Niedziela, 8 maja 2016
Kategoria >100
Na Zlot - dzień 2
Przyjemnie się jechało bo wiatr z grubsza w plecy. Przejeżdżając przez Kielce mijam akurat jakieś biegi, na których bezowocnie wypatruje znajomej twarzy.
Na 60km zaczął mnie gonić deszcz i gdy uciekając przed nim próbowałem wykręcić KOMa na zakręcie, zaliczyłem szlifa ;)
Przyrżnąłem przy ~30km/h o asfalt - mocno obite biodro (siniak na całego...), zdarty leciutko łokieć. Dobrze że kask miałem, bo tylko słyszałem jak huknęło o asfalt a nic nie poczułem :D Przy upadku szczęśliwie nic nie jechało, więc miałem chwilę żeby pozbierać z ziemi swoje graty, bo wypadło mi absolutnie wszystko z kieszonek, do tego osobno bidon, butla z paliwem, gps, licznik - wszystko na ziemi :P
Tuż obok był przystanek więc się tam zabunkrowałem na trochę żeby przeczekać deszcz i żeby trochę przestało boleć.
Nie chciałem ciuchów pobrudzić, więc za plaster posłużyła taśma izolacyjna ;)
Jak już na rower wsiadłem, to od razu tempo spadło. Biodro boli przy każdym ruchu, więc już się nie chce cisnąć ;)
Po drodze stanąłem jeszcze ze 2x przeczekać przelotny deszcz, i już przy słonecznej pogodzie wjechałem na obrzeża Jury, gdzie na jednym z podjazdów wyrwałem dwie szprychy w tylnym kole :/ Dziadostwo. Już 3 szprychy w tym kole poszły, ale od dobrych ~3tys km żadna nie poszła, więc myślałem że już spokój.
Bicie spore, narzędzi brak. Zacisnąłem szybkozłączką trochę krzywo koło żeby nie obcierało o ramę i jadę dalej bardzo ostrożnie żeby kolejna szprycha nie poszła.
Dogania mnie jakiś lokalny rowerzysta na MTB i jedzie ze mną dobre ~10km, aż głupio tak za nim zostawać ciągle, ale do mety jeszcze kawałek, więc jadę powolutku w obawie o sprzęt.
Po przekroczeniu Wisły wreszcie na horyzoncie pojawiają się góry. Miły to widok jest, szkoda że koło domu takich nie mam :P
Climb: 4/10%
Na 60km zaczął mnie gonić deszcz i gdy uciekając przed nim próbowałem wykręcić KOMa na zakręcie, zaliczyłem szlifa ;)
Przyrżnąłem przy ~30km/h o asfalt - mocno obite biodro (siniak na całego...), zdarty leciutko łokieć. Dobrze że kask miałem, bo tylko słyszałem jak huknęło o asfalt a nic nie poczułem :D Przy upadku szczęśliwie nic nie jechało, więc miałem chwilę żeby pozbierać z ziemi swoje graty, bo wypadło mi absolutnie wszystko z kieszonek, do tego osobno bidon, butla z paliwem, gps, licznik - wszystko na ziemi :P
Tuż obok był przystanek więc się tam zabunkrowałem na trochę żeby przeczekać deszcz i żeby trochę przestało boleć.
Nie chciałem ciuchów pobrudzić, więc za plaster posłużyła taśma izolacyjna ;)
Jak już na rower wsiadłem, to od razu tempo spadło. Biodro boli przy każdym ruchu, więc już się nie chce cisnąć ;)
Po drodze stanąłem jeszcze ze 2x przeczekać przelotny deszcz, i już przy słonecznej pogodzie wjechałem na obrzeża Jury, gdzie na jednym z podjazdów wyrwałem dwie szprychy w tylnym kole :/ Dziadostwo. Już 3 szprychy w tym kole poszły, ale od dobrych ~3tys km żadna nie poszła, więc myślałem że już spokój.
Bicie spore, narzędzi brak. Zacisnąłem szybkozłączką trochę krzywo koło żeby nie obcierało o ramę i jadę dalej bardzo ostrożnie żeby kolejna szprycha nie poszła.
Dogania mnie jakiś lokalny rowerzysta na MTB i jedzie ze mną dobre ~10km, aż głupio tak za nim zostawać ciągle, ale do mety jeszcze kawałek, więc jadę powolutku w obawie o sprzęt.
Po przekroczeniu Wisły wreszcie na horyzoncie pojawiają się góry. Miły to widok jest, szkoda że koło domu takich nie mam :P
Climb: 4/10%
- DST 188.00km
- Czas 07:56
- VAVG 23.70km/h
- VMAX 64.41km/h
- Podjazdy 1687m
- Sprzęt Cannondale Caadx 6
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj