Informacje

  • Wszystkie kilometry: 82353.99 km
  • Km w terenie: 1630.90 km (1.98%)
  • Czas na rowerze: 108d 23h 10m
  • Prędkość średnia: 20.38 km/h
  • Suma w górę: 421375 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy waxmund.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

>100

Dystans całkowity:31508.25 km (w terenie 368.90 km; 1.17%)
Czas w ruchu:1069:30
Średnia prędkość:23.28 km/h
Maksymalna prędkość:80.90 km/h
Suma podjazdów:195427 m
Maks. tętno maksymalne:183 (92 %)
Maks. tętno średnie:148 (75 %)
Suma kalorii:4895 kcal
Liczba aktywności:168
Średnio na aktywność:187.55 km i 8h 13m
Więcej statystyk
Czwartek, 12 maja 2016 Kategoria >100

Na Zlot - dzień 3

Na śniadanie przełęcz Kocierska (718m), z której mimo ~12km/ łatwej wspinaczki niestety nie było prawie widoku żadnego :p Zjazd za to bardzo przyjemny.



Dalej po dobrze znanych mi pagóreczkach Krakowa. Słonko świeci więc niby ciepło, szczególnie na podjazdach, ale zimny i dość mocny wiatr w twarz mocno szybko wychładza.

Wadowice:





Szczęśliwie mimo braku 2 szprych dojeżdżam do Krakowa, gdzie dzięki uprzejmości M.arka który użycza mi narzędzi załatwiam sprawę. Dzięki! Na odchodne jeszcze mi klucze pożyczył na wszelki wypadek, więc jechałem już bez żadnych obaw.
(wolałem sobie to sam zrobić niż do serwisu oddawać, gdzie pewnie byłoby ciężko zrobić to od ręki, mogliby zrobić na odwal się, i jeszcze skasowaliby mnie za coś, co bez problemu sam zrobię :P)




Przez Kraków jazda... eh... sama radość! Ja to lubię jednak między autami się poprzeciskać, choć tym razem sporo nawet ścieżkami jechałem, bo chciałem zobaczyć jak to jest. Jest ciężko ;)

Wiejska imprezownia:


Na wyjeździe mijam miejsce w którym mieszkałem przez prawie 10 lat, i jadę moją ulubioną trasą przez Wieliczkę do Dobczyc. Super tam jest!

Kopalnia soli:


Wyjątkowo dobrze się jechało, i poza dosłownie kilkoma ciastkami po drodze nic nie jadłem. Dopiero w Dobczycach (~120km) wcinam kilka kanapek i sprawdzam prognozę która zbyt dobrze nie wróży. Jutro ma padać prawie cały dzień. Kusi mnie żeby jechać całą noc i uniknąć deszczu, ale bez sensu przyjechać na imprezę zlotową po nieprzespanej nocce i później usypiać przy ognisku... Układam się więc koło 23 do spania na jakimś poletku :)

(widok z rana)



  • DST 149.20km
  • Czas 07:34
  • VAVG 19.72km/h
  • VMAX 65.23km/h
  • Podjazdy 2045m
  • Sprzęt Cannondale Caadx 6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 8 maja 2016 Kategoria >100

Na Zlot - dzień 2

Przyjemnie się jechało bo wiatr z grubsza w plecy. Przejeżdżając przez Kielce mijam akurat jakieś biegi, na których bezowocnie wypatruje znajomej twarzy.
Na 60km zaczął mnie gonić deszcz i gdy uciekając przed nim próbowałem wykręcić KOMa na zakręcie, zaliczyłem szlifa ;)



Przyrżnąłem przy ~30km/h o asfalt - mocno obite biodro (siniak na całego...), zdarty leciutko łokieć. Dobrze że kask miałem, bo tylko słyszałem jak huknęło o asfalt a nic nie poczułem :D Przy upadku szczęśliwie nic nie jechało, więc miałem chwilę żeby pozbierać z ziemi swoje graty, bo wypadło mi absolutnie wszystko z kieszonek, do tego osobno bidon, butla z paliwem, gps, licznik - wszystko na ziemi :P
Tuż obok był przystanek więc się tam zabunkrowałem na trochę żeby przeczekać deszcz i żeby trochę przestało boleć.

