IC Mega - po raz drugi
Przez miesiąc mi się ani razu nie udało wybrać na IC, a teraz drugi raz pod rząd. Szaleństwo ;)
Tym razem udało mi się zabrać z całą ekipą z Błoń. Spokojny dojazd, chwila oczekiwania w Kryspinowie i start. Tempo na początku znowu bardzo spokojne, trzymamy koło 30-35km/h.
Na Sankę za to tym razem już się nieźle zmachałem. Przez dobry ~1km byłem na skraju odpuszczenia koła... ;) Udało się jednak utrzymać. Na zjeździe bez problemów, nad autostradą nawet wjechałem jako jeden z pierwszych.
Za zakrętem zjazdowym tradycyjnie mocne szarpnięcie i walka o (chyba?) lotną premię.
Później zaczynamy podjazd do Rudna, który idzie mi bezproblemowo i tradycyjnie rozdzielamy się tutaj na Mega i Giga.
Tym razem na Mega zebrała się duża grupa koksów, nie ma opierdzielania się. Okazuje się też, że dość mocno wiało nam w plecy, więc teraz czeka nas walka z wiatrem.
Na początku podjazdu pod Sankę łapie mnie straszna kolka, cały brzuch boli :/ Dzięki czemu mam dobre wytłumaczenie dlaczego nie utrzymałem koła na podjeździe :P Choć pewnie i bez tego bym go nie utrzymał ;)
Zbieramy się w drugą 5 osobową grupkę i po troszku tracąc dystans do pierwszej wskakujemy na Sankę, i dalej zaczynamy zjazd i ciśnięcie po płaskim z szybkimi zmianami (co 20-30 sekund).
Czuję tu już zmęczenie, i nawet po płaskim mi się ciężko jedzie, co zwykle nie jest dla mnie żadnym problemem.
Przed metą zaczyna się czajenie, które ja olewam i forsuje tempo jako pierwszy dokręcając do 49km/h, olewając wyskakujących mi zza pleców kolegów na finiszu ;)
Średnia z pętli 37,6km/h, o całe 3 sekundy dłużej niż na mojej najszybszej do tej pory pętli IC :P Spokojnie do pobicia, gdybyśmy na początku, gdy było z wiatrem zamiast jechać 30km/h, to jechali 40km/h tak jak to było gdy wracaliśmy pod wiatr.... ;)
Cieszy że coraz łatwiej to przychodzi, choć i tak jest to niezła wyrypa :P Nie bolą za to kolana, co dobrze rokuje na przyszłość.
Na koniec pogaduchy w oczekiwaniu na finisz Giga i miłe spotkanie z Arkiem G.
Najszybszy kilometr udało się pokonać w 58 sekund, czyli średnia przez minutę ponad 60km/h. Nieźle.
Climb: 2/7%
Tym razem udało mi się zabrać z całą ekipą z Błoń. Spokojny dojazd, chwila oczekiwania w Kryspinowie i start. Tempo na początku znowu bardzo spokojne, trzymamy koło 30-35km/h.
Na Sankę za to tym razem już się nieźle zmachałem. Przez dobry ~1km byłem na skraju odpuszczenia koła... ;) Udało się jednak utrzymać. Na zjeździe bez problemów, nad autostradą nawet wjechałem jako jeden z pierwszych.
Za zakrętem zjazdowym tradycyjnie mocne szarpnięcie i walka o (chyba?) lotną premię.
Później zaczynamy podjazd do Rudna, który idzie mi bezproblemowo i tradycyjnie rozdzielamy się tutaj na Mega i Giga.
Tym razem na Mega zebrała się duża grupa koksów, nie ma opierdzielania się. Okazuje się też, że dość mocno wiało nam w plecy, więc teraz czeka nas walka z wiatrem.
Na początku podjazdu pod Sankę łapie mnie straszna kolka, cały brzuch boli :/ Dzięki czemu mam dobre wytłumaczenie dlaczego nie utrzymałem koła na podjeździe :P Choć pewnie i bez tego bym go nie utrzymał ;)
Zbieramy się w drugą 5 osobową grupkę i po troszku tracąc dystans do pierwszej wskakujemy na Sankę, i dalej zaczynamy zjazd i ciśnięcie po płaskim z szybkimi zmianami (co 20-30 sekund).
Czuję tu już zmęczenie, i nawet po płaskim mi się ciężko jedzie, co zwykle nie jest dla mnie żadnym problemem.
Przed metą zaczyna się czajenie, które ja olewam i forsuje tempo jako pierwszy dokręcając do 49km/h, olewając wyskakujących mi zza pleców kolegów na finiszu ;)
Średnia z pętli 37,6km/h, o całe 3 sekundy dłużej niż na mojej najszybszej do tej pory pętli IC :P Spokojnie do pobicia, gdybyśmy na początku, gdy było z wiatrem zamiast jechać 30km/h, to jechali 40km/h tak jak to było gdy wracaliśmy pod wiatr.... ;)
Cieszy że coraz łatwiej to przychodzi, choć i tak jest to niezła wyrypa :P Nie bolą za to kolana, co dobrze rokuje na przyszłość.
Na koniec pogaduchy w oczekiwaniu na finisz Giga i miłe spotkanie z Arkiem G.
Najszybszy kilometr udało się pokonać w 58 sekund, czyli średnia przez minutę ponad 60km/h. Nieźle.
Climb: 2/7%
- DST 42.90km
- Czas 01:08
- VAVG 37.85km/h
- VMAX 70.55km/h
- Podjazdy 536m
- Sprzęt MBK Mirage - drugie życie
- Aktywność Jazda na rowerze
IC Mega - po raz pierwszy
Dobry miesiąc się wybierałem na IC, ale ciągle coś nie pasowało...
Tym razem wreszcie udało się wybrać. Dojeżdżam an błonia 16:50, ale na miejscu nie ma nikogo. W obawie że zmieniono miejsce spotkań, pojechałem sam do Kryspinowa gdzie spotykam już czekającą grupkę. Po kilku minutach dojeżdża reszta i ruszamy.
Pierwsza część pod wiatr, bardzo leniwie. Wyraźnie nikomu nie chciało się podkręcić tempa i prowadzić. Na prostej jedziemy 25-30, gdzie zwykle na tym kawałku jechaliśmy 40 :P
Wreszcie zaczyna się podjazd pod Sankę, który też jedziemy bardzo spokojnie. Na IC byłem kilka razy, i zawsze na Sankę wypluwałem płuca a na szczycie ledwo żyłem, teraz wjechałem z lekką zadyszką ;)
Później równie spokojny zjazd, przelot nad autostradą i podjazd do Rudna. Wybitnie nie ma chętnych do jazdy. Szybkie zmiany kończą się tym, że chyba pierwszy raz w historii mojego jeżdżenia na IC wychodzę na zmianę, a po mnie nawet nie ma chętnego do wyjścia na przód :P Dociskam więc mocniej żeby dogonić kilku jadących przede mną kolarzy i już sprawniejszym tempem podjeżdżamy do Rudna. Średnia ~33km/h.
Rozdzielamy się tu na Giga i Mega. Aż mnie kusiło żeby pojechać na Giga bo się nawet zmęczony nie czułem, a zwykle w tym miejscu to już skurcze mnie łapały i ogólnie kiepsko ze mną było.
Sięgam jednak po rozum do głowy - jadę pierwszy raz od dawna szybkim tempem, nie ma się co forsować. Po nawrocie w Rudnie zaczynamy jechać z wiatrem, co od razu skutkuje szybszym tempem. Niestety u podnóża podjazdu na Sankę wypada mi pompka. Wracam po nią i szybko dokręcam do czekającej na mnie chwilę grupy. Zmachałem się, przez co niestety brakło mi sił na podjeździe i grupka mi uciekła.
Na kawałku zjazdu odrobinę odpoczywam i zaczynam pościg. Pech mnie dalej prześladuje, bo jak już prawie miałem grupę to blokuje mnie traktor, a kawałek dalej już właściwym zjeździe blokuje mnie auto. Z pościgu nici ;)
Dojeżdżam zapewne ~2min po pierwszej grupie. Średnia ze ściganej części 35,5, czyli spokojnie, powinno być ze 2km/h więcej ;)
Siedzimy na przystanku w oczekiwaniu na finisz Giga. Dzięki pogaduchom okazuje się, że jeden z chłopaków zna gościa który sprzedał mi ramę Vipera, a sam miał w rowerze koła z tejże ramy wyjęte. Spotkanie po latach... :P
Wracając we dwóch do Krakowa widzę sporo z przodu koszulkę CCC. Dokręcam mocniej by przy moście Zwierzynieckim ją dogonić. Jeszcze tylko łyk wody ze źródełka Św. Stanisława i do domu.
Super było, fajnie że tempo było spokojniejsze, co na moje aktualne możliwości było w sam raz :)
Climb: 2/7%
Dystans na BSie zapisany do momentu trzymania średniej ;)
Tym razem wreszcie udało się wybrać. Dojeżdżam an błonia 16:50, ale na miejscu nie ma nikogo. W obawie że zmieniono miejsce spotkań, pojechałem sam do Kryspinowa gdzie spotykam już czekającą grupkę. Po kilku minutach dojeżdża reszta i ruszamy.
Pierwsza część pod wiatr, bardzo leniwie. Wyraźnie nikomu nie chciało się podkręcić tempa i prowadzić. Na prostej jedziemy 25-30, gdzie zwykle na tym kawałku jechaliśmy 40 :P
Wreszcie zaczyna się podjazd pod Sankę, który też jedziemy bardzo spokojnie. Na IC byłem kilka razy, i zawsze na Sankę wypluwałem płuca a na szczycie ledwo żyłem, teraz wjechałem z lekką zadyszką ;)
Później równie spokojny zjazd, przelot nad autostradą i podjazd do Rudna. Wybitnie nie ma chętnych do jazdy. Szybkie zmiany kończą się tym, że chyba pierwszy raz w historii mojego jeżdżenia na IC wychodzę na zmianę, a po mnie nawet nie ma chętnego do wyjścia na przód :P Dociskam więc mocniej żeby dogonić kilku jadących przede mną kolarzy i już sprawniejszym tempem podjeżdżamy do Rudna. Średnia ~33km/h.
Rozdzielamy się tu na Giga i Mega. Aż mnie kusiło żeby pojechać na Giga bo się nawet zmęczony nie czułem, a zwykle w tym miejscu to już skurcze mnie łapały i ogólnie kiepsko ze mną było.
Sięgam jednak po rozum do głowy - jadę pierwszy raz od dawna szybkim tempem, nie ma się co forsować. Po nawrocie w Rudnie zaczynamy jechać z wiatrem, co od razu skutkuje szybszym tempem. Niestety u podnóża podjazdu na Sankę wypada mi pompka. Wracam po nią i szybko dokręcam do czekającej na mnie chwilę grupy. Zmachałem się, przez co niestety brakło mi sił na podjeździe i grupka mi uciekła.
Na kawałku zjazdu odrobinę odpoczywam i zaczynam pościg. Pech mnie dalej prześladuje, bo jak już prawie miałem grupę to blokuje mnie traktor, a kawałek dalej już właściwym zjeździe blokuje mnie auto. Z pościgu nici ;)
Dojeżdżam zapewne ~2min po pierwszej grupie. Średnia ze ściganej części 35,5, czyli spokojnie, powinno być ze 2km/h więcej ;)
Siedzimy na przystanku w oczekiwaniu na finisz Giga. Dzięki pogaduchom okazuje się, że jeden z chłopaków zna gościa który sprzedał mi ramę Vipera, a sam miał w rowerze koła z tejże ramy wyjęte. Spotkanie po latach... :P
Wracając we dwóch do Krakowa widzę sporo z przodu koszulkę CCC. Dokręcam mocniej by przy moście Zwierzynieckim ją dogonić. Jeszcze tylko łyk wody ze źródełka Św. Stanisława i do domu.
Super było, fajnie że tempo było spokojniejsze, co na moje aktualne możliwości było w sam raz :)
Climb: 2/7%
Dystans na BSie zapisany do momentu trzymania średniej ;)
- DST 55.00km
- Czas 01:33
- VAVG 35.48km/h
- VMAX 66.35km/h
- Podjazdy 538m
- Sprzęt Szosa
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 3 czerwca 2015
Dojazd i powrót z IC
- DST 27.00km
- Sprzęt Szosa
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 31 maja 2015
Kategoria >30km/h
Mój pierwszy raz ;) - Cichy Kącik
W Krakowie mieszkam od lat wielu, ale jakoś nigdy nie było mi po drodze z Cichym Kącikiem. Naszła mnie ostatnio ochota żeby się wybrać.
Już na ustawce na Błoniach widać luźniejszą niż na IC atmosferę, gdy ruszamy tempo jak po bułki do sklepu :P I takie też się utrzymuje przez długi czas.
Nawet na krótkich podjazdach, zbierających się na jeden duży (najwyższy punkt na Jurze) bardzo spokojnie. Dopiero na końcówce podjazdu do Jerzmanowic poszło konkretniejsze tempo, ale że się podjazd skończył to i tempo siadło :P Na górkach czekanie na wszystkich. Ogólnie - miło, przyjemnie, turystyka panie!
Po 37km jazdy, na jednym z małych zjazdów nagle mój GPS dostał świra i zaczął lecieć dobre ze 2m nade mną :P Ostro po hamulcach, i zaczynam poszukiwania. Nawet nie wołałem żeby ktoś stawał (wszyscy pojechali :P), żeby głowy nie zawracać.
Jako jedyny z kolarzy miałem nogawki. Oj, jak bardzo się cieszyłem że je mam, gdy brodziłem w pokrzywach po pas w poszukiwaniu GPSa... Po dobrych 10min szukania, już mocno zrezygnowany cudem zauważam go wśród pokrzyw. Jest!
Nie mając pojęcia jaka jest trasa, niemożliwe było jakiekolwiek gonienie. Jadę sobie więc samemu do Skały i dalej do Krakowa, podciągając tym samym średnią z 29 do 31,5. Tego jeszcze nie było, żebym sam jechał szybciej niż w grupie :P Tak czy inaczej miło było i jeszcze na pewno się kiedyś wybiorę.
Grupę prowadziło kilku koksów, więc jest się z kim ścigać (tzn za kim zostawać z tyłu :P).
Już na ustawce na Błoniach widać luźniejszą niż na IC atmosferę, gdy ruszamy tempo jak po bułki do sklepu :P I takie też się utrzymuje przez długi czas.
Nawet na krótkich podjazdach, zbierających się na jeden duży (najwyższy punkt na Jurze) bardzo spokojnie. Dopiero na końcówce podjazdu do Jerzmanowic poszło konkretniejsze tempo, ale że się podjazd skończył to i tempo siadło :P Na górkach czekanie na wszystkich. Ogólnie - miło, przyjemnie, turystyka panie!
Po 37km jazdy, na jednym z małych zjazdów nagle mój GPS dostał świra i zaczął lecieć dobre ze 2m nade mną :P Ostro po hamulcach, i zaczynam poszukiwania. Nawet nie wołałem żeby ktoś stawał (wszyscy pojechali :P), żeby głowy nie zawracać.
Jako jedyny z kolarzy miałem nogawki. Oj, jak bardzo się cieszyłem że je mam, gdy brodziłem w pokrzywach po pas w poszukiwaniu GPSa... Po dobrych 10min szukania, już mocno zrezygnowany cudem zauważam go wśród pokrzyw. Jest!
Nie mając pojęcia jaka jest trasa, niemożliwe było jakiekolwiek gonienie. Jadę sobie więc samemu do Skały i dalej do Krakowa, podciągając tym samym średnią z 29 do 31,5. Tego jeszcze nie było, żebym sam jechał szybciej niż w grupie :P Tak czy inaczej miło było i jeszcze na pewno się kiedyś wybiorę.
Grupę prowadziło kilku koksów, więc jest się z kim ścigać (tzn za kim zostawać z tyłu :P).
- DST 86.57km
- Czas 02:46
- VAVG 31.29km/h
- VMAX 64.11km/h
- Podjazdy 837m
- Sprzęt Szosa
- Aktywność Jazda na rowerze
Nie zawsze wybieram najkrótszą drogę - Vol.2, cz. 2
Po spokojnej nocy, czas na dalsze gminienie :)
Z rana żona Borafu zrobiła specjalnie dla mnie makaron. Dzięki!
W miarę sprawnie się zbieram, za to mniej sprawnie jadę. Coś się rozkręcić nie mogłem (tempo nadal spokojne, ale bez przesady... :P).
Męczy też trochę wiatr - wczoraj prawie cały dzień miałem w pysk, a dziś już tylko połowę, więc nie tak źle :)
Po przyjemnych kilometrach na krajówce, zjeżdżam na jakieś boczne dróżki gdzie od razu mnie wytrzęsło porządnie. Do tego szwankuje coś GPS który się wyłącza. Wcisnąłem do baterii jakieś sreberko z batona i pomogło. Wreszcie można spokojnie jechać. Choć po takim 'asfalcie' to łatwo nie idzie:
Dobrze że mam Brooksa Flyera to jakoś da się na tym nawet żyć, ale o jakiejś szybszej jeździe to nie ma co mówić.
Po pewnym czasie walki skręcam w jakąś leśną dróżkę, na której jest tarka a z boku piaszczyste pobocze. Jak na Gobi się poczułem znowu... ;)
Miejscami atakuje jeszcze jakiś bruk.
Nie ma to jak szosowa wycieczka :) Za każdym razem po takiej przeprawie obiecuję sobie nie wytyczać więcej takich tras, a po jakimś czasie sytuacja i tak się powtarza. Ma to jednak swój (wątpliwy) urok.
Z dużą ulgą wskakuje na drogę techniczną wzdłuż 8'mki. Idealny asfalt, wiatr w plecy... kusiło żeby lecieć tą drogą dalej, choćby i do Wrocka ;) 4km kawałek jednak szybko mija i zaczyna się region pełen wszelakiej maści sadów.
Łatosiówka - zdecydowanie mniej od swojego imiennika wymowna
W Nowym Mieście nad Pilicą robię sobie zasłużony 20-25min postój. Licznik pokazuje 130km. Gdy wyleguje się na ławce, zaczepia mnie jakiś przechodzień życząc szerokiej drogi, błogosławieństwa Bożego i pomyślności. Pełna kultura.
130km bez postoju - dobry wynik. Nie wiem co było w tym porannym makaronie, ale ja chce więcej! :)
Pilica:
Wszędzie te dopalacze teraz reklamują...
Bez większych ciekawostek docieram do Szydłowca, z którego szybko przeganiają mnie nadciągające ciemne chmury.
Szklane domy w Szydłowcu:
Night cluby też nie najlepsze ;)
Wszędzie żarnowiec. Co roku toto kwitnie? Jakoś nie kojarzę takich ilości...
Żółto
Już w samych Starachowicach zaliczam najtrudniejszy podjeździk na trasie. Jakieś 2km od domu mam taką ściankę 11%... ;) Jest to zarazem najwyższy punkt wycieczki.
Na koniec jeszcze tryumfalny przejazd przez osiedle i wreszcie w domu. Zamiast 170km wyszło kilometrów 510 :) Jest radość.
Plan udany - mimo sporej ilości kilometrów kolana nie bolą :) Do tego przy spokojnym tempie prawie nie czuję potrzeby postojów. Na 230km trasy raptem jedna przerwa to całkiem niezły wynik :)
Na BS'ie łapie podwójne okienko. Dawno już mnie tam nie było...
Zaliczone gminy:
Głuchów, Rawa Mazowiecka Wiejska, Nowy Kawęczyn, Kowiesy, Mogielnica, Nowe Miasto nad Pilicą, Rusinów
(jak ciul ominąłem Rawę Mazowiecką nie wiedząc że miasto jest osobną gminą eh...)
Z rana żona Borafu zrobiła specjalnie dla mnie makaron. Dzięki!
W miarę sprawnie się zbieram, za to mniej sprawnie jadę. Coś się rozkręcić nie mogłem (tempo nadal spokojne, ale bez przesady... :P).
Męczy też trochę wiatr - wczoraj prawie cały dzień miałem w pysk, a dziś już tylko połowę, więc nie tak źle :)
Po przyjemnych kilometrach na krajówce, zjeżdżam na jakieś boczne dróżki gdzie od razu mnie wytrzęsło porządnie. Do tego szwankuje coś GPS który się wyłącza. Wcisnąłem do baterii jakieś sreberko z batona i pomogło. Wreszcie można spokojnie jechać. Choć po takim 'asfalcie' to łatwo nie idzie:
Dobrze że mam Brooksa Flyera to jakoś da się na tym nawet żyć, ale o jakiejś szybszej jeździe to nie ma co mówić.
Po pewnym czasie walki skręcam w jakąś leśną dróżkę, na której jest tarka a z boku piaszczyste pobocze. Jak na Gobi się poczułem znowu... ;)
Miejscami atakuje jeszcze jakiś bruk.
Nie ma to jak szosowa wycieczka :) Za każdym razem po takiej przeprawie obiecuję sobie nie wytyczać więcej takich tras, a po jakimś czasie sytuacja i tak się powtarza. Ma to jednak swój (wątpliwy) urok.
Z dużą ulgą wskakuje na drogę techniczną wzdłuż 8'mki. Idealny asfalt, wiatr w plecy... kusiło żeby lecieć tą drogą dalej, choćby i do Wrocka ;) 4km kawałek jednak szybko mija i zaczyna się region pełen wszelakiej maści sadów.
Łatosiówka - zdecydowanie mniej od swojego imiennika wymowna
W Nowym Mieście nad Pilicą robię sobie zasłużony 20-25min postój. Licznik pokazuje 130km. Gdy wyleguje się na ławce, zaczepia mnie jakiś przechodzień życząc szerokiej drogi, błogosławieństwa Bożego i pomyślności. Pełna kultura.
130km bez postoju - dobry wynik. Nie wiem co było w tym porannym makaronie, ale ja chce więcej! :)
Pilica:
Wszędzie te dopalacze teraz reklamują...
Bez większych ciekawostek docieram do Szydłowca, z którego szybko przeganiają mnie nadciągające ciemne chmury.
Szklane domy w Szydłowcu:
Night cluby też nie najlepsze ;)
Wszędzie żarnowiec. Co roku toto kwitnie? Jakoś nie kojarzę takich ilości...
Żółto
Już w samych Starachowicach zaliczam najtrudniejszy podjeździk na trasie. Jakieś 2km od domu mam taką ściankę 11%... ;) Jest to zarazem najwyższy punkt wycieczki.
Na koniec jeszcze tryumfalny przejazd przez osiedle i wreszcie w domu. Zamiast 170km wyszło kilometrów 510 :) Jest radość.
Plan udany - mimo sporej ilości kilometrów kolana nie bolą :) Do tego przy spokojnym tempie prawie nie czuję potrzeby postojów. Na 230km trasy raptem jedna przerwa to całkiem niezły wynik :)
Na BS'ie łapie podwójne okienko. Dawno już mnie tam nie było...
Zaliczone gminy:
Głuchów, Rawa Mazowiecka Wiejska, Nowy Kawęczyn, Kowiesy, Mogielnica, Nowe Miasto nad Pilicą, Rusinów
(jak ciul ominąłem Rawę Mazowiecką nie wiedząc że miasto jest osobną gminą eh...)
- DST 229.33km
- Czas 09:07
- VAVG 25.16km/h
- VMAX 64.20km/h
- Podjazdy 1394m
- Sprzęt Szosa
- Aktywność Jazda na rowerze
Nie zawsze wybieram najkrótszą drogę - Vol.2, cz. 1
Na weekend znowu mi wypadł wyjazd do Starachowic. Czas był, wybór więc prosty - rower. Pogoda co prawda nie najlepsza, przez co mój kompan podróży stwierdził że nie jedzie... Oj, kusiło żeby też zostać w domu jak ten deszcz za oknem widziałem...
Do Starachowic można jechać np tak:
http://waxmund.bikestats.pl/448370,204km-bez-zatrz...
Ale to nudy jechać tak najprostszą drogą (najkrótszą jest 170km), o czym wiem już od dawna. Efektem tego była 400'ka kilka lat temu:
http://waxmund.bikestats.pl/468091,Nie-zawsze-wybi...
Ja sobie wyznaczyłem trasę, która ma 510km...:) Do tego pierwsze ~300 cięgiem pod wiatr w twarz. Kto to te rowery wymyślił i po co? :P
Pomimo że wstałem o 6:30, to na rower wsiadłem dopiero po 10, jak już całe mieszkanie posprzątałem :P Tak mi się nie chciało w tym deszczu... ;)
Już od początku coś nie szło. A to siodełko trzeba poprawić, a to lampka z kieszeni wypadła (jakim cudem? chyba pierwszy raz w życiu mi coś tych rozmiarów z kieszeni bluzy rowerowej wypadło...). Pozbierałem każdą część lampki osobno z drogi, złożyłem w kupę i działa dalej. A tak ludzie narzekają że wyłamują te zatrzaski w Wall-e..
Przez miasto bardzo spokojnie bo kałuż dużo. Za Krakowem wreszcie zaczynają się jakieś góreczki i wszędobylski rzepak.
Plan na ten wyjazd, to tradycyjnie w tym roku, nie zajechać sobie kolan :) Więc od początku tempo spokojne, bez żadnego dyszenia. Czyli turystyka, widoczki itp.
Skrajem Jury dojeżdżam do Przyrowa, gdzie na 110km robię sobie pierwszy postój. Wcinam jakąś kanapkę, pogadałem chwilę przez telefon, trochę rozciągania i po kilku (zapewne nastu) minutach jadę dalej.
Jak na porządną wycieczkę na szosówce, nie mogło oczywiście się obyć bez kilku kilometrów w terenie :)
Warta i urocza barierka:
Dojeżdżam w końcu do popularnej Gierkówki, na której jest zakaz jazdy rowerem, którego oczywiście przy planowaniu trasy nie uwzględniłem :) Próbuję ją minąć a to z lewej, stoję na światłach, a to z prawej, znowu światła. Nie ma to większego sensu. Podumałem chwilę nad pączkiem pod lokalnym sklepem, i zdecydowałem się pojechać te niecałe 20km po zakazie.
Gmina Mykanów - będzie mykanie razem z tirami.
Z tirami za plecami od razu inna jazda. Co jakiś czas mocne podmuchy w plecy, które przyspieszają o dobre 5km/h. Szybko i przyjemnie minął ten kawałek. Ja to jednak lubię ekspresówkami czasem pojeździć... Szerokie pobocze tylko dla mnie, czuję się bezpieczniej na takiej drodze niż na niejednej wąskiej drodze wojewódzkiej.
W końcu odbijam w jakąś boczną dróżkę na której szybko tęsknię za krajówką, bo asfalt beznadziejny, trzęsie strasznie. Zza rzepakowego horyzontu wyłania się bełchatowska elektrownia:
Objeżdżam ją jej obwodnicą mocno zarośniętą żarnowcem
Ścieszką oczywiście nie da się zbytnio jechać bo pełno na niej szyszek.
Wreszcie wyłania się kopalnia. Trzeba przyznać, że robi wrażenie. Taką dziurę wykopać...
Transport węgla:
Gdy stoję i focę przy moim porzuconym przy drodze rowerze z piskiem opon zatrzymuje się jakieś auto, po czym żwawo wyskakuje z niego jakiś gość. Moja reakcja była jeszcze żwawsza i po sekundzie stoję już koło roweru :)
Dalsze kawałki gruntówek okazały się o dziwo świetnymi drogami. Zwykle mam przeciwnie zaskakujące sytuacje.
Nic się nie paliło
Na 210km zatrzymuje się na obiad. Zamawiam normalną 45cm pizzę, a pani najpierw mi ją na wynos chce wcisnąć, a później się pyta dla ilu osób talerze ;)
Pojadłem zdrowo, i nawet ostały się dwa kawałki na wynos.
Wpadłem też tutaj na genialny pomysł dociśnięcia trasy do końca, tj zrobienia tych 510km non-stop, ale prognoza pokazywała że pół nocy ma padać, a za dnia ma być suchutko, więc wybór był prosty. Ciepłe suche łóżko i taki sam asfalt dnia następnego przeważyły :)
Nosił wilk razy wiele, oj wiele... ponieśli i wilka.
Dojeżdżam do skrzyżowania z DK74. Z lewej pusto, z prawej pusto, czerwone się świeci. Nie będę stać jak głupi. Jadę.
Już będąc w połowie skrzyżowania miałem jakieś złe przeczucia...
Kawałek dalej dogania mnie policja....
ehh....
Próbowałem się wykpić
podlizać
wziąć na litość
na bolące kolano
na kocie oczy rodem ze Shreka (wyszło mi to mniej więcej tak:)
No nic nie podziałało. Nic!
Z mandatem na II Jagiełłę w ręku pożegnałem parkę policjantów (pewnie będą bardzo z siebie dumni, dzieciom opowiedzą jakiego przestępce dziś złapali :P).
Cóż zrobić, kiedyś musiało mnie trafić ;) Dobrze że na jednym Władku się skończyło, bo widełki i do pięciu dochodzą... A takich czerwonych świateł to ja w życiu trochę...
Szybko się zmierzcha, w Łasku uzupełniam po raz kolejny puste już bidony. Zajeżdżam jeszcze zawieźć w Łodzi przesyłkę (celem zaoszczędzenia 5,9zł na poczcie. W porównaniu do mandatu, kiepsko to wyszło :P), i jak po sznurku docieram do Borafu który mimo późnej godziny (23:30) podejmuje mnie chlebem i solą (Emską - bo ja tak w ogóle chory jestem trochę :P).
Posiedzieliśmy chwilę przy herbacie, ale ja zmęczony, obaj chorzy, więc nie było co długo siedzieć i szybko wskoczyłem do łóżka.
Zaliczone gminy:
Przyrów, Rędziny, Ładzice, Lgota Wielka, Sulmierzyce Kleszczów, Szczerców, Kluki, Zelów, Widawa, Sędziejowice, Buczek
Do Starachowic można jechać np tak:
http://waxmund.bikestats.pl/448370,204km-bez-zatrz...
Ale to nudy jechać tak najprostszą drogą (najkrótszą jest 170km), o czym wiem już od dawna. Efektem tego była 400'ka kilka lat temu:
http://waxmund.bikestats.pl/468091,Nie-zawsze-wybi...
Ja sobie wyznaczyłem trasę, która ma 510km...:) Do tego pierwsze ~300 cięgiem pod wiatr w twarz. Kto to te rowery wymyślił i po co? :P
Pomimo że wstałem o 6:30, to na rower wsiadłem dopiero po 10, jak już całe mieszkanie posprzątałem :P Tak mi się nie chciało w tym deszczu... ;)
Już od początku coś nie szło. A to siodełko trzeba poprawić, a to lampka z kieszeni wypadła (jakim cudem? chyba pierwszy raz w życiu mi coś tych rozmiarów z kieszeni bluzy rowerowej wypadło...). Pozbierałem każdą część lampki osobno z drogi, złożyłem w kupę i działa dalej. A tak ludzie narzekają że wyłamują te zatrzaski w Wall-e..
Przez miasto bardzo spokojnie bo kałuż dużo. Za Krakowem wreszcie zaczynają się jakieś góreczki i wszędobylski rzepak.
Plan na ten wyjazd, to tradycyjnie w tym roku, nie zajechać sobie kolan :) Więc od początku tempo spokojne, bez żadnego dyszenia. Czyli turystyka, widoczki itp.
Skrajem Jury dojeżdżam do Przyrowa, gdzie na 110km robię sobie pierwszy postój. Wcinam jakąś kanapkę, pogadałem chwilę przez telefon, trochę rozciągania i po kilku (zapewne nastu) minutach jadę dalej.
Jak na porządną wycieczkę na szosówce, nie mogło oczywiście się obyć bez kilku kilometrów w terenie :)
Warta i urocza barierka:
Dojeżdżam w końcu do popularnej Gierkówki, na której jest zakaz jazdy rowerem, którego oczywiście przy planowaniu trasy nie uwzględniłem :) Próbuję ją minąć a to z lewej, stoję na światłach, a to z prawej, znowu światła. Nie ma to większego sensu. Podumałem chwilę nad pączkiem pod lokalnym sklepem, i zdecydowałem się pojechać te niecałe 20km po zakazie.
Gmina Mykanów - będzie mykanie razem z tirami.
Z tirami za plecami od razu inna jazda. Co jakiś czas mocne podmuchy w plecy, które przyspieszają o dobre 5km/h. Szybko i przyjemnie minął ten kawałek. Ja to jednak lubię ekspresówkami czasem pojeździć... Szerokie pobocze tylko dla mnie, czuję się bezpieczniej na takiej drodze niż na niejednej wąskiej drodze wojewódzkiej.
W końcu odbijam w jakąś boczną dróżkę na której szybko tęsknię za krajówką, bo asfalt beznadziejny, trzęsie strasznie. Zza rzepakowego horyzontu wyłania się bełchatowska elektrownia:
Objeżdżam ją jej obwodnicą mocno zarośniętą żarnowcem
Ścieszką oczywiście nie da się zbytnio jechać bo pełno na niej szyszek.
Wreszcie wyłania się kopalnia. Trzeba przyznać, że robi wrażenie. Taką dziurę wykopać...
Transport węgla:
Gdy stoję i focę przy moim porzuconym przy drodze rowerze z piskiem opon zatrzymuje się jakieś auto, po czym żwawo wyskakuje z niego jakiś gość. Moja reakcja była jeszcze żwawsza i po sekundzie stoję już koło roweru :)
Dalsze kawałki gruntówek okazały się o dziwo świetnymi drogami. Zwykle mam przeciwnie zaskakujące sytuacje.
Nic się nie paliło
Na 210km zatrzymuje się na obiad. Zamawiam normalną 45cm pizzę, a pani najpierw mi ją na wynos chce wcisnąć, a później się pyta dla ilu osób talerze ;)
Pojadłem zdrowo, i nawet ostały się dwa kawałki na wynos.
Wpadłem też tutaj na genialny pomysł dociśnięcia trasy do końca, tj zrobienia tych 510km non-stop, ale prognoza pokazywała że pół nocy ma padać, a za dnia ma być suchutko, więc wybór był prosty. Ciepłe suche łóżko i taki sam asfalt dnia następnego przeważyły :)
Nosił wilk razy wiele, oj wiele... ponieśli i wilka.
Dojeżdżam do skrzyżowania z DK74. Z lewej pusto, z prawej pusto, czerwone się świeci. Nie będę stać jak głupi. Jadę.
Już będąc w połowie skrzyżowania miałem jakieś złe przeczucia...
Kawałek dalej dogania mnie policja....
ehh....
Próbowałem się wykpić
podlizać
wziąć na litość
na bolące kolano
na kocie oczy rodem ze Shreka (wyszło mi to mniej więcej tak:)
No nic nie podziałało. Nic!
Z mandatem na II Jagiełłę w ręku pożegnałem parkę policjantów (pewnie będą bardzo z siebie dumni, dzieciom opowiedzą jakiego przestępce dziś złapali :P).
Cóż zrobić, kiedyś musiało mnie trafić ;) Dobrze że na jednym Władku się skończyło, bo widełki i do pięciu dochodzą... A takich czerwonych świateł to ja w życiu trochę...
Szybko się zmierzcha, w Łasku uzupełniam po raz kolejny puste już bidony. Zajeżdżam jeszcze zawieźć w Łodzi przesyłkę (celem zaoszczędzenia 5,9zł na poczcie. W porównaniu do mandatu, kiepsko to wyszło :P), i jak po sznurku docieram do Borafu który mimo późnej godziny (23:30) podejmuje mnie chlebem i solą (Emską - bo ja tak w ogóle chory jestem trochę :P).
Posiedzieliśmy chwilę przy herbacie, ale ja zmęczony, obaj chorzy, więc nie było co długo siedzieć i szybko wskoczyłem do łóżka.
Zaliczone gminy:
Przyrów, Rędziny, Ładzice, Lgota Wielka, Sulmierzyce Kleszczów, Szczerców, Kluki, Zelów, Widawa, Sędziejowice, Buczek
- DST 287.56km
- Czas 10:54
- VAVG 26.38km/h
- VMAX 63.25km/h
- Podjazdy 1714m
- Sprzęt Szosa
- Aktywność Jazda na rowerze
Kopiec
Nie wiem w którą stronę wiało, bo i do toru i z powrotem jechałem z tą samą prędkością :P Albo były takie zawirowania, albo byłem zmęczony przy powrocie, albo w którąś stronę mocniej cisnąłem. A wiało, bo się drzewa ruszały... ;)
- DST 48.06km
- Czas 01:33
- VAVG 31.01km/h
- VMAX 62.34km/h
- Podjazdy 367m
- Sprzęt Szosa
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 18 maja 2015
Kategoria <100, Po mieście
miasto
- DST 22.42km
- Sprzęt MBK Mirage - drugie życie
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 16 maja 2015
Kategoria <100
Zlot - dzień 1
- DST 60.84km
- Czas 02:54
- VAVG 20.98km/h
- VMAX 52.53km/h
- Sprzęt MBK Mirage - drugie życie
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 15 maja 2015
Kategoria <100
Zlot - dzień 0
- DST 75.74km
- Czas 03:37
- VAVG 20.94km/h
- VMAX 59.12km/h
- Sprzęt MBK Mirage - drugie życie
- Aktywność Jazda na rowerze