Piątek, 1 czerwca 2012
Kategoria Po mieście
miasto + Konspirace Alleycat
Na Alleya (wyścig uliczny) wybierałem się od dobrych 2-3 lat. Nie raz już dowiadywałem się, że Alley był np dzień wcześniej, albo terminy mi nie pasowały...
Ba! Raz nawet pojechałem (w Krakowie) na Alleya, ale okazało się, że był dzień wcześniej...
Tym razem wyjechałem z domu prawie godzinę wcześniej :P Szczęśliwie po drodze widzę rowerzystę ze szprychówkami, więc pojechałem za nim kawałek by dotrzeć jakieś 20min przed czasem na miejsce :)
Zbierała się coraz większa ekipa, większość na OK, bodajże 1h 20min po czasie zbiórki, całkowicie zziębnięci ruszyliśmy do przodu (cała trasa ~10km).
Ustawieni za krawężnikiem, po haśle start podbiegliśmy kilka metrów do przodu, i wsiedliśmy na rowery. Z grupki 33 osób, po pierwszym zakręcie byłem ~siódmy, a że na początku był podjazd, to na jego szczycie byłem już czwarty (wiozłem się, nie było sensu dalej wyprzedzać bo trasy nie znałem :P).
Przed punktem pojechałem za złą osobą, i objechaliśmy punkt naokoło. Za punktem mocno nadrobiłem i znowu byłem trzeci, ale punkt zgubiłem, więc musiałem zawracać i znowu gonić...
Punkt zaliczyłem, wyprzedziłem kilka osób, ale ufny w swoją pamięć olałem wskazówki towarzysza którym jechałem. Skończyło się na przełażeniu przez żywopłot i skakaniu z ~2 metrowego muru razem z rowerem, a później stromym zjeździe po bruku, więc same straty...
Po sprawdzeniu mapki, dopytaniu o drogę, trafiam na kolejny punkt, i lecę dalej. Doganiam kolejną osobę która mnie w międzyczasie wyprzedziła, i lecę pod górę Oboźną.
Meta oczywiście też nie wiem gdzie jest, więc zamiast skręcić do knajpy, to jadę prosto na rondo de Gaulle'a... zawracam, kątem oka zauważam rowerzystów, więc wreszcie trafiam na metę.
Dojeżdżam w końcu jako dziesiąty :p
Bardzo z siebie zadowolony, że wreszcie udało mi się w wyścigu wziąć udział, i z dużymi nadziejami na kolejny wyścig, na którym już będę grzecznie siedział na kole komuś kto zna topografię miasta :)
No i porównując mój rower z lemondką, bagażnikiem z wylajtowanymi OK innych, to też źle nie było [; Z tego co pamiętam, to po raz kolejny, byłem jedynym w towarzystwie bez nosków, spdów czy innych zatrzasków :)
Prędkość na długich prostych oscylowała w granicach 40km/h, maksymalnie 48km/h :)
do następnego! :)
Oficjalne wyniki:
http://konspirace.blogspot.com/p/wyniki.html
Ba! Raz nawet pojechałem (w Krakowie) na Alleya, ale okazało się, że był dzień wcześniej...
Tym razem wyjechałem z domu prawie godzinę wcześniej :P Szczęśliwie po drodze widzę rowerzystę ze szprychówkami, więc pojechałem za nim kawałek by dotrzeć jakieś 20min przed czasem na miejsce :)
Zbierała się coraz większa ekipa, większość na OK, bodajże 1h 20min po czasie zbiórki, całkowicie zziębnięci ruszyliśmy do przodu (cała trasa ~10km).
Ustawieni za krawężnikiem, po haśle start podbiegliśmy kilka metrów do przodu, i wsiedliśmy na rowery. Z grupki 33 osób, po pierwszym zakręcie byłem ~siódmy, a że na początku był podjazd, to na jego szczycie byłem już czwarty (wiozłem się, nie było sensu dalej wyprzedzać bo trasy nie znałem :P).
Przed punktem pojechałem za złą osobą, i objechaliśmy punkt naokoło. Za punktem mocno nadrobiłem i znowu byłem trzeci, ale punkt zgubiłem, więc musiałem zawracać i znowu gonić...
Punkt zaliczyłem, wyprzedziłem kilka osób, ale ufny w swoją pamięć olałem wskazówki towarzysza którym jechałem. Skończyło się na przełażeniu przez żywopłot i skakaniu z ~2 metrowego muru razem z rowerem, a później stromym zjeździe po bruku, więc same straty...
Po sprawdzeniu mapki, dopytaniu o drogę, trafiam na kolejny punkt, i lecę dalej. Doganiam kolejną osobę która mnie w międzyczasie wyprzedziła, i lecę pod górę Oboźną.
Meta oczywiście też nie wiem gdzie jest, więc zamiast skręcić do knajpy, to jadę prosto na rondo de Gaulle'a... zawracam, kątem oka zauważam rowerzystów, więc wreszcie trafiam na metę.
Dojeżdżam w końcu jako dziesiąty :p
Bardzo z siebie zadowolony, że wreszcie udało mi się w wyścigu wziąć udział, i z dużymi nadziejami na kolejny wyścig, na którym już będę grzecznie siedział na kole komuś kto zna topografię miasta :)
No i porównując mój rower z lemondką, bagażnikiem z wylajtowanymi OK innych, to też źle nie było [; Z tego co pamiętam, to po raz kolejny, byłem jedynym w towarzystwie bez nosków, spdów czy innych zatrzasków :)
Prędkość na długich prostych oscylowała w granicach 40km/h, maksymalnie 48km/h :)
do następnego! :)
Oficjalne wyniki:
http://konspirace.blogspot.com/p/wyniki.html
- DST 37.76km
- VMAX 48.20km/h
- Sprzęt Szosówka - pęknięta rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie jedynym bez nosków czy zaczepów - takich było całkiem sporo - w tym ja.
Gość - 12:01 sobota, 2 czerwca 2012 | linkuj
Komentuj