Nie chciałem ciuchów pobrudzić, więc za plaster posłużyła taśma izolacyjna ;)



Jak już na rower wsiadłem, to od razu tempo spadło. Biodro boli przy każdym ruchu, więc już się nie chce cisnąć ;)
Po drodze stanąłem jeszcze ze 2x przeczekać przelotny deszcz, i już przy słonecznej pogodzie wjechałem na obrzeża Jury, gdzie na jednym z podjazdów wyrwałem dwie szprychy w tylnym kole :/ Dziadostwo. Już 3 szprychy w tym kole poszły, ale od dobrych ~3tys km żadna nie poszła, więc myślałem że już spokój.



Bicie spore, narzędzi brak. Zacisnąłem szybkozłączką trochę krzywo koło żeby nie obcierało o ramę i jadę dalej bardzo ostrożnie żeby kolejna szprycha nie poszła.
Dogania mnie jakiś lokalny rowerzysta na MTB i jedzie ze mną dobre ~10km, aż głupio tak za nim zostawać ciągle, ale do mety jeszcze kawałek, więc jadę powolutku w obawie o sprzęt.




Po przekroczeniu Wisły wreszcie na horyzoncie pojawiają się góry. Miły to widok jest, szkoda że koło domu takich nie mam :P












Climb: 4/10%



  • DST 188.00km
  • Czas 07:56
  • VAVG 23.70km/h
  • VMAX 64.41km/h
  • Podjazdy 1687m
  • Sprzęt Cannondale Caadx 6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 2 maja 2016 Kategoria >100

RiC + Św. Krzyż Vol. 5

Na drodze do Bodzentyna doganiam jakiś snujących się 3 kolarzy z jak się okazało Radomia, którzy przyjechali na majówkę powłóczyć się po okolicy.
Po kilku kilometrach rozdzielamy się, podjazd przed Kaśką szybko leci, później się pięknie leci z wiatrem w stronę Ciekot, 40km/h przy lekkim pedałowaniu...
Na liczniku 23km, grupy nie ma, coś jest nie tak. Okazało się, że jednak inaczej pojechali, i już są w Kaśce, więc nawrót i 5km z powrotem, pod wiatr oczywiście sporo ciężej.
Spotykam 6 osobową roześmianą grupę, i lecimy dalej razem po jakichś zadupiach. Super było się poznać ;)
Sporo fotek, jeden dłuższy postój, dużo śmiechu.
Po 40km wspólnej jazdy, jadę jeszcze kawałek z Marcinem, po czym nawracam do domu, żeby się przez kolejne 40km pomęczyć z wiatrem.
Trochę mnie skropiło, ale chmury zniknęły, więc wskoczyłem jeszcze na Św. Krzyż (wiało, więc nie było się co szarpać :P), gdzie pod samym szczytem spotykam Marcina K. - jaki ten świat mały :) Chwilę pogadaliśmy, po czym Marcin puścił mnie na zjeździe przodem. Co jakiś czas go widziałem kątem oka, aż po pewnym czasie zrobiło się pusto. Poczekałem trochę, zawróciłem, ale nie było śladu, więc chyba musiał skręcić wcześniej... Wiedziałem, że i tak planuje inną trasę, więc poleciałem już sam do domu przez Passo di Bartolomeo ;)




  • DST 118.84km
  • Czas 04:28
  • VAVG 26.61km/h
  • VMAX 73.61km/h
  • Podjazdy 1098m
  • Sprzęt Szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 1 kwietnia 2016 Kategoria >100

Wyprawa przygotowawcza Niniwa Team - Dzień 4

  • DST 128.25km
  • Czas 06:39
  • VAVG 19.29km/h
  • VMAX 36.76km/h
  • Podjazdy 470m
  • Sprzęt Cannondale Caadx 6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 31 marca 2016 Kategoria >100

Wyprawa przygotowawcza Niniwa Team - Dzień 3


+ kilka dodatkowych kilometrów zjazdu i podjazdu, żeby nie zmarznąć czekając na grupetto ;) (ślad wzięty od kolegi, to też nie widać zawrotki)





  • DST 150.19km
  • Czas 08:04
  • VAVG 18.62km/h
  • VMAX 65.16km/h
  • Podjazdy 1998m
  • Sprzęt Cannondale Caadx 6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 29 marca 2016 Kategoria >100

Wyprawa przygotowawcza Niniwa Team - Dzień 1

Zaliczone gminy:

Pruszków, Tułowice, Wiązów, Marcinowice, Dzierżoniów )miejski + wiejski), Bielawa, Nowa Ruda (miejski)



  • DST 181.97km
  • Czas 10:12
  • VAVG 17.84km/h
  • VMAX 45.66km/h
  • Podjazdy 851m
  • Sprzęt Cannondale Caadx 6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 31 stycznia 2016 Kategoria >100, >200

Dolsk-ldz

Po odpoczynku przez ostatnie 2 dni, postanowiłem po raz wtóry spróbować swoich sił na dłuższym dystansie. Cały czas miałem dość blisko do linii kolejowej, więc czułem się bezpieczny :P
Od początku spokojne tempo, wysoka kadencja, ale z taaakim wiatrem w plecy, to i tak się super jechało :) Na prostym i po 35km/h się pokazywało, choć zwykle koło 25km/h trzymało.
Pierwszy postój dopiero po 95km, kolejne dwa co 40km.

Moją jazdę chciało zakończyć dwóch panów:

Pierwszy przecinał mi drogę w poprzek. Starszy pan, w czapce (najgorszy sort!) wjechał na drogę nawet nie patrząc w moim kierunku... Wyhamowałem.

Drugi wyjeżdżał z posesji, z mojej lewej, rozglądał się. W końcu ruszył, byłem pewien że pojedzie lewym pasem i jak mnie minie to zjedzie na prawy. Myliłem się ;) Totalnie mnie nie widział. Zjechał na prawy pas, i tyle dobrze, że szybko jechałem to go po prostu minąłem z k*rwą na ustach, dzięki czemu odbił trochę w lewo a ja pojechałem dalej.
Widać w szoku był, bo został na dobre 2 minuty z tyłu, po czym podjechał do mnie i zaczął przepraszać na całego.

Eh, jak to jest, że mnie ciągle prześladują takie sytuacje?

Równie dobrze mogli napisać "wiesz":


Póki wiało dobrze, to średnia i 24,8 była (na ~120km), ale później coraz bardziej odbijałem na południe, wiatr przestał aż tak pomagać, i od razu zwolniłem ;) Dodatkowo przed Łodzią ciągle bardzo delikatnie, ale jednak pod górkę, więc nie przemęczałem się.


Na zestaw podróżnika się nie skusiłem, bo łódzki host obiecywał szamę ;)


Pod wieczór zimno, 1-2 stopnie, nogi w letnich SPDach od początku wycieczki przemarznięte mimo ochraniaczy, ale dało się żyć.
Na koniec jeszcze odrobinę dokręciłem żeby 200km na liczniku się pojawiło ;)
Mimo spokojnego tempa, jechało się na tyle dobrze, że przeszło mi przez myśl, czy by do domu nie dokręcić za jednym zamachem, ale chyba kolana odmówiłyby już wtedy posłuszeństwa. A tak, wyszło w sam raz, bo w sumie nie bolały - cel osiągnięty.


Let's have a moment in Łódź:


Prysznic, żarło, pogaduchy i spać. Dzięki za miłe towarzystwo Danielu ;)

Zaliczone gminy: Śrem, Żerków, Czermin, Gizałki, Grodziec, Rychwał, Tuliszków, Turek, Przykona, Uniejów, Poddębice, Dalików



  • DST 201.15km
  • Czas 08:48
  • VAVG 22.86km/h
  • Podjazdy 733m
  • Sprzęt Cannondale Caadx 6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 28 stycznia 2016 Kategoria >100

Baszowice - Belchatów

Średnia.... cóż.... skomentuje to koło środy wraz z opisem ;)

Plan był taki, żeby dojechać na wyprawkę forumową. Z racji że przez ostatnie 4 miesiące zrobiłem łącznie może ze 200km, to obawiałem się o kolana, i od początku brałem pod uwagę podjazd pkp/autobusem.
Ruszyłem w trasę koło 9:20 od początku jadąc bardzo zachowawczo.
W pewnym momencie skracam troszkę drogę, licząc oczywiście na asfalt... głupi ja ;)
To co w pierwszym momencie uznałem za jakieś wytrącone wapienie, okazało się wielką połacią lodu, która ciągnęła się niemalże nieprzerwanie przez około 2 kilometry. Ledwo się iść dało, o jeździe nie było mowy.



Na 50km robię krótki postój na kanapkę i łyk herbaty.  Mimo mocnego wiatru cały czas w twarz, jedzie się wolno, ale jednak bardzo dobrze.

Stary kompleks wielkopiecowy w Samsonowie:


Za to na 75km poczułem coś delikatnie w kolanie. Zatrzymałem się na przystanku żeby się trochę porozciągać i wnet, jak nie huknęło...
Wiatr, który już wcześniej był mocny, nagle stał się wręcz huraganowy. Zastanawiałem się czy nie wyrwie przystanku na którym siedziałem ;) Do tego zaczął padać poziomo deszcz. Tragiczne warunki do jazdy.
Po ~15 minutach sytuacja pogodowa się znormalizowała, tj dalej kropiło i dalej mocno wiało, ale na przystanku już mi się zimno zaczęło robić, więc nie było co więcej siedzieć.

Łódzkie 'asfalty'.


Kolano trochę boli, jadę kolejne kilka kilometrów zastanawiając się co robić. Wracać? Z takim wiatrem w plecy to bym w moment wrócił. Jechać dalej? Jeszcze 90km. Obłożyłem kolana siatkami foliowymi i powoli toczyłem się dalej.
Bardzo powoli ;)

:)



Bez większych przygód, i z częstymi krótkimi postojami i jednym dłuższym na herbatę, docieram w końcu do Bełchatowa, gdzie czeka Szkodnikowa gościna.
Temperatura z początkowych 11 stopni spadła pod wieczór do 1.
Średnia z 18 spadła do jak widać 16, mimo że wiatr był jednak trochę spokojniejszy niż w pierwszej części trasy. Szaleństwo ;)

Zaliczone gminy: Mniów, Strawczyn, Słupia (Konecka), Przedbórz.
Łącznie 1136




  • DST 163.18km
  • Czas 09:40
  • VAVG 16.88km/h
  • VMAX 58.92km/h
  • Podjazdy 1321m
  • Sprzęt Cannondale Caadx 6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 22 maja 2015 Kategoria >100, >200

Nie zawsze wybieram najkrótszą drogę - Vol.2, cz. 2

Po spokojnej nocy, czas na dalsze gminienie :)
Z rana żona Borafu zrobiła specjalnie dla mnie makaron. Dzięki!
W miarę sprawnie się zbieram, za to mniej sprawnie jadę. Coś się rozkręcić nie mogłem (tempo nadal spokojne, ale bez przesady... :P).
Męczy też trochę wiatr - wczoraj prawie cały dzień miałem w pysk, a dziś już tylko połowę, więc nie tak źle :)



Po przyjemnych kilometrach na krajówce, zjeżdżam na jakieś boczne dróżki gdzie od razu mnie wytrzęsło porządnie. Do tego szwankuje coś GPS który się wyłącza. Wcisnąłem do baterii jakieś sreberko z batona i pomogło. Wreszcie można spokojnie jechać. Choć po takim 'asfalcie' to łatwo nie idzie:



Dobrze że mam Brooksa Flyera to jakoś da się na tym nawet żyć, ale o jakiejś szybszej jeździe to nie ma co mówić.
Po pewnym czasie walki skręcam w jakąś leśną dróżkę, na której jest tarka a z boku piaszczyste pobocze. Jak na Gobi się poczułem znowu... ;)
Miejscami atakuje jeszcze jakiś bruk.


Nie ma to jak szosowa wycieczka :) Za każdym razem po takiej przeprawie obiecuję sobie nie wytyczać więcej takich tras, a po jakimś czasie sytuacja i tak się powtarza. Ma to jednak swój (wątpliwy) urok.

Z dużą ulgą wskakuje na drogę techniczną wzdłuż 8'mki. Idealny asfalt, wiatr w plecy... kusiło żeby lecieć tą drogą dalej, choćby i do Wrocka ;) 4km kawałek jednak szybko mija i zaczyna się region pełen wszelakiej maści sadów.



Łatosiówka - zdecydowanie mniej od swojego imiennika wymowna


W Nowym Mieście nad Pilicą robię sobie zasłużony 20-25min postój. Licznik pokazuje 130km. Gdy wyleguje się na ławce, zaczepia mnie jakiś przechodzień życząc szerokiej drogi, błogosławieństwa Bożego i pomyślności. Pełna kultura.
130km bez postoju - dobry wynik. Nie wiem co było w tym porannym makaronie, ale ja chce więcej! :)

Pilica:


Wszędzie te dopalacze teraz reklamują...


