Informacje

  • Wszystkie kilometry: 82353.99 km
  • Km w terenie: 1630.90 km (1.98%)
  • Czas na rowerze: 108d 23h 10m
  • Prędkość średnia: 20.38 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy waxmund.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2012

Dystans całkowity:957.78 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:16:20
Średnia prędkość:28.21 km/h
Maksymalna prędkość:70.40 km/h
Suma podjazdów:3689 m
Maks. tętno maksymalne:183 (92 %)
Maks. tętno średnie:151 (76 %)
Suma kalorii:1170 kcal
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:53.21 km i 3h 16m
Więcej statystyk
Środa, 19 września 2012 Kategoria <100, Po mieście

miasto

Wtorek, 18 września 2012 Kategoria <100, Po mieście

miasto

Piątek, 14 września 2012 Kategoria <100, Po mieście

Line of sight - alleycat

Na alleycata w Krakowie wybierałem się od hoho! hohoho! Od dobrych kilku lat :) Zawsze o wyścigu dowiadywałem się już po sprawie, ew nie pasował mi termin...
Raz nawet znalazłem info wcześniej, i pojechałem na wyznaczone miejsce, gdzie barman na moje pytanie 'gdzie są wszyscy?' odpowiedział że byli tu wczoraj :) ze spuszczoną głową wracałem do domu, a mój smutek przegoniła ekipa która mnie zatrzymała i poczęstowała bimbrem nad Wisłą :)



Tym razem na listę startową (po co w ogóle ona?) dostałem się z listy rezerwowej.
Po środowym IC na którym przypomniały o sobie wszelkie kontuzje po tego rocznym BB-Tour(1008km non-stop), na wiele nie liczyłem, ale zawsze to można się przejechać dla towarzystwa :)

Najpierw pokaz filmu Line of sight nakręconego przez Lucasa Brunelle.



Na film byłem strasznie napalony, myślałem że będzie super. Może dlatego mi się zbytnio nie podobał :p pokazywał wycinki alleycatów z różnych stron świata i miał fajnie dobraną muzykę. I sporo w nim było fragmentów o tym jaki autor filmów jest szalony i w ogóle jaki z niego zajebisty gość. Sorry, ale kto we własnym filmie umieszcza takie fragmenty? Ani w filmie rozpoczęcia, ani zakończenia, ani fabuły... czułem się jakbym oglądał krótkie filmiki na Youtubie z różnych wyścigów.
Mniejsza z tym.

Mimo to, film podniósł mi ciśnienie (się naoglądał człowiek ścigantów cisnących pod prąd to od razu serce szybciej zabiło :p) więc na miejsce startu udałem się już w pełni gotowy :) jeszcze tylko przebrałem się w rowerowe ciuchy, by paradować w nich jako jedyny z 40 osobowej ekipy :p w Krakowie najwyraźniej panuje stylówa 'na kuriera' ;)


Dwa urocze plusy imprezy

Dostaliśmy manifest:


Jak już padło hasło do otwarcia koperty z manifestem, wziąłem manifest do ręki i ruszyłem przed siebie. Już w trakcie jazdy zacząłem go czytać i żadnej z ulic nie kojarzyłem... dopiero ostatnią na liście, Lea zlokalizowałem w głowie, więc tam się udałem.

Początek wyścigu, więc pędzę ile wlezie. Spieszyło się też BABIE, która wyjechała na przejście dla pieszych rowerem, nie patrząc czy cokolwiek jedzie... Wyjechała dosłownie metr przede mną, co przy moich ~40km/h nie dało mi zbyt wiele czasu. Zdążyłem minimalnie skręcić, dzięki czemu nie wjechałem jej w nogę, co obawiam mogło by się skończyć dla niej bardzo źle, tylko w rower. Przeleciałem przez kierownicę. Leżę na asfalcie, laska leży. Szybko sprawdzam czy mam zęby bo mnie coś bolały, sprawdzam czy cały rower.
W międzyczasie oczywiście cały czas kurwie na głupią BABĘ. Podchodzi też jakiś przechodzień który z bezpiecznej odległości próbuje nam pomóc stwierdzeniem 'ale dzwon' :)



Drugi lot przez kierownicę w bardzo podobny sposób w ciągu 2 dni. Niezły bilans.
Plując krwią z rozwalonej wargi jadę dalej by po chwili dotrzeć pod wskazany na manifeście adres - klub Platinium. Pytam na 'recepcji' o spinning, babka posyła mnie dalej. W rowerowych ciuchach gonię między koksami patrzącymi na mnie podejrzliwym wzrokiem do spiningowej sali. Wpadam. Konsternacja.
Macham manifestem prowadzącemu, który ze zdziwieniem pyta: "to już? myślałem że za jakąś godzinę dopiero...". Super :)
Poszedł po pakunek a ja stoję jak kołek w sali w której wszyscy mi się przypatrują :) Dał mi pakunek który miałem dowieźć do końca, i drugi manifest.
Extra. Na pierwszym nie wiedziałem gdzie są kolejne ulice, a teraz mam drugie tyle do ogarnięcia...

Wrzucam małe pudełko do plecaka, i dzięki wskazówkom spinningującym koksiarzom udaję się na Głowackiego.
Gwiazda na bramie
Znajduję gwiazdę na ogrodzeniu terenu Wojska Polskiego, i to też wpisałem w manifeście. Prawidłowa odpowiedź: Marilyn Monroe. No idea...

Dalej kaplica na salwatorze. Salwator wiem gdzie jest, więc lecę. Pytam jakichś babek o kaplicę i pomoc w znalezieniu kilku kolejnych ulic na mapie. Jest nieźle, choć i tak kilku mi jeszcze brakuje :)
Kaplicę znajduję, i nawet wpisuję co trzeba na manifeście :)



Teraz ul. Grunwaldzka. Gdzież to jest? Pewnie przy Rondzie Grunwaldzkim. Szwędam się po okolicy, ale nic nie znajduję. Na mapie którą dostałem nie ma indeksu, a jak się później okazało, nie było też niektórych ulic na które powinniśmy dojechać... Wkurzam się w końcu, i włączam gps'a na komórce, który podpowiada mi że Grunwaldzka jest jakieś 6km dalej :)

Jadę więc na ul. Rękawka. W ramach mojego powolnego wracania (po jakichś 2 latach przerwy) do jazdy na stojąco, ruszam pełną parą na stojąco. Nie wytrzymuje tego tylne koło. Pęka szprycha przy napędzie :) Strasznie się toto telepocze, ale szkoda czasu na wyrywanie. Jadę dalej.
Na ul. Rękawka spotykam kilku uczestników liczących z podobnym do mojego zapałem każdy ze 107 schodków prowadzących z grubsza w kierunku Kopca Krakusa.



Dekerta. To też znalazłem. Tylko coś sobie źle przeczytałem, i zamiast mostu, szukałem muzeum :) a powinienem szukać wiaduktu, ale to już inna sprawa...
Spotykam tu jakieś dziewczę, które również nie wie gdzie jest poszukiwany przez nas 'most', ale wisi na komórce z kimś kto chyba wie. Do tego spotykamy gościa który w alleycacie nie bierze udziału. Razem gdzieś jadą, a ja uznaję, że 'jednym z zamieszkałych pod mostem zwierzaków' jest pies stróżujący terenu tuż przy wiadukcie kolejowym na końcu ul. Dekerta :)

Trochę naokoło jadę na ul. Starowiślną gdzie miałem policzyć talerze. Na wystawie znalazłem jedynie talerze do pił tarczowych. Uznałem, że to są te talerze. A powinienem policzyć anteny satelitarne na kamienicy :)

Znowu jadę na Grunwaldzką, którą z małymi problemami odnajduję.
Przy Stefanie znajdziesz kobietę. Jak ma na imię?

szukam więc Stefana na szyldach sklepów, kancelarii adwokackich... nagle słyszę głos z niebios.
- szukasz stefana?
- tak
- podejdź tu
- ?
- do balkonu
:)

Uprzejme dziewczęta, które nie wiem skąd wiedziały czego szukam, poinstruowały mnie że Stefan to ulica kilka przecznic dalej. Na jej rogu z Grunwaldzką była kamienica z dużym napisem Teresa.


niektórzy mieli więcej przygód, niż moje OTB...

Lema/Czyżyńska. Znów GPS z telefonu do ręki, bo ani ja, ani przechodnie nie mamy pojęcia gdzie to jest.
Znajdź numer tel. do Kierownika Szpili
Domyślam się, że może chodzić o kierownika budowy przy hali widowiskowej. Strzał w dziesiątkę. Na miejscu spotykam całkiem sporą ilość osób poszukujących numeru do kierownika :)

Spisuję co trzeba, i jadę dalej wyprzedzając na prostej ze sporą różnicą prędkości kilka osób.
Ul. Retoryka.
Długo myśl, prędko czyń. Podaj nr kamienicy
Podejrzewam, że chodzi o cytat na kamienicy, ale nie mogę go znaleźć. Moja rozmyta logika doprowadziła mnie do wniosku, że chodziło o:
- długo myśl - długo poszukuj tego cytatu
- prędko czyń. podaj nr kamienicy - nie znajdź nigdzie tego cytatu i wymyśl sobie dowolny numer

Ale wymyśliłem :) Ponoć cytat ten był na kamienicy z numerem 15 :)

Dzięki pomocy komórki jadę do Parku Decjusza.
Która godzina na muszli?
Szukam muszli koncertowej, koło której znajduję ponad metrowej wielkości muszlę z jakiegoś odlewu, a na niej wskazówki. Sprawdzam czy wskazówki da się przesunąć. Nie da się, więc spisuję godzinę.

Z czasem już bardzo krucho, więc znów cisnę ile fabryka dała na plac szczepański na metę.



Uzupełniam brakujące wpisy w manifeście. Z tego co przeliczyłem (w trakcie pisania relacji :P) uzyskałem 150 punktów, nie wiem czy były jakieś ujemne :) Zwycięzca uzyskał 232. Za każde 5 minut przed czasem można było uzyskać bodajże kilka punktów... Więc nie warto się było zbytnio spieszyć, a zdecydowanie opłacało się zaliczyć wszystkie punkty :)

Dobrze by też było zaliczać je w miarę po kolei, a nie tak jak ja... zrobiłem około 57km w ciągu dwóch godzin jazdy :P Objechałem w te i z powrotem kilka ulic (Grunwaldzka, Dekerta, Retoryka), i ominąłem kilka punktów będąc tuż koło nich, tylko po to, by później do nich wracać przez pół miasta :P

Nie wiem co mnie podkusiło żeby jechać samemu. Mocno przeliczyłem się, jeśli chodzi o moją znajomość ulic w Krakowie (sporo mi z głowy wypadło :p), i pewnie sporo lepiej bym wyszedł na grzecznym siedzeniu na kole :) Szkoda że nie wiedziałem kogo się uczepić. Następnym razem tak zrobię :p

Wyszło na to, że wyższą lokatę zająłem na alleyu w Łodzi, w której znam dosłownie dwie ulice, lub na alleyu w Warszawie w której znam niewiele więcej :) Do tego jadąc samemu nie ma takiej zabawy, ale i tak na kilku skrzyżowaniach mocno poszalałem :) Więc kiepsko sprawę rozegrałem, bo ani lokaty jakiejś nie zająłem, ani się z nikim nie powygłupiałem na drodze :p

Przy przyspieszaniu czułem ciągle kontuzje, ale że trasa była dość płaska, to po rozpędzeniu się jechało się całkiem przyjemnie :)

Jak już wszyscy przyjechali było rozdanie nagród, i wspólne picie szampana z gwinta :)


Wbrew temu co widać na zdjęciu, nie boję się huku szampana

Pogadałem też z przypadkowo spotkanym kolegą który też na Bałkanach był, tyle że samochodem. Podobne wrażenia :)

Trzecia szprychówka na koło:


Plusy:
- fajna atmosfera
- bardzo fajna atmosfera
- okazało się, że są w Krakowie kurierzy który cisną jak szaleni :) A ja zawsze spotykam kurierów jak się ciągną powolutku chodnikiem...
- jakiś tam podarunek (kubek z fikuśnym uchwytem + łyżeczka) od Klubu Fitness Platinium. Do tego nagrody dla zwycięzców. Fajnie.

Minusy:
- skomplikowane punkty. nie wiadomo było o co chodzi... wolałbym żeby ktoś był na punktach i trzeba się było podpisać. A tu ani człowiek nie wiedział gdzie ma jechać, a jak już dojechał na wskazaną ulicę, to nie wiedział czego szukać (np. ul. Dekerta czy Retoryka)
- po co dawać mapę, skoro nie ma na niej ulic z manifestu? ani indeksu ulic?
- lista startowa. nie lepiej żeby impreza była otwarta dla wszystkich? Gdybym mógł w ogóle nie startować, lub startować a nie dostać kubka z platinium, to wolałbym jednak tą drugą opcję...

Galeria:
https://picasaweb.google.com/113355242078790491964/LineOfSightAlleycatWKrk#

Trasa (bardzo z grubsza, było sporo więcej błądzenia :p):

(przesuwając myszką po profilu wysokościowym, można zobaczyć jak po kolei jechałem)
Środa, 12 września 2012 Kategoria >100, >30km/h

Infrasettimanale Classico - w deszczu i z przygodami :p

Trochę zbędnego paplania:

Z rana co nieco po mieście, też dość szybko...

Od BBTouru minęło już 2 tyg. Poczułem się lepiej, więc chciałem się przejechać dłuższy dystans, a tu mi IC w oczy wpadło (IC, czyli cotygodniowa ustawka, z ponoć czołówką polskich amatorów :p). Czemu nie. Ktoś ostatni musi dojechać :)

O 17 ruszam na Błonia na miejsce spotkania. Cisnę oczywiście ile wlezie, bo jestem spóźniony. Wpadam jeszcze na chwilę do Ando, żeby napompować kółka, a na alejach trafiam na czerwone. Ruszam szybko wzdłuż drogi po chodniku żeby czasu nie tracić a tu nagle metr przede mną wyrasta jakieś dziewcze...
Ostro po hamulcach, ale na tak krótkim odcinku wiele się wyhamować nie da, więc wpadam trochę w dziewczynę... lecę przez kierownicę, ale pechowo nie ląduje na dziewczynie, tylko zaliczam beton... Zbieram się szybko i zaczynam przepraszać, ale szczęśliwie dziewuchę tak naprawdę lekko zahaczyłem i nic jej się nie stało. U mnie za to wygięta klamkomanetka (udało się naprostować :p który to już raz...) i lekkie stłuczenia. Ufff, dobrze, że nie ma powtórki z zeszłego roku, kiedy to też we wrześniu zaliczyłem głupią glebę, która się w szpitalu skończyła...


Ok, dojeżdżam trochę obolały na Błonia gdzie dopiero puszcza mnie powypadkowy szok i trochę się trzęsę :) Czekamy kilka minut i sporą grupką ruszamy tempem trochę ponad 30km/h w stronę Kryspinowa gdzie mamy się wszyscy zebrać.
Na jednym z odcinków wyprzedza nas jakaś małą ciężarówka mijając się z nami i z samochodem z naprzeciwka na gazetę... akurat cisnęliśmy prawie 40km/h, a gość i tak głupi, i poczekać chwilę nie mógł. Cóż poradzić :p

W Kryspinowie spotykam jedyną znaną mi w towarzystwie twarz, tj Robina paradującego w stroju CCC. Cwaniaczek ;)

Start:

Postaliśmy kilka minut i pada hasło do startu. Jedziemy nad wyraz spokojnie. Jakieś pogaduchy, jest fajnie, turystycznie, tak jak planowałem :) Z przodu czołówka coś tam już wyszarpała, i ~3 gości trochę uciekło. Z peletonu urywa się jeden żeby ich gonić. Później drugi, trzeci... w końcu wszyscy ruszyli, i tempo poszło na ponad 50km/h na prostym. To by było na tyle jeśli chodzi o spokojną jazdę :p

Zaczyna się podjazd, na którym ku mojemu zaskoczeniu dobrze mi idzie. Trzymam się przy czołówce, jedziemy w ~6, i nawet mam jeszcze trochę zapasu sił. A tu nagle pyk, i po kolanie :) Po chwili drugie pyk, i po ścięgnie achillesa... :p
Zwalniam drastycznie dając się dogonić kolejnym kolarzom, w tym m.in. Robinowi. Zaczyna padać, jadę sam. Trasy nie znam, więc czekam chwilę na kogoś, i we dwóch jedziemy sobie spokojnie przez kolejne kałuże :)

Mokrzy doszczętnie, jedziemy koło siebie ucinając sobie pogawędki i tym sposobem przewalamy się przez kolejne dwa podjazdy. Na końcówce trasy doganiamy jakiegoś marudera, a kilka kilometrów przed metą dopada nas czołówka, która jechała dłuższą trasę.
Siadamy im na kole, nawet da się za nimi jechać :) Na finiszu podkręcają tempo na tyle, że przy 56km/h na prostej ich nie dochodzę :p

Na koniec rozlosowanie nagród - wylosowałem bilety do Kina pod Baranami na Line of Sight (film o kurierach rowerowych), na który to rezerwowałem bilety, ale rezerwacji nie przypilnowałem i przepadła, a miejsc od dawna już nie ma... fajnie ;)
Oddaje wejściówki żeby ich nie przemoczyć Robinowi (którego najpierw wylosowali, ale mu termin nie pasował więc było kolejne losowanie :p) i ruszamy znów niezłym tempem do Krakowa.
Jeden z mijanych rowerzystów dogania naszą trójkę. Okazuje się że to forumowy PawełG :) Ciśnie zdrowo razem z nami na góralu z sakwą :p

W Krakowie szukam jeszcze kluczy (cały przemoczony i brudny, ubrany w kamizelkę odblaskową pytam o nie w Teatrze Stu :P), które byłem przekonany że zgubiłem przy potrąceniu dziewuchy, ale szczęśliwie okazuje się, że ich w ogóle nie wziąłem :)

Niestety kontuzje jeszcze nie zaleczone... trzeba będzie jeszcze pewnie kilka tygodni czekać, zanim znowu będzie można cisnąć...

Byłem jedynym bez SPD'ów, bez kasku i z Brooksem Flyerem, który do szosówki pasuje jak pięść do nosa :)

Co ciekawe bolały mnie biodra... czyżby przez Brooksa?

Trasa (baterie w GPSie padły :p):


VDO 2.0, które w ścianie deszczu na BBTourze wysiadło, tym razem bez problemu, choć deszcz nas nie oszczędzał...
Niedziela, 9 września 2012 Kategoria Po mieście

miasto

Sobota, 8 września 2012 Kategoria Po mieście

miasto

Piątek, 7 września 2012 Kategoria Po mieście

miasto

Czwartek, 6 września 2012 Kategoria Po mieście

miasto

  • DST 78.95km
  • Sprzęt Wyprawowy
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl