale policja nic sobie nie robi z tego że jadę wbrew nim. Chyba zaczęło wiać trochę w plecy, bo 30-35 z licznika nie schodzi. Kolejny krótki postój na uzupełnienie bidonów i kilka delicji.
Rzeszów
Za Rzeszowem już znacznie się wypłaszczyło. Ciągnące się pola, łąki i traktory nie były już tak ciekawe jak górskie widoki, ale jechało się bardzo dobrze. Temperatura w granicach 22 stopni.
300km padło we wsi Tarnowska Wola (albo Nowa Dęba, sam już nie wiem). Kolejny postój na jedzenie. Do domu zostało ~100km. Do tej pory jedzie się świetnie. Żadnego kryzysu, choć czuję już lekkie zmęczenie. Znowu zjadłem co nieco, poodpisywałem na sms'y, poleżałem
chwilę..... :p Mam 5 godzin do północy. Już nic mnie nie powstrzyma przed celem [;
Pobolewa już trochę tyłek, od tego momentu bardzo dużo jadę na lemondce która
zdecydowanie odciąża tył dociążając wypoczęte przedramiona.
W okolicach Tarnobrzegu przekraczam przez ładny choć bardzo wąski most Wisłę. Jest tu już zdecydowanie większa niż w Krakowie, choć przez niski poziom wody nie robi takiego wrażenia.
Zachodzi słońce, temperatura gwałtownie spada do ~15 stopni.
Na Rondzie w Łoniowie postanawiam zużyć zapasy sił i powalczyć ze średnią. Łapię TIR'a i cisnę za nim 45km/h na 3% podjeździe. Kawałek później jakaś chmara psów jeszcze zaczęła mnie gonić, i znowu musiałem pocisnąć... Całą trasę się wlokłem żeby mnie kolana nie rozbolały, a przez te 2 głupie wybryki lewe mnie ostro zaczęło boleć. Krótki postój, gimnastyka - dalej boli.
Zamiast podciągać średnią, ledwo się wlokę. Zakładam lampkę na przód bo już kiepsko widać. Kolano boli przez jakieś 40km...
Jeszcze przed Opatowem kolejny postój na jedzenie. Zrobiło się już całkiem chłodno ~7stopni. Zaczepiony przez autochtonów którzy chcieli poczęstować mnie piwem, odpowiadam skąd dokąd jadę. Dyskusja ucina się po pytani 'a gdzie po drodze nocujesz?' :D Oj kusiło to piwo, szczególnie że zaczęły mnie boleć uda (?).
Szczęśliwie jak siedzę na rowerze to uda nie bolą, i jedzie się całkiem nieźle. Kawałek przed Ostrowcem łapię kolejny, 3 już :D oddech. Już czuję dom. Znowu zaczynam nadrabiać średnią, tym razem spokojnie, pomimo okazji - bez chowania się za TIR'ami. Zmieniam baterie w lampkach żeby mnie było dobrze widać i śmigam dalej.
W Nietuliskach Dużych skręcam już prosto na Starachowice. Jadę przez las mijając raptem kilka samochodów na 15km odcinku. Ciemno, głucho... Jak na dłoni widać wszelkie konstelacje gwiazd. Przyglądanie się im prawie skończyło się wpadnięciem do rowu :p Temperatura spadła do 3 stopni.
Na tym odcinku kilkukrotnie miałem też jakieś zwidy.... Raz widziałem człowieka kucającego na poboczu, raz coś podobnego na środku jezdni.... szkoda gadać :D
400km pada już w obrębie Starachowic, 2 minuty po północy. W tym momencie opadłem całkowicie z sił :D Pomimo że przed chwilą cisnąłem prawie 35km/h na prostej, nagle ledwo jadę 20... Zero motywacji. Ale do domu raptem kilka kilometrów, więc pomimo niskiej prędkości, szybko docieram na miejsce.
Udało się!!! :D
Do tej pory nigdy nie zrobiłem na rowerze 300km. Wielokrotnie robiłem dystanse >200km, i takie wycieczki nie robiły już na mnie zbytnio wrażenia, więc był już najwyższy czas żeby zrobić coś porządniejszego [;
Do tego chciałem pojechać inną, niż dobrze sobie znaną trasą przez Busko:
http://waxmund.bikestats.pl/448370,204km-bez-zatrz...
Miałem porwać się na 500km, ale szczęśliwie pozostałem na 400km. 500 bym chyba jeszcze nie dał rady.
Po dotarciu do domu, ledwo szedłem po schodach. Mocno bolały mnie uda. Wszedłem do wanny, i zacząłem się trząść :p Poubierałem się w dobre kilka warstw ubrań, zjadłem kolację i nadal w ubraniach pod kołdrę. Dopiero po kilku godzinach snu rozebrałem się do bokserek.
Śniło mi się, że miałem jakiś cudowny specyfik dzięki któremu nie czuć zmęczenia i można cisnąć ile wlezie :D Ma ktoś coś takiego? [;
Całą trasę byłem również wspierany sms'ami typu:
160km: czytam książkę i się opalam. A ile jeszcze przed Tobą? Jak się czujesz?
nie ma to jak człowieka zmotywować do wysiłku :p
240km: Tak trzymaj!
300km: To nasza wódka już się chłodzi :)
od razu chciało się jechać :D
300km: Lubię wracać do domu okrężną drogą w Twoim towarzystwie
hmmm, ciekawe czy po przeczytaniu tej relacji nadal będziesz lubić :p
300km: Niech moc będzie z Tobą :-)
Trasa:
#lat=50.2472&lng=21.97815&zoom=8&type=2
Krótkie podsumowanie:
Zjadłem:
pół paczki makaronu
0,5kg chleba (kanapki)
2 paczki delicji
1,5 białej czekolady
Wypiłem:
1,2L wody z plusszszsem
3,5L napojów z Tymbarka
1,5L wody
1L ice tea
1L soku
co daje łącznie 8,2L płynów
Dłuższe postoje na jedzenie na:
60, 160, 220, 300 i 350 kilometrze.
Średnia po pierwszych 160km: 23,8km/h
Po 300km: 25,8km/h
Łącznie 15:54h na rowerze, prawie 3h na postoje.
Żadnego kryzysu (nie licząc bólu kolana i brzucha któe mnie zwolnił).
Schudłem jakieś 2kg... :p
Najprzyjemniej jechało się pierwsze 170km. Słońce w twarz, świetne widoki, mały ruch... Następnym razem chyba odpuszczę jechanie główną [;
Do trasy podszedłem z dużym respektem. Świadczy o tym średnia na początku wycieczki... Tak naprawdę, im miałem więcej kilometrów na liczniku, tym szybciej jechałem [;
W tym momencie (z rana) lekko pobolewa mnie prawe kolano i lewe udo, ale poza tym, bez dolegliwości [;
Jeśli komuś się nudzi, to zapraszam na:
www.waxmund.pl
400km chodziło mi po głowie właściwie od początku roku. W ostatni weekend już nawet prawie wyjechałem na trasę, ale pogoda trochę się popsuła a do tego miałem sporo ciekawsze zajęcia ;]
Wczoraj też nie wiedziałem czy dam radę, bo kładłem się spać mając gorączkę i całkiemniezły katar... Oczywiście spać nie mogłem bo już mnie adrenalina trzymała, w myślach przejechałem w nocy całą trasę [;
O 4:30 dzwoni budzik. Nie pamiętam żebym go wyłączał. 4:32 dzwoni drugi, ten już
wyłączyłem i przy okazji kolejny o 4:34 i poszedłem dalej spać :p po kilku minutach zebrałem się jednak. Za oknem powoli się już przejaśnia.
Szybkie, dość pożywne śniadanie (wg zaleceń mojego najnowszego prywatnego dietetyka żebym się nie przejadał, tylko pół paczki makaronu :p), ogarnięcie wszystkich rzeczy i wsiadam na rower.
Ostatnie przygotowania
za chwilę ruszam
Temperatura nie rozpieszcza. 3 stopnie. Ubrany jestem w długie spodnie rowerowe + niebieskie czaszki (tradycyjnie :p) + 3 warstwy na górę, buff, rękawiczki rowerowe + zwykłe rękawiczki.
W Krakowie pusto, do Gdowa jadę dobrze znaną mi trasą. Sporo górek, często trzymających ~8%. Dobrze, na rozgrzanie w sam raz. Kawałek za Wieliczką oglądam wschód słońca który ładnie podkreśla poranne mgły unoszące się w dolinkach.
Od Gdowa zaczynają się drogi których zupełnie nie znam, w tym jeden z dwóch największych dziś podjazdów. Trzyma w granicach 8-10% na dość długim odcinku. Dopiero koło 7:30 zaczyna się powoli robić cieplej, ale i tak nie rozbieram się jeszcze.
60km - pierwszy postój. Głodny już strasznie jestem, do tego w bidonach (0,5+0,7L) pusto. Ku uciesze panów pijących już raczej nie pierwsze tego dnia piwo, jem pół paczki delicji i 3 kanapki. Powinno na chwilę wystarczyć [; Schodzi mi jakieś ~15minut. Zdejmuje rękawiczki :p
Najedzonym, jedzie się świetnie. Kolejne 100km przez bardzo urokliwe pagórki. Pogórze Ciężkowickie odkrywa przede mną swoje uroki [; Minimalny ruch, jadę środkiem drogi rozglądając się na boki. Kawałek trasy po płaskim wzdłuż meandrującego Dunajca - tu trzymam równo 35klm/h. Przejeżdżam przez rodzinnne strony kolegi Karola K. Nie mówił że tak tu ładnie.
100km - zdejmuje z góry dwie warstwy. Zostaje sam t-shirt.
Przed Jasłem po moim zatrzymaniu dopada mnie 2 gości na MTB. Myślałem że powiozę się trochę za nimi, ale po 500m muszę odbić w stronę Nowego Żmigrodu, przed którym też w trakcie postoju przegania mnie jakiś kolarz, którego gonienia nie podejmuje się jednak. Wolę jechać swoim, dość wolnym tempem.
160km - drugi postój. Obkupiony w 2,5L picia zaczynam jeść [; Zjadłem drugie pół paczki delicji + 3 kanapki. Do tego trochę białej czekolady. Zapiłem litrem soku. Wio!
Po postoju coś mnie brzuch rozbolał :/ Do tego zaczynam mieć zachcianki na których spełnienie zupełnie nie jestem przygotowany :D zdejmuje spodenki w czaszki bo chyba trochę mnie uciskają, szczęśliwie trafiam na stację benzynową już na drodze nr 9. Wyciągam mp3 żeby zapomnieć o bólu brzucha :p
Od tego momentu, kolejne 200km jadę tą drogą. Wybrałem taki wariant, żeby będąc już zmęczonym nie kluczyć po wioskach i ich ew kiepskich asfaltach.
Oczywiście zfrajerzyłem się :/ Odcinek 9'tki od Dukli do Rzeszowa ma beznadziejny asfalt, sporo remontów, do tego mój ból brzucha... jedzie się kiepsko. Raz jak jechałem z góry przy ruchu wahadłowym goście puścili samochody z dołu prosto na mnie.... ledwo dałem radę zebrać się z lemondki i wjechać na pobocze.
O dziwo na 9'ce sporo górek, w tym nawet krótkie 10% ścianki. Na zjazdach często muszę hamować przez dziury i inne atrakcje typu 5cm nowego asfaltu i jego ostra krawędź.
Źródełko Św. Jana z Dukli
220km - kolejny postój na jedzenie. Znowu 3 kanapki + czekolada. Akurat zatrzymałem się na przystanku na którym podjeżdżało sporo busów. Czułem się jak w zoo :p
W Rzeszowie łapie drugi oddech. Ja to jednak lubię jeździć po mieście :D Zaczynam wyprzedzać samochody, sporo zakazów jazdy rowerem na mojej drodze, ale policja nic sobie nie robi z tego że jadę wbrew nim. Chyba zaczęło wiać trochę w plecy, bo 30-35 z licznika nie schodzi. Kolejny krótki postój na uzupełnienie bidonów i kilka delicji.
Rzeszów
Za Rzeszowem już znacznie się wypłaszczyło. Ciągnące się pola, łąki i traktory nie były już tak ciekawe jak górskie widoki, ale jechało się bardzo dobrze. Temperatura w granicach 22 stopni.
300km padło we wsi Tarnowska Wola (albo Nowa Dęba, sam już nie wiem). Kolejny postój na jedzenie. Do domu zostało ~100km. Do tej pory jedzie się świetnie. Żadnego kryzysu, choć czuję już lekkie zmęczenie. Znowu zjadłem co nieco, poodpisywałem na sms'y, poleżałem
chwilę..... :p Mam 5 godzin do północy. Już nic mnie nie powstrzyma przed celem [;
Pobolewa już trochę tyłek, od tego momentu bardzo dużo jadę na lemondce która
zdecydowanie odciąża tył dociążając wypoczęte przedramiona.
W okolicach Tarnobrzegu przekraczam przez ładny choć bardzo wąski most Wisłę. Jest tu już zdecydowanie większa niż w Krakowie, choć przez niski poziom wody nie robi takiego wrażenia.
Zachodzi słońce, temperatura gwałtownie spada do ~15 stopni.
Na Rondzie w Łoniowie postanawiam zużyć zapasy sił i powalczyć ze średnią. Łapię TIR'a i cisnę za nim 45km/h na 3% podjeździe. Kawałek później jakaś chmara psów jeszcze zaczęła mnie gonić, i znowu musiałem pocisnąć... Całą trasę się wlokłem żeby mnie kolana nie rozbolały, a przez te 2 głupie wybryki lewe mnie ostro zaczęło boleć. Krótki postój, gimnastyka - dalej boli.
Zamiast podciągać średnią, ledwo się wlokę. Zakładam lampkę na przód bo już kiepsko widać. Kolano boli przez jakieś 40km...
Jeszcze przed Opatowem kolejny postój na jedzenie. Zrobiło się już całkiem chłodno ~7stopni. Zaczepiony przez autochtonów którzy chcieli poczęstować mnie piwem, odpowiadam skąd dokąd jadę. Dyskusja ucina się po pytani 'a gdzie po drodze nocujesz?' :D Oj kusiło to piwo, szczególnie że zaczęły mnie boleć uda (?).
Szczęśliwie jak siedzę na rowerze to uda nie bolą, i jedzie się całkiem nieźle. Kawałek przed Ostrowcem łapię kolejny, 3 już :D oddech. Już czuję dom. Znowu zaczynam nadrabiać średnią, tym razem spokojnie, pomimo okazji - bez chowania się za TIR'ami. Zmieniam baterie w lampkach żeby mnie było dobrze widać i śmigam dalej.
W Nietuliskach Dużych skręcam już prosto na Starachowice. Jadę przez las mijając raptem kilka samochodów na 15km odcinku. Ciemno, głucho... Jak na dłoni widać wszelkie konstelacje gwiazd. Przyglądanie się im prawie skończyło się wpadnięciem do rowu :p Temperatura spadła do 3 stopni.
Na tym odcinku kilkukrotnie miałem też jakieś zwidy.... Raz widziałem człowieka kucającego na poboczu, raz coś podobnego na środku jezdni.... szkoda gadać :D
400km pada już w obrębie Starachowic, 2 minuty po północy. W tym momencie opadłem całkowicie z sił :D Pomimo że przed chwilą cisnąłem prawie 35km/h na prostej, nagle ledwo jadę 20... Zero motywacji. Ale do domu raptem kilka kilometrów, więc pomimo niskiej prędkości, szybko docieram na miejsce.
Udało się!!! :D
Do tej pory nigdy nie zrobiłem na rowerze 300km. Wielokrotnie robiłem dystanse >200km, i takie wycieczki nie robiły już na mnie zbytnio wrażenia, więc był już najwyższy czas żeby zrobić coś porządniejszego [;
Do tego chciałem pojechać inną, niż dobrze sobie znaną trasą przez Busko:
http://waxmund.bikestats.pl/448370,204km-bez-zatrz...
Miałem porwać się na 500km, ale szczęśliwie pozostałem na 400km. 500 bym chyba jeszcze nie dał rady.
Po dotarciu do domu, ledwo szedłem po schodach. Mocno bolały mnie uda. Wszedłem do wanny, i zacząłem się trząść :p Poubierałem się w dobre kilka warstw ubrań, zjadłem kolację i nadal w ubraniach pod kołdrę. Dopiero po kilku godzinach snu rozebrałem się do bokserek.
Śniło mi się, że miałem jakiś cudowny specyfik dzięki któremu nie czuć zmęczenia i można cisnąć ile wlezie :D Ma ktoś coś takiego? [;
Całą trasę byłem również wspierany sms'ami typu:
160km: czytam książkę i się opalam. A ile jeszcze przed Tobą? Jak się czujesz?
nie ma to jak człowieka zmotywować do wysiłku :p
240km: Tak trzymaj!
300km: To nasza wódka już się chłodzi :)
od razu chciało się jechać :D
300km: Lubię wracać do domu okrężną drogą w Twoim towarzystwie
hmmm, ciekawe czy po przeczytaniu tej relacji nadal będziesz lubić :p
300km: Niech moc będzie z Tobą :-)
Trasa:
#lat=50.2472&lng=21.97815&zoom=8&type=2
Krótkie podsumowanie:
Zjadłem:
pół paczki makaronu
0,5kg chleba (kanapki)
2 paczki delicji
1,5 białej czekolady
Wypiłem:
1,2L wody z plusszszsem
3,5L napojów z Tymbarka
1,5L wody
1L ice tea
1L soku
co daje łącznie 8,2L płynów
Dłuższe postoje na jedzenie na:
60, 160, 220, 300 i 350 kilometrze.
Średnia po pierwszych 160km: 23,8km/h
Po 300km: 25,8km/h
Łącznie 15:54h na rowerze, prawie 3h na postoje.
Żadnego kryzysu (nie licząc bólu kolana i brzucha któe mnie zwolnił).
Schudłem jakieś 2kg... :p
Najprzyjemniej jechało się pierwsze 170km. Słońce w twarz, świetne widoki, mały ruch... Następnym razem chyba odpuszczę jechanie główną [;
Do trasy podszedłem z dużym respektem. Świadczy o tym średnia na początku wycieczki... Tak naprawdę, im miałem więcej kilometrów na liczniku, tym szybciej jechałem [;
W tym momencie (z rana) lekko pobolewa mnie prawe kolano i lewe udo, ale poza tym, bez dolegliwości [;
Jeśli komuś się nudzi, to zapraszam na:
www.waxmund.pl
- DST 403.39km
- Czas 15:54
- VAVG 25.37km/h
- VMAX 65.50km/h
- Podjazdy 3090m
- Sprzęt Szosówka - pęknięta rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Niezły dystans jak na jedną dobę. Życzę dalszych sukcesów i pozdrawiam.
przemekturysta - 19:32 piątek, 6 maja 2011 | linkuj
Respect! Za średnią, przewyższenia, dystans. 400 samemu, to musiałeś sobie sporo przemyśleć.
Pogórze Ciężkowickie polecam. Jestem tam za tydzień. :) chrisEM - 21:38 poniedziałek, 25 kwietnia 2011 | linkuj
Pogórze Ciężkowickie polecam. Jestem tam za tydzień. :) chrisEM - 21:38 poniedziałek, 25 kwietnia 2011 | linkuj
Nie wiem co masz z twardszej stali: nogi czy d...ę
Dawko - 07:21 poniedziałek, 25 kwietnia 2011 | linkuj
Prawie spadłem z krzesła jak zobaczyłem to co zrobiłeś :) Gratulacje !
Ciekawi mnie tylko jak musiały wyglądać te zwidy na jezdni :) Jeszcze raz BRAWO !
Ja to się porwać na 200 km nie potrafię ;p kaeres123 - 08:30 niedziela, 24 kwietnia 2011 | linkuj
Ciekawi mnie tylko jak musiały wyglądać te zwidy na jezdni :) Jeszcze raz BRAWO !
Ja to się porwać na 200 km nie potrafię ;p kaeres123 - 08:30 niedziela, 24 kwietnia 2011 | linkuj
Pardon, muszę nauczyć się liczyć ;)
Aczkolwiek gdzieś to 21 się pojawia - tym razem jako średnia brutto ;) aard - 03:47 sobota, 23 kwietnia 2011 | linkuj
Aczkolwiek gdzieś to 21 się pojawia - tym razem jako średnia brutto ;) aard - 03:47 sobota, 23 kwietnia 2011 | linkuj
Ale mi smaka narobiłes (; bynajmniej nie delicjami, ale dystansem ;D wielkie gratulacje (;
mswiety10 - 19:54 piątek, 22 kwietnia 2011 | linkuj
no Wax, dałeś radę :P W sumie to po tym jak na forum zapowiedziałeś, że chcesz zrobić 400 km to wyczekiwałem tej relacji ;-) Ładnie, ładnie. Zwłaszcza te górki robią wrażenie.
olo - 19:29 piątek, 22 kwietnia 2011 | linkuj
Dopiąłeś swego. Gratuluję:) Jakieś nowe gminy "wpadły'";)?
art75 - 19:25 piątek, 22 kwietnia 2011 | linkuj
Gratulacje. No gdybyś wyjechał po północy to i 500 km dałbyś rade.
daniel3ttt - 18:54 piątek, 22 kwietnia 2011 | linkuj
Piękna trasa, gratuluję!! (trzeba było zahaczyć o Gorlice :)) :P )!!
Ciekawe, że nie minęliśmy się za Gromnikiem, kręciliśmy wtedy z bratem w okolicy. WuJekG - 17:48 piątek, 22 kwietnia 2011 | linkuj
Ciekawe, że nie minęliśmy się za Gromnikiem, kręciliśmy wtedy z bratem w okolicy. WuJekG - 17:48 piątek, 22 kwietnia 2011 | linkuj
Toś kilometrów natrzaskał. Poczułem się nagle taki mały :)
Ładnie sobie trasę poprowadziłeś, że prawie idealnie w 400 się wstrzeliłeś. tranquilo - 17:37 piątek, 22 kwietnia 2011 | linkuj
Ładnie sobie trasę poprowadziłeś, że prawie idealnie w 400 się wstrzeliłeś. tranquilo - 17:37 piątek, 22 kwietnia 2011 | linkuj
Jeba .. !! I to sam ! Podziwiam i gratuluje mocy ! :D
vanhelsing - 12:58 piątek, 22 kwietnia 2011 | linkuj
Aa, byłbym zapomniał: REWELACYJNA średnia! jeszcze większe gratulacje! :DDD
PS. Dobrze kumam, że cała trasę zrobiłeś w 21h? Przy tych górkach to naprawdę robi wrażenie! aard - 12:36 piątek, 22 kwietnia 2011 | linkuj
PS. Dobrze kumam, że cała trasę zrobiłeś w 21h? Przy tych górkach to naprawdę robi wrażenie! aard - 12:36 piątek, 22 kwietnia 2011 | linkuj
Szaleństwo, szaleństwo
Następnym razem jedź przez Poznań ;) donremigio - 10:57 piątek, 22 kwietnia 2011 | linkuj
Następnym razem jedź przez Poznań ;) donremigio - 10:57 piątek, 22 kwietnia 2011 | linkuj
WOOOW Ładnie Wax, dobrze przeczułam, że ruszyłeś na długą trasę i przejedziesz te 400km :) Jeszcze nie zdziwie się... Jak któregoś dnia wskoczysz na rower i machniesz 1000km ;)
tequila - 10:18 piątek, 22 kwietnia 2011 | linkuj
Zdjęcia trzeba sobie najpierw gdzieś wgrać np na photo bikestats albo pobrać adres obrazka z jakiejś galerii online gdzie te zdjęcia już są i potem we wpisie wkleić kod bbcode
blase - 09:47 piątek, 22 kwietnia 2011 | linkuj
Komentuj