Bez większych ciekawostek docieram do Szydłowca, z którego szybko przeganiają mnie nadciągające ciemne chmury.



Szklane domy w Szydłowcu:


Night cluby też nie najlepsze ;)



Wszędzie żarnowiec. Co roku toto kwitnie? Jakoś nie kojarzę takich ilości...


Żółto


Już w samych Starachowicach zaliczam najtrudniejszy podjeździk na trasie. Jakieś 2km od domu mam taką ściankę 11%... ;) Jest to zarazem najwyższy punkt wycieczki.

Na koniec jeszcze tryumfalny przejazd przez osiedle i wreszcie w domu. Zamiast 170km wyszło kilometrów 510 :) Jest radość.

Plan udany - mimo sporej ilości kilometrów kolana nie bolą :) Do tego przy spokojnym tempie prawie nie czuję potrzeby postojów. Na 230km trasy raptem jedna przerwa to całkiem niezły wynik :)

Na BS'ie łapie podwójne okienko. Dawno już mnie tam nie było...


Zaliczone gminy:
Głuchów, Rawa Mazowiecka Wiejska, Nowy Kawęczyn, Kowiesy, Mogielnica, Nowe Miasto nad Pilicą, Rusinów
(jak ciul ominąłem Rawę Mazowiecką nie wiedząc że miasto jest osobną gminą eh...)




  • DST 229.33km
  • Czas 09:07
  • VAVG 25.16km/h
  • VMAX 64.20km/h
  • Podjazdy 1394m
  • Sprzęt Szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 21 maja 2015 Kategoria >100, >200

Nie zawsze wybieram najkrótszą drogę - Vol.2, cz. 1

Na weekend znowu mi wypadł wyjazd do Starachowic. Czas był, wybór więc prosty - rower. Pogoda co prawda nie najlepsza, przez co mój kompan podróży stwierdził że nie jedzie... Oj, kusiło żeby też zostać w domu jak ten deszcz za oknem widziałem...

Do Starachowic można jechać np tak:
http://waxmund.bikestats.pl/448370,204km-bez-zatrz...

Ale to nudy jechać tak najprostszą drogą (najkrótszą jest 170km), o czym wiem już od dawna. Efektem tego była 400'ka kilka lat temu:
http://waxmund.bikestats.pl/468091,Nie-zawsze-wybi...

Ja sobie wyznaczyłem trasę, która ma 510km...:) Do tego pierwsze ~300 cięgiem pod wiatr w twarz. Kto to te rowery wymyślił i po co? :P

Pomimo że wstałem o 6:30, to na rower wsiadłem dopiero po 10, jak już całe mieszkanie posprzątałem :P Tak mi się nie chciało w tym deszczu... ;)

Już od początku coś nie szło. A to siodełko trzeba poprawić, a to lampka z kieszeni wypadła (jakim cudem? chyba pierwszy raz w życiu mi coś tych rozmiarów z kieszeni bluzy rowerowej wypadło...). Pozbierałem każdą część lampki osobno z drogi, złożyłem w kupę i działa dalej. A tak ludzie narzekają że wyłamują te zatrzaski w Wall-e..

Przez miasto bardzo spokojnie bo kałuż dużo. Za Krakowem wreszcie zaczynają się jakieś góreczki i wszędobylski rzepak.



Plan na ten wyjazd, to tradycyjnie w tym roku, nie zajechać sobie kolan :) Więc od początku tempo spokojne, bez żadnego dyszenia. Czyli turystyka, widoczki itp.

Skrajem Jury dojeżdżam do Przyrowa, gdzie na 110km robię sobie pierwszy postój. Wcinam jakąś kanapkę, pogadałem chwilę przez telefon, trochę rozciągania i po kilku (zapewne nastu) minutach jadę dalej.



Jak na porządną wycieczkę na szosówce, nie mogło oczywiście się obyć bez kilku kilometrów w terenie :)






Warta i urocza barierka:


Dojeżdżam w końcu do popularnej Gierkówki, na której jest zakaz jazdy rowerem, którego oczywiście przy planowaniu trasy nie uwzględniłem :) Próbuję ją minąć a to z lewej, stoję na światłach, a to z prawej, znowu światła. Nie ma to większego sensu. Podumałem chwilę nad pączkiem pod lokalnym sklepem, i zdecydowałem się pojechać te niecałe 20km po zakazie.

Gmina Mykanów - będzie mykanie razem z tirami.


Z tirami za plecami od razu inna jazda. Co jakiś czas mocne podmuchy w plecy, które przyspieszają o dobre 5km/h. Szybko i przyjemnie minął ten kawałek. Ja to jednak lubię ekspresówkami czasem pojeździć... Szerokie pobocze tylko dla mnie, czuję się bezpieczniej na takiej drodze niż na niejednej wąskiej drodze wojewódzkiej.

W końcu odbijam w jakąś boczną dróżkę na której szybko tęsknię za krajówką, bo asfalt beznadziejny, trzęsie strasznie. Zza rzepakowego horyzontu wyłania się bełchatowska elektrownia:



Objeżdżam ją jej obwodnicą mocno zarośniętą żarnowcem



Ścieszką oczywiście nie da się zbytnio jechać bo pełno na niej szyszek.

Wreszcie wyłania się kopalnia. Trzeba przyznać, że robi wrażenie. Taką dziurę wykopać...



Transport węgla:


Gdy stoję i focę przy moim porzuconym przy drodze rowerze z piskiem opon zatrzymuje się jakieś auto, po czym żwawo wyskakuje z niego jakiś gość. Moja reakcja była jeszcze żwawsza i po sekundzie stoję już koło roweru :)

Dalsze kawałki gruntówek okazały się o dziwo świetnymi drogami. Zwykle mam przeciwnie zaskakujące sytuacje.



Nic się nie paliło



Na 210km zatrzymuje się na obiad. Zamawiam normalną 45cm pizzę, a pani najpierw mi ją na wynos chce wcisnąć, a później się pyta dla ilu osób talerze ;)



Pojadłem zdrowo, i nawet ostały się dwa kawałki na wynos.
Wpadłem też tutaj na genialny pomysł dociśnięcia trasy do końca, tj zrobienia tych 510km non-stop, ale prognoza pokazywała że pół nocy ma padać, a za dnia ma być suchutko, więc wybór był prosty. Ciepłe suche łóżko i taki sam asfalt dnia następnego przeważyły :)

Nosił wilk razy wiele, oj wiele... ponieśli i wilka.

Dojeżdżam do skrzyżowania z DK74. Z lewej pusto, z prawej pusto, czerwone się świeci. Nie będę stać jak głupi. Jadę.
Już będąc w połowie skrzyżowania miałem jakieś złe przeczucia...
Kawałek dalej dogania mnie policja....
ehh....
Próbowałem się wykpić
podlizać
wziąć na litość
na bolące kolano
na kocie oczy rodem ze Shreka (wyszło mi to mniej więcej tak:)

No nic nie podziałało. Nic!
Z mandatem na II Jagiełłę w ręku pożegnałem parkę policjantów (pewnie będą bardzo z siebie dumni, dzieciom opowiedzą jakiego przestępce dziś złapali :P).

Cóż zrobić, kiedyś musiało mnie trafić ;) Dobrze że na jednym Władku się skończyło, bo widełki i do pięciu dochodzą... A takich czerwonych świateł to ja w życiu trochę...

Szybko się zmierzcha, w Łasku uzupełniam po raz kolejny puste już bidony. Zajeżdżam jeszcze zawieźć w Łodzi przesyłkę (celem zaoszczędzenia 5,9zł na poczcie. W porównaniu do mandatu, kiepsko to wyszło :P), i jak po sznurku docieram do Borafu który mimo późnej godziny (23:30) podejmuje mnie chlebem i solą (Emską - bo ja tak w ogóle chory jestem trochę :P).
Posiedzieliśmy chwilę przy herbacie, ale ja zmęczony, obaj chorzy, więc nie było co długo siedzieć i szybko wskoczyłem do łóżka.




Zaliczone gminy:
Przyrów, Rędziny, Ładzice, Lgota Wielka, Sulmierzyce Kleszczów, Szczerców, Kluki, Zelów, Widawa, Sędziejowice, Buczek


  • DST 287.56km
  • Czas 10:54
  • VAVG 26.38km/h
  • VMAX 63.25km/h
  • Podjazdy 1714m
  • Sprzęt Szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl